[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zupę z koncentratów w krzywym kociołku nad ogniskiem, wrzucając do niego
okruszki i kawałki chleba, pozbierane ze stołu po śniadaniu i zawinięte w płótno,
posiekane resztki wczorajszego szczawiu, a nawet listki macierzanki zerwane po dro
dze do zatoki.
Była to szkoła kulinarna Medei, a ściślej mówiąc, Matyldy, biorąca pod uwagę dużą
rodzinę i skromne dochody. Medea nigdy niczego nie wyrzucała, nawet z obierek
ziemniaków potrafiła zrobić chrupiące ciasteczka z solą i ziołami * świetne, jak
twierdził Gieorgij, do piwa.
Ale Nora nic o tym nie wiedziała. Jadła ze wspólnego kotła zawiesistą, smakowicie
pachnącą zupę, trzymając pod drewnianą łyżką kawałek chleba, jak to robiła Medea,
z dawno zapomnianym dziecięcym uczuciem głodu i zerkała w bok, gdzie przy
osobnym kamiennym stole siedziały maluchy. Była to kolejna rodzinna tradycja *
karmić dzieci przy osobnym stole.
* Nora, proszę mi nalać zupy * Gieorgij podał Norze pustą miskę Medei.
Ta schyliła się zmieszana nad kociołkiem.
* Kubkiem, kubkiem niech pani nabierze, tu nie ma chochli * podpowiadał.
 Pasują do siebie * pomyślała Nika. * Nawet bardzo. Dobrze by było, jakby
poromansował tu z nią trochę. Jakiś przybity jest ostatnio".
Nika jak myśliwy wyczuwała miłosną zdobycz, nawet cudzą. Wybrała już wczoraj na
swoją ofiarę Butonowa. Dużego wyboru tu zresztą nie było, a ten był przystojny,
dobrze zbudowany i swobodnie się zachowywał. Nie miał wprawdzie wyrazistej
osobowości, co Nika bardzo ceniła, i żadnych zapraszających sygnałów, szczerze
mówiąc, nie wysyłał.
 Dobrze, zobaczymy" * pomyślała.
Butonow jadł zupę w milczeniu, nie zwracając na nikogo uwagi. Obok niego
siedziała Masza, smętna i jakaś przygarbiona. Ręka wciąż piekła, jak po uderzeniu w
policzek, chciała przeżyć ten dotyk jeszcze raz. Specjalnie usiadła obok niego i
przekazując łyżkę i chleb dotknęła go dwa razy, ale nic nie poczuła, tylko jakby
zabolało ją gdzieś w środku. Siedział obok niej, nieruchomy jak buddysta i
promieniował niezłomną siłą. Masza nie mogła usiedzieć w miejscu i wreszcie
zrozumiała, nienawidząc siebie za to, że wymyśliła całą tę krzątaninę tylko po to,
żeby się do niego zbliżyć. Odłożyła łyżkę, wstała i poszła w stronę morza, zrzucając
po drodze białą męską koszulę, która chroniła ją przed słońcem. Rzuciła się z
rozpędu do wody i od razu popłynęła, wstrzymując oddech i z całych sił uderzając o
wodę nogami i rękami.
 Szaleje dziewczyna" * pomyślała Medea.
Butonow patrzył w jej stronę.
* A woda zimna.
* Katia mówi, że jedenaście stopni, a ona zastępuje nam termometr * obejrzała się do
niego Nika.
 Aha, zaczepiasz" * pomyślał Butonow, rzuciwszy na nią chłodne, trzezwe
spojrzenie, i niespiesznie poszedł w stronę morza. Masza już wychodziła z wody,
potrząsając głową i ciężko dysząc.
* Jak w przerębli * wystukała zębami.
* Mocne przeżycie * zgodził się Butonow. Masza wyciągnęła się na zimnych
kamieniach
i przykryła białą koszulą. Było jej zimno i gorąco jednocześnie.
Butonow usiadł obok Medei:
* A pani, Medeo Gieorgijewno, ponoć przez całą zimę się kąpie?
