[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miałem szczęście, że za pół godziny odjeżdżał spod hotelu bus z turystami pragnącymi
odwiedzić to miejsce. Czekałem niecierpliwie, nie będąc pewnym, czy postąpiłem słusznie nie
jadąc za Cassidy m.
 W Bodrum jest ikona z Matką Boską i Panagia Kavouradena jest miejscem kultu
Matki Boskiej - myślałem.  W Bodrum i Panagia Kavouradena bohaterem legendarnych
wydarzeń był rybak. Pewnie tam trzeba szukać rozwiązania zagadki .
Bus z turystami, głównie Niemcami, wyjechał z Leros i rozpoczął mozolną
wspinaczkę po stromych zboczach wzniesień. Jechaliśmy w kierunku Lakki, a potem na
południe po zachodnim stoku gór, na szczycie których stał klasztor Panagia Kavouradena.
Nim podjechaliśmy do bramy, usłyszałem, jak niemiecki pilot wycieczki odebrał telefon od
swojego kolegi, który pojechał na północ.
- Tak? Złapaliście gumę? - wypytywał pilot. - Nic się nikomu nie stało? OK! Ile wam
to zajmie?! ... Godzinę? No, trudno...
Wiedziałem więc, że Cassidy traci cenny czas, o ile oczywiście dokonałem słusznego
wyboru. Klasztor, przed którym stałem, otaczała z trzech stron przepaść. Karłowate drzewka
oliwne porastały szczyt góry. Sam klasztor wyglądał niezwykłe skromnie. Niski murek otaczał
trzy zabudowania: bizantyjski kościółek, dwupiętrowy kamienno-drewniany budynek z celami
mnichów i niski baraczek z małym muzeum. Oprócz tego było kilka ruder pełniących funkcje
zabudowań gospodarczych.
Pilot, dobrze znający przełożonego klasztoru, poprowadził nas do klasztoru. Na dole
udostępniono dwie cele specjalnie dla turystów, by zobaczyli, w jakich warunkach żyli
dawniej mnisi. Postanowiłem na moment odłączyć się od wycieczki i wszedłem na najwyższe
piętro po krętych, drewnianych i trzeszczących schodach. Na wprost mnie ujrzałem otwarte
drzwi. W środku wąskiego pokoju z mikroskopijnym okienkiem siedział na łóżku starszy
mężczyzna. Miał około siedemdziesięciu pięciu lat, lekką szczecinę siwego, nieogolonego
zarostu i rzadkie włosy. Spod brwi, z głęboko osadzonych oczodołów spoglądały na mnie
grozne, granatowe oczy. Zapadłe policzki i chuda szyja dopełniały obrazu ascety. Był
szczupły i wysoki, ubrany w czarne spodnie wpuszczone w wysokie brązowe buty ze skóry i
białą luzną koszulę z płótna przewiązaną w pasie grubym sznurem. Przed nim na stole leżała
otwarta stara księga. Nad łóżkiem w prostej ramce wisiało zdjęcie jakiejś uśmiechniętej
kobiety trzymającej na ręce dziewczynkę z ogromną kokardą we włosach. Rysy twarzy
dziewczynki były nieco podobne do ascety. Na półce zauważyłem książkę teologiczną w
języku angielskim ze specyficzną zakładką.
- Pan walczył na Krecie? - zapytałem mnicha po niemiecku.
Jego oczy przypominały teraz głębinę lodowatego oceanu. Wciąż jednak milczał.
- Biała tkanina szerokości trzydziestu trzech milimetrów z wyhaftowanym złotożółtą
nicią napisem  Kreta , obramowanym stylizowanymi liśćmi akantu - z pamięci
przywoływałem opis pamiątkowej odznaki przyznawanej niemieckim spadochroniarzom za
udział w walkach na Krecie w maju 1941 roku. - Wzdłuż krawędzi opaski bordiura w kolorze
jak napis.
- I co z tego? - słowa mnicha przypominały skrzypienie. Chyba bardzo dawno nie
mówił po niemiecku.
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Ciekawe, skąd pan to ma?
- Znalazłem.
- Myślę, że niemiecki spadochroniarz nie zgubiłby takiej pamiątki.
- Pan zdaje się zabłądził... - asceta wstał i zrobił ruch, jakby chciał zamknąć drzwi
przed mym nosem.
- W Bodrum słyszałem ciekawą legendę o rybaku-mnichu - szybko powiedziałem.
Za plecami usłyszałem czyjeś ciche kroki. To szedł przełożony klasztoru. Ascetyczny
mnich szybko coś powiedział do niego i tamten zszedł na dół.
- Teraz jest pan moim gościem, ale i więzniem - na twarzy ascety pojawił się cień
uśmiechu. - Wycieczka odjechała i nie ma pan jak wrócić do hotelu. Proszę - gestem zaprosił
mnie do celi.
Usiadłem na brzeżku twardego łóżka.
- Pan jest Słowianinem - stwierdził mnich.
- A pan niemieckim spadochroniarzem - odparłem. - Czyżby w czasie wojny pilnie
studiował pan prace o wyższości ras i rozpoznaje pan Słowian.
- W dzieciństwie mieszkałem w Gdańsku. Na podwórku miałem kolegę Polaka. Co
pana tak zainteresowało w Bodrum?
- Pewne malowidło.
- Kto pana tutaj przysłał?
- Nie uwierzy pan w moją historię - zacząłem opowieść.
Wpierw przedstawiłem się i streściłem moje dotychczasowe przygody na tropie
Cassidy ego.
- Jest pan policjantem? - wypytywał mnich.
- Nie, ale pracuję dla tych lepszych przeciw złym.
- Czemu mam panu wierzyć?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Mnich gestem zaprosił mnie na zewnątrz. Na
urwisku wiatr wiał chłodząc twarz mimo świecącego słońca na bezchmurnym niebie. Zrobiło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl