[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Starszy pan odwrócił się i poprowadził ich w głąb domu. Zanim weszli do
środka, Hal zerknął na Kit i mrugnął do niej. Wizyta nie zapowiadała się na łatwą i
Kit wdzięczna mu była za ten drobny gest dodający otuchy.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Na kominku w salonie buzował wesoły ogień. Hal wszedł do pokoju, w którym,
będąc dzieckiem, spędzał wieczory razem z Sam, i poczuł się dziwnie, jakby cofnął
się w czasie i jako dorosły odwiedził swój dziecięcy świat. Minęło wiele lat od
tamtych chwil i wydawały mu się teraz prawie nierealne, niczym sen. Sen, który
stał się koszmarem, kiedy odeszła od nich matka. Powoli, ostrożnie przeszedł po
perskim dywanie pokrywającym dębową podłogę i usiadł na jednej ze skórzanych
kanap. Obiecał sobie nie dać się złym wspomnieniom, panować nad emocjami, jak
przystało na dojrzałego, dorosłego mężczyznę, i skupić się na odbudowaniu relacji
z ojcem. Podał kule Kit, która trzymała się cały czas w pobliżu. Odłożyła kule w
zasięgu jego rąk i usiadła w pewnej odległości, na fotelu stojącym obok kanapy.
Zachowuje się jak pielęgniarka, stwierdził zaskoczony Hal. Tego się nie
spodziewał. Wydawało mu się, że po tym, jak się kochali, ich relacja pogłębiła się,
wykraczając poza czysto zawodowy układ. Z całego serca pragnął, by Kit nie
próbowała ignorować intymnej więzi, która się między nimi zrodziła. Dlaczego
nadal nie czuła się przy nim wystarczająco swobodnie, żeby chociaż koło niego
usiąść? Spojrzał w jej błękitne oczy.
– Proszę cię, usiądź bliżej.
Poklepał kanapę obok siebie.
– Lepiej nie. Twój ojciec mógłby uznać, że zachowuję się nieprofesjonalnie.
Jeszcze pomyśli, że ja... że my... – Kit nie była w stanie dokończyć zdania.
Zaczerwieniła się.
– Że cię sprowadziłem na złą drogę? – spytał, krzywiąc się. – Daj spokój, nawet
jeśli jemu się to nie spodoba, nic mnie nie powstrzyma. Pragnę cię i chcę, żeby cały
świat o tym wiedział.
Henry czuł się coraz bardziej zdesperowany; cały dzień myślał tylko o tym, by
móc znów wziąć Kit w ramiona, by zburzyć mur, którym starała się od niego
odgrodzić. Co miał zrobić, jakich słów użyć, by przekonać ją o szczerości swych
uczuć? Nie chodziło mu przecież o przelotny romans, a o coś o wiele bardziej
poważnego, pomyślał. Nagle dotarło do niego, jak bardzo mu zależy na obecności
Kit w jego życiu. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej przy nim zabraknąć.
Wstrząśnięty tym odkryciem siedział nieruchomo, wpatrując się w ogień.
– Tłumaczyłam ci, że ja tak nie mogę, muszę... – odezwała się cicho Kit.
– Być odpowiedzialna? – przerwał jej.
– Wiem, że to cię nie przekonuje, ale...
Zamilkła, widząc ojca Hala, który niespodziewanie pojawił się w salonie.
– Moja gosposia, Mary, przyniesie nam zaraz coś do jedzenia, a potem
przygotuje dla was pokoje. Zakładam, że zostaniecie na noc? Panno Blessington?
Hal ugryzł się w język. Ojciec jak zwykle pojawił się w najgorszym możliwym
momencie i zachowywał się jak słoń w składzie porcelany. Z drugiej strony,
przyjechałem tu pogodzić się z nim, a nie pokłócić, więc rozmowa z Kit musi
poczekać, zreflektował się Hal.
– Tak, lepiej nie ryzykować powrotu nocą, chociaż Kit jest świetnym kierowcą.
Wolałbym pokój na parterze, jeśli to nie problem, dla Kit także, w razie gdybym jej
potrzebował.
– Oczywiście, żaden problem. A jak się miewasz od czasu wypadku?
Gospodarz usiadł w fotelu obok Kit. Jak zwykle zachowywał dystans i pewną
nonszalancję, która wielokrotnie doprowadzała Hala do wściekłości. Ojciec nigdy
nie zdobyłby się na okazanie szczerej, ojcowskiej troski, nigdy nie zapytał syna, co
naprawdę czuje: I nie omieszkał wytknąć mu błędów, tak jak teraz, wspominając,
niby mimochodem, o wypadku. Henry natychmiast się zjeżył.
– Wszystko dobrze. Lepiej, niż się spodziewałem, przy tak idiotycznej kontuzji –
odpowiedział buńczucznie. Zerknął na Kit, ale ta siedziała z dłońmi ściśniętymi na
podołku, ze spuszczonym wzrokiem, tak jakby chciała stać się niewidzialna. Czy
onieśmielał ją wyniosły Traverne senior, czy też bogate, imponujące otoczenie
dworu? Hal miał nadzieję, że Kit nie poczuła się przytłoczona. Przecież mimo
braku wykształcenia i majątku, które tak ją deprymowały, posiadała wrodzoną
klasę, jakiej pozazdrościć by jej mogła niejedna arystokratka. Tylko czy ona
zdawała sobie z tego sprawę? Ogarnęła go wściekłość na myśl, że Kit mogłaby
poczuć się gorsza tylko dlatego, że nie urodziła się w zamożnej rodzinie.
– Biegaliśmy nawet dzisiaj rano w parku, prawda, BQt? – zagadnął ją.
– Chyba żartujesz! Mam nadzieję, Henry, że nie lekceważysz swojej kontuzji, to
poważna sprawa!
Niezadowolenie malujące się na twarzy ojca zirytowało go.
– Tak sądzisz? Cóż, jeśli w kryzysowych sytuacjach nie potrafimy ratować się
poczuciem humoru, to pozostają nam już tylko środki na uspokojenie i smutna
egzystencja w permanentnym niezadowoleniu i stresie. Osobiście wolę podjąć
ryzyko, czuć, że żyję, nawet jeśli wiąże się to z bólem, niż wegetować, udając, że
nic mnie porusza.
– Pana syn nie żartował – wtrąciła się niespodziewanie Kit. – Faktycznie
poszliśmy do parku, ja biegłam, pchając wózek, w którym siedział Henry.
– Doprawdy? – Gospodarz spiorunował ją wzrokiem. – Dlaczego uznała pani, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl