[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A jak trafiłaś do „Titanica”?
- Monika zbierała dziewczyny, które odpadły z zespołów z powodu kontuzji. Jesteśmy
taką „kompanią ozdrowieńców”, jak nas nazywa Bartek.
- A sam „Titanic” ma dobrą markę?
- To ostatni Mohikanin. Takich cyrków nikt już nie prowadzi. Bujamy się po wsiach i
miasteczkach. Pan Ludwik ma ambitne plany, ale to już chyba jego ostatni sezon.
- Czemu?
- Z biletów starcza tylko na gaże dla artystów, nikt nowy już do nas nie dołączy, a to
znaczy, że cyrk umiera.
- Co tu w takim razie robią Brazylijczycy?
- Niewiele o nich wiem, ale słyszałam, że są bardzo dobrzy, co zresztą widać podczas
występu. Nie wiem, dlaczego wycofali się z Europy i występują u nas.
- Może ich sztuczki już się znudziły?
- Nie, bo są teraz tylko cztery grupy, które robią salto mortale. Pozostałe występują w
Niemczech, Austrii i Portugalii.
- Portugalii? - zdziwiłem się takim rozrzutem.
- Tak. Tam cyrk to główna atrakcja. W małych miasteczkach wciąż kobiety muszą
chodzić w długich spódnicach. Wyobrażasz sobie, jakie miałyśmy wzięcie podczas trasy? -
Beata roześmiała się.
- A Iwan i Katia?
- Polska to etap w podróży do zachodnich cyrków. Wszyscy na świecie wiedzą, że
Rosjanie są najlepsi w woltyżerce, ale etap występów w Polsce, nim ktoś ich przyjmie do
niemieckiego cyrku, muszą przejść.
- Podoba ci się takie życie? Nie myślałaś o zamążpójściu, dzieciach?
- Życie cyrkowca to ciągła podróż, nie ma czasu na sentymenty, chorobę, przyjaźnie,
kino, teatr, spacery. To wieczna pogoń za publicznością. Cyrkowcy sami dla siebie są rodziną
i jedynym towarzystwem. Nikt nie pyta, czy ktoś jest zmęczony, myśli się tylko o pracy.
- Czy cyrk już się ludziom nie przejadł?
- Cyrk to sztuka umiejętności. Każdy artysta to osobistość, która wykonuje rzeczy
niepojęte. Musi umieć się sprzedać. Cyrkowcy są elastyczni, dopasowują swój wiek do
możliwości. Akrobaci stają się treserami, a ci klownami. Nigdy w życiu nie zrezygnują ze
sceny. Moja mama nazywa to „cygańską chorobą”. Coś w tym jest, bo rzadko cyrkowiec
osiada w jednym miejscu. Cyrki rzadko wracają w to samo miejsce w tym samym składzie.
Widz musi zapomnieć, żeby znowu się zachwycić. Masz jednak rację. Za jakiś czas nie
będzie cyrków.
Zapadło milczenie, a ja w mroku wypatrzyłem wóz klowna, zaparkowany obok
kapliczki. Przysunąłem twarz do szyby - w niszy nie było figurki.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
CZESKIE TROPY W PAPOWIE • KRADZIEŻ FOTOGRAFII • POSTÓJ W
BIERZGŁOWIE • NOCNE WĘDRÓWKI PO ZAMKU • PUŁAPKA ĆMY •
UWOLNIENIE Z WIĘZÓW • ZWIEDZANIE ZAMKU W BIERZGŁOWIE
Wiedziałem, że Paweł dziś w nocy wyjedzie z cyrkiem do Bierzgłowa. Postanowiłem
nie pojawiać się tam, bo przecież Ćma, tajemniczy motocyklista, zaraz rozpoznałby mój wóz.
Moim zamiarem było więc odwiedzenie pobliskiego zamku w Papowie Biskupim.
Trzeba było zjechać na wschód z szosy do Torunia. Z daleka, w płaskim krajobrazie
był widoczny spiczasty dach kościoła w Papowie. Stanąłem przy świątyni, by ją obejrzeć.
Była zamknięta, więc udałem się do ruin zamku.
Spytacie, czemu uznałem trop zamków za interesujący? Przecież stryj autora kroniki
mógł schować relikwię w jakiejś strażnicy lub trafiła ona do skarbca zakonnego w Malborku.
Uważałem, że oba rozwiązania były nierealne. Nikt wówczas nie ryzykowałby
przechowywania rzeczy tak cennej w zwykłej strażnicy, a Krzyżacy budowle drewniano-
ziemne szybko zamieniali na ceglane. Relikwia została ukryta tak przemyślnie, że żaden z
poszukiwaczy na nią nie natrafił, a byłby tego ślad w późniejszych kronikach zakonnych. O
niczym takim nie czytałem.
Uznałem więc, że należy penetrować stare zamki ziemi chełmińskiej w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]