[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Będziesz próbował wydać na mnie jeszcze więcej pieniędzy, tak? - Charlotte
przejrzała jego sprytny plan.
- Próbował? Nie doceniasz mnie. - Spojrzał na nią udawaną urazą, po czym, za-
dowolony ze swojego fortelu, oznajmił z satysfakcją: - Już zarezerwowałem pokój w
Ritzu i najlepsze miejsca na spektakl w Covent Garden!
ROZDZIAŁ ÓSMY
Po kilku dniach w Londynie, a później w Paryżu Charlotte czuła się jak praw-
dziwa księżniczka. Alec zawładnął nią do tego stopnia, że przestała się z nim wykłó-
cać o rachunki i nawet nie próbowała już za nic płacić. Tydzień minął w okamgnieniu
i oto byli już z powrotem na lotnisku w Prowansji. Jeden z kierowców firmowych
podstawił lamborghini na parking, zapakowali więc wszystkie swoje sprawunki do
limuzyny, którą Kiefer i Raine wracali do domu, i już po chwili mknęli autostradą,
słuchając kojącego jazzu i rozkoszując się balsamicznym powietrzem południowej
Francji. Charlotte zdjęła sandały i zwinęła się w kłębek na wygodnym siedzeniu ka-
brioletu. Zamknęła oczy i rozkoszowała się pędem powietrza rozwiewającego jej wło-
sy.
- Już widać dom. - Alec zwolnił i zjechał w boczną drogę prowadzącą do rezy-
dencji. Charlotte, przyglądając mu się uważnie, szukała odpowiednich słów, aby wy-
razić swe uczucia.
- O co chodzi? - zapytał.
- Świetnie się z tobą bawiłam. - Postanowiła postawić na szczerość.
- Ja też. - Alec rozpromienił się i pogłaskał ją po dłoni.
- Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość.
Charlotte westchnęła cicho, słysząc tę deklarację, ale uwaga Aleca skupiła się te-
raz na drodze, gdyż wjeżdżali właśnie na podjazd przed domem Montcalmów. Na
trawniku nadal stały przyczepy ekipy filmowej i bufet rozstawiony przez firmę cater-
ingową zapewniającą wyżywienie aktorom i członkom załogi. Charlotte miała na-
dzieję, że uda jej się wziąć prysznic i trochę się ogarnąć, zanim przyjdzie jej stawić
czoło rodzinie. Kiedy Alec zatrzymał samochód i otworzył jej szarmancko drzwi, nie-
chętnie wsunęła na stopy buty i wysiadła, rozprostowując nogi po długiej podróży.
Dziedziniec wydawał się dziwnie spokojny, ale gdy tylko otworzyli drzwi domu,
otoczyły ich głośne dźwięki: muzyka, rozmowy, gromki śmiech i toasty. Charlotte
zamarła z przerażenia. Obiecała Alecowi, że nikt nie odważy się urządzać imprez w
jego domu, zwłaszcza pod jego nieobecność. Spojrzała ukradkiem na jego mocno za-
ciśnięte usta i zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, Alec zdecydowanym krokiem
zmierzał już w kierunku jadalni, w której odbywało się przyjęcie.
- Monsieur Montcalm. - Henri wybiegł na powitanie pracodawcy.
- Nie teraz, Henri.
- Ale, proszę pana...
- Oszczędź mi tłumaczeń.
Charlotte nigdy jeszcze nie słyszała, by Alec odezwał się tak ostrym tonem do
któregoś ze swoich pracowników. Henri mężnie zastąpił mu drogę i kontynuował nie-
zrażony.
- Madame Lillian Hudson zaszczyciła nas wizytą.
Alec stał niewzruszony, ale Charlotte nie potrafiła ukryć zdziwienia. Jej babcia
pofatygowała się aż do Francji?
- Ze względu na jej wiek i zły stan zdrowia uznałem za stosowne zaproponować
jej, by się zatrzymała w posiadłości. Byłem pewien, że właśnie tego by pan sobie ży-
czył. - Henri nie spuszczał oka z twarzy Aleca, na której malowało się wahanie.
- Madame Hudson jest chora?
- Lillian ma raka. - Charlotte w końcu odważyła się odezwać.
- Umieściłem madame w pokoju Indyjskim, tuż obok jej syna, pana Markusa.
Reszta towarzystwa stacjonuje w hotelu z panem Jackiem.
Alec nadal próbował się uporać ze swoim gniewem, ale Charlotte widziała, że
najgorsze mają już za sobą.
- Bardzo cię za nich przepraszam.
Alec spojrzał na nią nieprzytomnie, najwyraźniej zastanawiając się, jak postąpić.
- Właśnie odbywa się kolacja powitalna na cześć madame Lillian - dodał Henri
cicho i z pochyloną głową usunął się z drogi Aleca. Po chwili milczenia gospodarz
skinął głową w stronę lokaja.
- Dziękuję ci, Henri.
Następnie podał ramię Charlotte i zapytał:
- Przedstawisz mnie swojej rodzinie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl