[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyskretnie ją obserwował, zaintrygowany metamorfozą, jaka się w niej. dokonała. Na jej twarzy malowało
się zdecydowanie, z całej postaci emanowała energia. Taką Whitney zdążył poznać już wcześniej.
Tę rozognioną, spragnioną, gotową się oddać chwili zapomnienia poznał dopiero dzisiaj. Również dzisiaj
po raz pierwszy zobaczył ją cierpiącą, złamaną bólem, potrzebującą pomocy. Powinien przemyśleć swój
stosunek do Whitney. Aż do wczoraj był pewien, że bez żadnych strat natury emocjonalnej może w każdej
chwili od niej odejść. Lecz póiniej trzymał ją w ramionach, gdy cierpiała, a dziś rano topniała w jego rękach,
on zaś pragnął tylko jednego. Kochać się z nią. Do tej pory żadna kobieta nie zawładnęła do tego stopnia
jego zmysłami. Nigdy dotąd nie czuł tak dojmującego pożądania.
I co teraz?
Zacisnął zęby i ogarnął wzrokiem mijane pola złocist~j pszenicy dojrzewającej w pron1ieniach
gorącego, czerwcowego słońca. To oczywiste, że wpadł po uszy. Ale co naprawdę czuje do Whitney? I czy
te uczucia są wystarczająco silne? Tego nie wiedział.
Oczywiście rozumiał, że w grę wchodzi wielkie ryzyko.
W niezbyt odległej przeszłości zaryzykował i przegrał. Za , tamto ryzyko zapłacił wysoką cenę. Czy historia
ma się powtórzyć?
Bezwiednie przejechał dłonią po zarośniętej brodzie. Tak bardzo chciał zachować równowagę, lecz miał
wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Zdał sobie bowiem sprawę, że już nie jest w stanie odejść od
Whitney. Zauroczyła go, zafascynowała.
- Spróbujcie jeszcze raz - warknęła do mikrofonu. - Sierżant Ford musi gdzieś być. - Rozłączyła się i
wetknęła mikrofon w uchwyt na desce rozdzielczej. Po chwili wyłączyła telefon komórkowy. - Wciąż
odzywa się automatyczna sekretarka Jake'a. Gdzie on jest, do diabła?
- Dopiero ósma. Może za parę minut zjawi się w biurze.
- Oby. - Zerknęła w notatnik, a potem na pole, gdzie pasło się stado bydła. - Na następnym skrzyżowaniu
skręć w prawo. Ciało znaleziono trochę na północ od tego miejsca. - Tej ofiary nie wywieziono aż tak
daleko, jak w poprzednich przypadkach.
- Właśnie o tym myślałam. Tym razem sprawca wyrzucił ciało bliżej miasta. Jeśli to sprawka tego, kogo
ścigamy, to z jakiegoś powodu postąpił inaczej.
- Może chciał, żebyśmy szybko na nią trafili.
- Ale dlaczego? - Whitney wyjęła z torby odznakę i pistolet w kaburze. Zręcznie przypięła go do paska
dżinsów. - Wciąż usiłuję dociec, co kieruje tym potworem. O wiele łatwiej znalezć przestępcę, jeśli zna
się motyw, którym się kieruje.
- W końcu rozwiążesz tę zagadkę. - Bill skręcił i oślepiony porannym słońcem, przymrużył oczy. Okulary
przeciwsłoneczne zostawił w swoim lincolnie, który nadal stał na podjezdzie przed domem Whitney.
- Powinnam była go śledzić. Każdej nocy.
- Mówisz o Copelandzie. - Zerknął -na nią i zauważył zmarszczkę między jej brwiami.
- Gdybym za nim jezdziła, może złapałabym go na gorącym uczynku. Może nawet zapobiegłabym temu
ostatniemu zabójstwu.
- Sporo tutaj tego "może", sierżancie. Na razie opierasz się wyłącznie na przeczuciach. Nie dysponujesz
dowodami, a nawet poszlakami, które obciążałyby Copelanda. Dzisiejszej nocy nie nadawałaś się do
śledzenia kogokolwiek.
- Należało przynajmniej .wysłać za nim Jake'a. Teraz wiedziałabym, gdzie się podziewa.
