[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Susan przeczytała liścik dopiero po wyjściu panny Brooks z pokoju. Róże
przysłał Nate z przeprosinami, że przeszkodził w porannej pracy. Przyznał jej
rację, że to nie czas na rozrywkę. Podpisał: "Z wyrazami miłości, Nate."
Zamknąwszy oczy, Susan przycisnęła liścik do piersi i usiłowała uspokoić
wzburzone uczucia. Gdyby przestał być taki cudowny, wszystko stałoby się
łatwiejsze.
Tak się złożyło, że skończyła pracę tego wieczora wcześniej, niż
planowała i wróciła do domu tuż po siódmej. Mieszkanie było ciemne i puste,
ale przecież wyglądało tak zawsze i nie mogła zrozumieć, dlaczego tym razem
miało to dla niej takie znaczenie. A miało!
Dopiero gdy stanęła przed drzwiami Nate'a i zapukała do nich,
uświadomiła sobie, jak impulsywnie się zachowuje, odkąd go poznała. Ze
wszystkich sił starała się go unikać, a jednocześnie nic z tego nie wychodziło
- Susan! - zawołał, otworzywszy drzwi. - Co za miła niespodzianka!
- Chciałam& chciałam ci tylko podziękować za kwiaty& i przeprosić za
to, że byłam kąśliwa jak osa. Poniedziałkowy ranek nie jest moją najulubieńszą
porą dnia.
Uśmiechnięty, oparł się o framugę drzwi, krzyżując ramiona na szerokiej
piersi.
- Jeśli idzie o ścisłość, to ja jestem winien ci przeprosiny. Nie powinienem
był dzwonić rano. Zachowałem się egoistycznie i bezmyślnie. Miałaś ważną
pracę, poza tym to dla ciebie dni pełne napięcia. Mówiłaś mi chyba, że sprawa
awansu zadecyduje się w ciągu tygodnia lub dwóch.
Susan skinęła twierdząco głową.
- Może trudno w to uwierzyć, ale nie chcę powiedzieć ani zrobić nic, co
mogłoby ci w tym przeszkodzić! Jesteś bardzo oddaną, sumienną pracownicą i
zasługujesz, by zostać pierwszą kobietą na stanowiska wiceprezesa H&J Lima.
- Jeśli dostanę awans - powiedziała, patrząc ni niego badawczo - wiele się
między nami zmieni Nie... nie będę miała zbyt dużo wolnego czasu.
- Chodzi ci o to, że nie będziesz mogła się wypuszczać tak często? -
spytał, uśmiechając się zmysłowo. %7łartował sobie z niej powtarzając słowa
które wypowiedziała rano.
- Właśnie.
- Mogę to zaakceptować. Tylko... - zawahał się.
- Tak? - Nate miał zmarszczone brwi, co było do niego zupełnie
niepodobne. Zwykle na wargach gości mu szelmowski uśmiech. - Co chciałeś
powiedzieć?
- Pragnę, żeby spełniły się twoje marzenia i byś osiągnęła wszystko, co
sobie zaplanowałaś, ale na tej j drodze czeka na ciebie wiele pułapek, na które
musisz i 'uważać.
Teraz ona zmarszczyła brwi. Nie była pewna, czy rozumie, co Nate ma na
myśli.
- Chodzi mi wyłącznie o to, by sprawa wiceprezesury nie przysłoniła ci
tego, kim jesteś. A co jeszcze ważniejsze - policz koszty. - Z tymi słowy
postąpił krok do przodu, spojrzał jej gniewnie w oczy i pocałował lekko w usta,
po czym cofnął się niechętnie.
Susan wahała się zaledwie przez sekundę, następnie rzuciła mu się w
ramiona, jak gdyby to było po prostu jej miejsce na ziemi. Nawet teraz nie miała
pewności, czy zrozumiała, o czym Nate mówił, ale bez wątpienia w jego głosie
brzmiała niekłamana czułość.
Pózniej, w domu, gdy wróciła jasność myśli i przestał działać czar jego
dotyku, zastanawiała się nad samymi słowami.
Nate, prosił ją by nie zapomniała, kim jest. A kim ona jest? Nasuwały się
różne odpowiedzi. Jest Susan Simmons, przyszłym wiceprezesem do spraw
marketingu największej w kraju firmy produkującej i artykuły sportowe. Jest
córką, siostrą, ciotką& I nagle spłynęło na nią objawienie. Jest kobietą. O to
właśnie chodziło Nate'owi. To usiłowała powiedzieć jej w niedzielę Emily. Od
czasu, gdy postawiła sobie życiowe cele, poświęciła się całkowicie karierze
zawodowej, zapominając o swej kobiecości. Teraz nadszedł czas, by dopuścić
do głosu tę część jej natury.
Następnego wieczora po pracy Susan, pochylona nad kuchennym
bufetem, szarpała się z ciężkim mikserem, usiłując wydobyć go z solidnego
tekturowego pudła. Obliczyła, że według przepisu Emily powinno wyjść jej trzy
tuziny ciasteczek. Po wizycie w sklepie spożywczym, następnie w sklepie
gospodarstwa domowego, gdzie kupiła mikser, specjalną folię do pieczenia i
różne miarki, jedno ciasteczko będzie ją kosztowało cztery dolary
siedemdziesiąt dwa centy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]