[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jasnozielonym i takiej samej barwy podkoszulek zawiązany na wysokości talii. Pomyślałem, \e
najwyrazniej lubi ten kolor i z bliska spojrzałem na jej wysoką sylwetkę, którą oczywiście wieńczył
nieodłączny kapelusz z szerokim rondem.
- Dzień dobry - przywitał mnie radośnie Jagoda, a zaraz potem zrobiła to samo jego piękna
partnerka.
- Witam - odpowiedziałem. - Co państwo tak wcześnie tu robią?
- Zapytałabym o to samo pana - odezwała się Kasia.
Spojrzałem na nią z niepewnością.
- Co ma pani na myśli?
- Mam nadzieję, \e to nie pańskie dzieło - powiedziała z \yczliwym przekąsem i wskazała
ręką ziemię.
Dopiero teraz zobaczyłem u ich stóp fragment rozkopanej gleby. Dołek był dokładnie taki
sam, jak te, które przed chwilą oglądałem. Z jednym wszak wyjątkiem. Przerzucona ziemia była
jeszcze wilgotna, rozkop był świe\y, a pogięta trawa nie zdą\yła uschnąć. Nie ulegało wątpliwości,
\e dołek powstał dziś w nocy.
- Nowy? - spytałem retorycznie.
- Nie ten jeden - odpowiedział Jagoda. - Chodzimy tu z Kasią ju\ od pół do piątej i
zdą\yliśmy znalezć takich sześć. Złodziej nie pró\nował równie\ dziś w nocy.
- Czy pozostałe są gdzieś tu w pobli\u?
59
Jagoda w odpowiedzi wyjął ze swojej tweedowej marynarki plan, podobny do tego, który dał
mi dzień wcześniej. Wskazał palcem sześć punktów, dla odró\nienia zaznaczonych na zielono.
Były porozrzucane po całym stanowisku.
- Są wszędzie - powiedział kręcąc ze zdziwienia głową.
- Ten łotr musiał się niezle napracować - stwierdziła Kasia. - Działał chyba całą noc.
- Znów nas wyprzedził - rzekł Jagoda chowając plan do kieszeni. Spojrzałem w stronę obozu
uczonych. Mgła zdą\yła opaść, więc był widoczny jak na dłoni.
- A Jorvik? - spytałem niespodziewanie i skierowałem się w stronę Kasi. - Czy pani owczarek
niczego nie wyczuł?
- Całą noc był cicho - odpowiedziała. - Zrobił tylko harmider, gdy do obozu wieczorem
przyjechali Tworkowscy.
- Tworkowscy? - spytałem.
- To mał\eństwo archeologów ze Szczecina - wyjaśniła. - A potem jeszcze pohałasował około
jedenastej, kiedy Bigos i Kugiel wrócili z ryb. Resztę nocy siedział cicho.
Rozejrzałem się raz jeszcze.
- Dziwne - mruknąłem pod nosem. - Bardzo dziwne...
- Myślę, \e nie ma w tym nic dziwnego - oświadczyła poprawiając z gracją kapelusz. - Ten
punkt jest zbyt daleko od obozu, aby Jorvik wyczuł czyjś zapach, chyba \e wiatr wiałby z tego
kierunku. Dzisiejsza noc była jednak, jak zauwa\yłam, bezwietrzna, a za to bardzo mglista. A w
gęstej mgle nawet psy tracą orientację.
- Pani magister ma rację - potwierdził Jagoda - zwłaszcza, \e pozostałe dołki, które wykopano
tej nocy, są oddalone od obozu jeszcze bardziej. Jorvik miał prawo nic nie poczuć.
- Nie to miałem na myśli - wyjaśniłem. - Pani owczarek jest naprawdę wyjątkowo mądrym
psem i w pełni podziwiam jego umiejętności. Zastanawia mnie tylko jedno. Skąd złodziej wiedział,
jak ominąć obozowisko, tak, \eby Jorvik go nie zdemaskował? W gęstej mgle łatwo podejść zbyt
blisko albo zmylić kierunek. Chyba \e zna się doskonale teren.
- Pan oczywiście podejrzewa kogoś z naszej ekipy? - zapytała Kasia.
- Có\ - odpowiedziałem - wiele wskazuje, \e złodziej ma świetną orientację w okolicy. A z
tego co pamiętam, pierwsze dirhemy zginęły wprost z wykopalisk. Oczywiście państwa, panie
Marku i pani Kasiu, wyłączyłem z kręgu podejrzanych z przyczyn oczywistych.
- Kasia spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma uwa\niej.
- To niedobrze - powiedziała - to bardzo niedobrze. Nie powinien nas pan wyłączać z tego
grona, tak jak my nie wyłączamy pana.
- Mnie? - zdziwiłem się i poczułem na plecach mrowienie.
- A jak\e. Wszyscy to wszyscy. Nie słyszał pan, \e w dobrych powieściach kryminalnych
przestępcą okazuje się zawsze ten, którego czytelnik najmniej podejrzewa?
- Nie czytuję kryminałów, nawet tych dobrych.
- To błąd - zawołała. - Mo\e uchroniłby pan Truso od takich aktów wandalizmu.
- Mam nadzieję, \e tak się niedługo stanie.
- Kiedy? - zapytała zaczepnie. - Jak to pole zostanie zupełnie przeorane?
- Pani Kasiu, litości! - wtrącił się w dyskusję Jagoda. - To nie pan Paweł jest winny tej
kradzie\y, ale nieznany nam złodziej. Nieznany na razie. Pan Paweł przyjechał do Janowa, aby nam
pomóc go znalezć.
Kąciki ust Kasi delikatnie się uniosły.
- Ach tak, zapomniałam - zawołała. - I do jakich wniosków pan dochodzi, panie detektywie?
- Rozmawiałem wczoraj z dwoma studentami...
60
- Kisielem i Budyniem? - upewnił się pan Jagoda.
Uśmiechnęliśmy się z Kasią. Zmieszany archeolog pogłaskał swoją siwą brodę.
- To jak im tam? - zapytał.
- Kugiel i Bigos, panie Marku - wyjaśniłem. - Czy wczoraj wrócili z wędkowania o zwykłej
porze?
- Tak - odpowiedziała Kasia - jak zawsze o jedenastej ju\ byli w obozie. Jeszcze nie spaliśmy.
Zresztą Jorvik narobił tyle hałasu, \e nikt nie mógł nie usłyszeć ich powrotu. Pózniej jeszcze długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]