Pół kilometra dalej zjechali szosą w dół. Niedaleko zobaczyli zaparkowany ukośnie radiowóz z
błyskającymi czerwono-niebieskimi światłami. Teren otoczono już żółtą taśmą i barierkami. W pobliżu stał
krępy policjant i uważnie obserwował grupę dziennikarzy, którzy najwyrazniej porównywali notatki.
- Sępy już się zjawiły - stwierdziła Whitney, gdy Bill mijał rząd pojazdów różnych stacji radiowych i
telewizyjnych.
- Wszyscy próbują podnieść oglądalność programów.
A prasa już od dawna trąbi, że w okolicy grasuje seryjny zabójca. - Bill podjechabbliżej i opuścił szybę. Na
jego widok policjant odsunął barierkę i machnął ręką w stronę drogi.
Za następnym zjazdem w dół ujrzeli kilka radiowozów i furgonetkę techników śledczych. Bill zaparkował
auto za samochodem lekarza sądowego.
- Idziemy.
- Chwileczkę, sierżancie. - Bill chwycił ją za rękę.
- O co chodzi? - Whitney spojrzała na niego nieco zniecierpliwiona.
- Gdy następnym razem będziemy tylko we dwoje, wyłączymy wszystkie telefony - oświadczył,
pocierając kciukiem wewnętrzną stronę jej nadgarstka. I natychmiast poczuł nagłe przyspieszenie pulsu.
Spojrzenie zielonych oczu złagodniało, a na policzki wypłynął delikatny rumieniec. Twarda z niej
policjantka, a zarazem podatna na wzruszenia kobieta, przemknęło Billowi przez głowę.
- Zgoda. - Whitney oblizała wargi. - Muszę przyznać, że podobają mi się niektóre pańskie posunięcia,
prokuratorze.
- Wzajemnie, sierżancie.
Oboje wysiedli i podeszli do miejsca, gdzie stała policjantka.
Na jej mosiężnej plakietce widniało nazwisko C.O. Jones. Dziewczyna zapisała ich nazwiska, stanowiska
służbowe i czas przybycia.
- Przyjechałaś tu jako pierwsza? - spytała Whitney, zsuwając z czubka głowy na nos ciemne okulary.
- Tak. Ofiara to biała kobieta o nieznanych personaliach. Godzinę temu ciało zauważył chłopak
rozwożący gazety. Już spisałam jego zeznanie. Czeka przy swoim samochodzie.
Bill zauważył w oddali wiśniową półciężarówkę. Z tyłu siedział młody mężczyzna w dżinsach.
- Czy ciało leżało na drodze? - spytał Bill.
- W połowie - odparła C.O. Jones. - Aż dziwne, że ktoś po ciemku go nie przejechał.
- Może nie leżało tu długo - stwierdziła Whitney.
- Właśnie. - C.O. Jones przełożyła notes z ręki do ręki. - Na odprawie mówiono nam o seryjnym zabójcy.
Na widok
tych skórzanych pęt dostałam gęsiej skórki.
Bill zauważył, że Whitney w skupieniu obserwuje wszystko to, co wokół się dzieje. Technik w niebieskim
kombinezonie robił zdjęcia. Drugi członek ekipy dochodzeniowej skończył pomiary i zapisywał je. Trzeci
długą pincetką podniósł z ziemi niedopałek i wrzucił go do plastikowego woreczka.
Billa zdziwiło, że zabójca zostawił po sobie ślad. Da tej pory nie znajdowano żadnych dowodów
rzeczowych.
Ciało zabitej kobiety spoczywało na brzuchu, smukłe ramiona były szeroko rozrzucone. Twarz zasłaniały
długie jasne włosy. Były zakrwawione, podobnie jak plecy i nogi. Na opuchniętych kostkach rąk i nóg
znajdowały się grube, skórzane pęta. Zdaniem Billa wyglądały identycznie jak te, które widział na
fotografiach siedmiu zamordowanych kobiet. Technik w laboratorium twierdził, że wszystkie wycięto z jed-
nego kawałka skóry. Ta skóra zaprowadzi cię do sprawcy, oświadczył.
Whitney Z udawanym spokojem zapisała parę uwag w swoim notesie. Następnie skinieniem głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl