[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jedynie fakt przynależności do Scotland Yardu, co wymagało
przestrzegania pewnych zasad, nie pozwolił Dodsonowi przejść do
rozwiązań ekstremalnych.
- Dobrze - zgodził się lord Percival. - Więcej nie będziemy pana
nachodzić.
Nadinspektor był zaskoczony, ale Szkot podtrzymał swoją decyzję.
- Widziałem wystarczająco dużo, doktorze. Proszę dobrze
posprzątać lokal, dobrze mu to zrobi. I proszę pozdrowić ode mnie
prawdziwego właściciela.
W taksówce jadącej w stronę Gizy Angus Dodson wybuchnął:
- Ten Qerry co otworzy usta, to skłamie.
- Mniej więcej, nadinspektorze.
- Był w naszych rękach, należało zmusić go, żeby powiedział
wszystko, co wie!
- Musi pan odpocząć. U stóp piramid jest wspaniały hotel Mena
House, gdzie przeniesie się pan we śnie do złotego wieku Starego
Państwa. A kiedy o świcie otworzy pan okno swojego pokoju, sen
będzie trwał nadal: ujrzy pan wielką piramidę faraona Cheopsa - to
niezrównane arcydzieło zniszczone przez czas.
- A więc nie wierzy pan w winę doktora Qerry?
- Tyle osób kłamie w tej sprawie... która z nich posunęła się do
morderstwa? Oto jedyne ważne pytanie.
Przez moment Dodson przestał rozumieć metodę, którą posługiwał
się Szkot. W tej samej chwili, kiedy wydawało się, że prawda jest na
wyciągnięcie ręki, lord Percival oddalił się od niej i obrał inną drogę
dla czystej tylko przyjemności włóczęgi.
- Gdyby się to zdarzyło w Anglii - powiedział nadinspektor -
zaaresztowałbym Qerry'ego i wziąłbym go w krzyżowy ogień pytań.
Twierdził, że wie wszystko o morderstwie Howarda Langtona, a jego
zachowanie dowodzi, że jest w to w jakimś stopniu zamieszany.
- Proszę sobie przypomnieć, nadinspektorze: sztylet, którym zabito
Langtona, notatkę sporządzoną ręką ofiary, kołnierzyk koszuli
przesiąknięty zapachem, rozdział VI z Księgi umarłych, małą amforę
przechowywaną przez Langtona... Czy wszystkie te ślady nie układają
się w jasny obraz, który skrywa jeszcze główny motyw, ale którego
kontury zaczynają się już pojawiać?
- To nie jest takie proste... Czy czasem ktoś nie stara się zamydlić
nam oczu?
- Dokładnie tak, mój drogi Dodsonie. Przede wszystkim nie
spieszmy się. Prawda jest być może na wyciągnięcie ręki, ale jeśli
pomylimy obiekt, może się wymknąć.
W świetle pełni księżyca odcinał się ogromny, doskonały trójkąt.
Wielka piramida, ucieleśnienie wieczności, jaśniała w mroku.
Dodson był zasapany.
Mimo ran, jakie zadali jej arabscy zdobywcy, pozbawiając
piaskowcowych bloków stanowiących jej ozdobę, gigantyczna
piramida faraona Cheopsa nadal panowała na płaskowyżu w Gizie,
głosząc zwycięstwo Egiptu faraonów nad śmiercią.
Lord Percival uprzedzał Dodsona, ale wrażenie było niezapomniane:
otworzyć okno na jeden z ocalałych siedmiu cudów świata - to
prawdziwa przyjemność. Nadinspektor przez kilka minut stał jak
skamieniały, niezdolny oderwać wzroku od ogromnej piramidy,
kamiennego ucieleśnienia promienia pierwotnego światła.
Kiedy odnalazł arystokratę w jadalni Mena House, był tym jeszcze
mocno poruszony. Bekon, jajecznica i zielony groszek z miętą
sprowadziły go na ziemię.
- Proponuję zwiedzanie dużej piramidy, nadinspektorze, pózniej
umówimy się na małą wycieczkę do Zredniego Egiptu. Zobaczy pan,
krajobraz jest tam cudowny.
Kiedy weszła do sali restauracyjnej, Dodson przerwał jedzenie.
- Ależ... To Domenica Strauss! Niemiecka egiptolog zauważyła
mężczyzn i podeszła do nich.
