[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak miękko tak słodko,
całkowicie Cię otaczając,
śpiewając Ci kołysankę -kołysankę dla Ciebie,
kołysankę, kołysankę dla Ciebie.*
Była również druga zwrotka, ale nie rozpoznawałam już słów. Wszystko, co
słyszałam, to jego kojący głos, utulający mnie do snu.
* Concrete Blond - Lullaby
Rozdział XIV
Ryś
Tłumaczenie: madam butterfly, korekta: Pernix
W poniedziałkowy poranek obudziłam się ze słuchawką w uchu.
- Jasper powiedziałam, wciąż zamroczona.
- Dzień dobry, Bello. - Wciąż tam był! - Spałaś dobrze?
- Mmm odpowiedziałam, przeciągając się. - Kołysanka była cudowna, Jasper.
Nie wiedziałam, że jesteś tak utalentowany. Dziękuję!
- Nie mogę przypisać sobie tej piosenki pożyczyłem ją od Concrete Blonde
ale cieszę się, że ją polubiłaś.
- Była niesamowita. Musisz mi ją jeszcze kiedyś zaśpiewać.
Zaśmiał się niskim, gardłowym śmiechem. - Jak sobie życzysz, maleńka. Jak
sobie życzysz.
- Więc, co robiłeś, gdy spałam? - zapytałam, zaciekawiona.
- Niewiele. W zasadzie jechałem i słuchałem.
Jechał. To oznaczało, że już go nie było. Poczułam ukłucie w sercu.
- Dokąd jedziesz?
- Do północnej Kanady. Pomyślałem, że postraszę trochę rysi.
Północna Kanada. To brzmiało tak odlegle.
- Spotkasz tam kogoś? - zapytałam z wahaniem. Zastanawiałam się, czy któryś
z Cullenów dołączy do niego na polowaniu. Okej, jeśli miałam być absolutnie
szczera, chciałam wiedzieć, czy Alice będzie z nim na polowaniu. Nagle ta
świadomość i towarzyszący jej niepokój zaskoczyły mnie. Musiałam przyznać,
że byłam przerażona. Jeśli spotka Alice, być może już nie wróci.
Podenerwowana, czekałam na jego słowa.
- Nie. - Jego odpowiedz była krótka, ucinająca temat. Poczułam ulgę, a potem
winę za odczuwanie ulgi. Czy moje uczucia do Jaspera zaczęły przekraczać
granicę? Nie zrobiliśmy nic nieodpowiedniego, nie powiedzieliśmy nic
nieodpowiedniego, nie pomyśleliśmy... cóż, lepiej trzymać moje myśli z dala od
tego. Ale mimo to, byliśmy przyjaciółmi.
- Okej, cóż, muszę się zbierać do szkoły. Powodzenia, zadzwonię wieczorem.
- Bello?
- Tak?
- Pamiętasz, co mówiłem, kiedy dawałem ci ten numer? Możesz zadzwonić do
mnie kiedy tylko chcesz. Jeśli będziesz potrzebować mnie lub zwykłej rozmowy,
zadzwoń.
- A co jeśli będziesz znęcał się nad jakimś rysiem, kiedy zadzwoni telefon?
- Bello... - westchnął. - Jesteś ważniejsza od polowania. Poza tym ustawiłem
nasze telefony na wibracje i jeśli zadzwonią, poczujemy to i nikt inny nie
będzie wiedział. Więc jeśli będziesz miała taką potrzebę, zadzwoń.
Kiedykolwiek. - Podkreślił ostatni wyraz.
- Dobrze ustąpiłam. - Zadzwonię w razie potrzeby, ale prawdopodobnie
porozmawiamy wieczorem.
- Udanego dnia, Bello.
- Tobie też.
Charliego już nie było, więc szybko zebrałam się do szkoły i zjadłam
błyskawiczne śniadanie. Wcale nie cieszyłam się na nadchodzący tydzień.
Musiałam stawić czoło trzem samotnym dniom szkoły i pracy. Co gorsza, po
kinowej katastrofie powinnam być bardziej ostrożna, unikając sytuacji sam na
sam z Mike'iem, co więcej, muszę przestać śnić na jawie, by nie zgodzić się
znowu na robienie czegoś głupiego.
Kiedy otworzyłam drzwi mojej furgonetki, zauważyłam paczkę leżącą na
podłodze tuż obok pedałów. Zwykła, papierowa torba. Zaciekawiona,
podniosłam ją i zajrzałam do środka. Zawierała przenośny odtwarzać DVD,
pierwszy sezon Firefly oraz moje ulubione chipsy i napój. Uśmiechnęłam się, po
czym szybko otworzyłam załączoną kartkę.
W razie gdybyś chciała zobaczyć to jeszcze raz, by zauważyć momenty, w
których byłaś zbyt zajęta patrzeniem na mnie.
Wiadomość nie była podpisana. Przejechałam palcem po schludnym piśmie,
zanim złożyłam kartkę i wsunęłam ją do portfela. Wróciłam do domu, by
schować paczkę w sypialni, po czym wsiadłam do furgonetki i pojechałam do
szkoły.
Po raz kolejny polegałam na Angeli i Benie, którzy chronili mnie przed
osaczeniem przez Mike'a. Podczas lunchu wymówiłam się od jedzenia z
wszystkimi, używając jako argumentu niedokończonego eseju z hiszpańskiego.
Starałam się ze wszystkich sił, by nie rozmyślać o Jasperze, ale poległam raz,
czy dwa. Na szczęście nie ominęło mnie nic szczególnie ważnego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]