- Dobry wieczór panom. Zwiedzają panowie piramidy?
- Tak - odparł lord Percival. - Jak nie poddać się magii tego miejsca?
- Czyżby śledztwo się skończyło?
- Robimy co w naszej mocy, ale droga prowadząca do prawdy jest
czasem kręta. A pani, czy próbuje pani uwolnić się od okropnego
dramatu, który pani przeżyła?
- Ponowne ujrzenie piramid to silne antidotum na cierpienie. Nie
znam skuteczniejszego. Tutaj wszystko wydaje się efemeryczne i
ulotne. Spędzając dzień na płaskowyżu w Gizie, mam wrażenie, że
jestem naprawdę wierna pamięci Howarda. Proszę mi wybaczyć... Tak
bardzo potrzebuję ciszy.
ROZDZIAA XXXI
- Nic tu nie ma, milordzie! - zawołał Angus Dodson na widok Tall
al-Amarina w Zrodkowym Egipcie.
- Prawie nic - poprawił arystokrata.
Tu było Miasto Słońca, stolica faraona Echnatona i jego królewskiej
małżonki Neferetiti.
Przeciętnego turystę rzeczywiście spotykał tu silny zawód.
Spodziewał się, że zobaczy wspaniały pałac mieniący się dekoracjami,
wielką świątynię, w której Echnaton i Neferetiti składali ofiary Słońcu,
z główną aleją, gdzie królewska para jezdziła w rydwanie podziwiana
przez lud. Wszystko to jednak zniknęło. Pozostała jedynie rozległa,
trochę nijaka równina ciągnąca się wzdłuż Nilu, zamknięta falezą, w
której wykuto groby dla szlachetnie urodzonych dworzan Echnatona.
Były puste, ponieważ po śmierci faraona wszyscy egipscy urzędnicy
powrócili do Teb, poprzedniej stolicy i miasta boga Amona, które
Echnaton opuścił.
Angus Dodson odniósł jednak korzyść z niezwykłej wycieczki,
ponieważ Szkot pokazał mu widoczne na ziemi ślady nieistniejących
budowli. Nadinspektor zrekonstruował w wyobrazni królewską wolierę
pełną egzotycznych ptaków, pokoje władcy połączone z pałacem
kładką wiszącą nad główną ulicą miasta, siedzibę ministerstwa spraw
zagranicznych, bogate domy arystokracji otoczone wspaniałymi
ogrodami i upiększone basenem. W ten sposób za sprawą kilku
ceglanych murków, jeszcze widocznych planów i scen
przedstawionych w grobowcach ożył cały nieistniejący świat.
W oddali dostrzegli tuman pyłu.
- Jakiś jezdziec zbliża się w naszą stronę - stwierdził nadintendent.
Mężczyzna spiął konia o kilka metrów od śledczych, którzy
zmuszeni byli zamknąć oczy, aby nie dostały się do nich drobiny
piasku.
- Nie macie prawa przebywać tutaj! - wrzasnął inspektor Ahmed al-
Fostat.
- Pokój z panem - powiedział arystokrata.
- Nie czas na formułki grzecznościowe, milordzie. Znajdujecie się w
strefie archeologicznej zamkniętej dla turystów, co podlega surowej
karze. Tym razem puszczę to w niepamięć, ale macie się stąd
natychmiast wynieść!
- Wydaje mi się, że sprawuje pan władzę nad dystryktem asuańskim,
panie al-Fostat, a my jesteśmy daleko.
Inspektor do spraw starożytności uśmiechnął się złośliwie.
- Niech pan nie próbuje dyskutować, powołując się na przepisy
administracyjne, które znam lepiej od pana. Jeżeli będzie pan się
upierać przy swoim, wypiszę wam mandat.
- Jesteśmy upoważnieni do prowadzenia śledztwa - przypomniał
Dodson. - Czy w związku z tym zechciałby mi pan powiedzieć, co pan
robi w Tali al-Amarinie?
- Proszę nie zmieniać tematu! Przekroczyliście granice prawa i
poniesiecie konsekwencje tego czynu!
Lord Percival pokazał dokument w języku arabskim ze swoją
fotografią, ozdobiony tuzinem pieczęci.
- Czy wystarczy panu zezwolenie na odwiedzenie wszystkich
stanowisk archeologicznych w Egipcie, wystawione osobiście przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]