* Nie, kochany, od dwudziestu lat już tego nie robię.
Zupa została zjedzona i Nika kazała wymyć kociołek.
* Dlaczego to zawsze ja? * naburmuszyła się Katia.
* Dlatego * uśmiechnęła się Nika, i Nora po raz kolejny się nią zachwyciła: żadnych
mów, wyjaśnień, argumentów.
Niezadowolona Katia wzięła kociołek i poszła do wody.
* Katiu! Zapomniałaś! * zawołała za nią Nika.
* O czym? * obejrzała się Katia.
* Uśmiechnąć się! * odpowiedziała Nika, robiąc pocieszną minę.
Katia schyliła się w głębokim teatralnym ukłonie z przyciśniętym do piersi
kociołkiem.
* Wspaniale! * pochwaliła Nika.
Jak odważnie potrafi zniekształcać swoją piękną twarz, rozciągać ją palcami i robić
miny, demonstrując dzieciom raz małpkę, która dostała środek przeczyszczający, raz
jeżyka, który chce pocałować mamę, ale igły przeszkadzają * i w ogóle się nie boi, że
będzie brzydko przy tym wyglądać! Nora dziwiła się i nie mogła tego pojąć.
Medea nie zwracała na to wszystko żadnej uwagi. Odwróciła się plecami do morza i
patrzyła, unosząc głowę, na góry, takie bliskie i takie dalekie. W młodości bardziej
lubiła morze, a teraz góry wydawały jej się ważniejsze. Myślała również o miłosnej
udręce * wzajemnym przyciąganiu, delikatnych ruchach duszy i ciała * która zaczęła
powoli ogarniać jej młodych krewnych...
Rozdział szósty
Znaleziony w zatoce pierścionek rzeczywiście należał kiedyś do Aleksandry. Medea
zapamiętała lato czterdziestego szóstego roku jako okres największej przyjazni
między siostrami. Spotkały się wtedy po wojnie po raz pierwszy. Medea całą wojnę
spędziła na Krymie, w Osadzie; Sandra * w Moskwie, kategorycznie odmawiając
ewakuacji do Kujbyszewa, dokąd wysyłano na początku wojny rodziny wojskowych.
Wtedy, w roku czterdziestym szóstym, nie czuły już różnicy wieku i Medea przestała
wreszcie się zamartwiać młodszą siostrą: co ta jeszcze wymyśli?
Aleksandra była zmęczoną życiem, wojenną wdową z trójką dzieci, która najlepszy
swój czas miała już za sobą. I nic nie zapowiadało tego, że znów coś wymyśli...
Zguba pierścionka wcale jej nie zmartwiła. Gubiła rzeczy łatwo i często, do niczego
zbytnio się nie przywiązując, więc rzeczy też się jej nie trzymały. Ale Medea nie
mogła przestać myśleć o tym znalezionym po trzydziestu latach pierścionku. Może
dlatego, że wiedziała, iż prócz zwykłych związków przyczynowo*skutkowych
istnieją również inne, łączące zdarzenia raz w sposób jawny, raz ukryty, a innym
znów razem w ogóle niepojęty.
 No dobrze, jeśli muszę się dowiedzieć, to się kiedyś dowiem" * pomyślała z
całkowitą ufnością
do tego kogoś, który wszystko wie * i od razu się uspokoiła.
Pierścionków Sandra miała całą kolekcję, już w dzieciństwie lubiła wieszać na siebie
różne błyskotki, a jej młodość przypadła na okres, kiedy ta miła kobieca słabość była
okrutnie tępiona przez opinię społeczną.
W latach dwudziestych Medea nie miała czasu na głupoty * była sierotą z
wielodzietnej rodziny, całkowicie pochłoniętą troską o młodsze rodzeństwo.
Sandroczka z kolei, z natury lekkomyślna, choć nie głupia, rozdmuchiwała tę swą
dającą się wybaczyć wadę jak balon powietrzny i wydawało się, że zaraz odleci na
nim nie wiadomo dokąd i po co.
Z czasem ta jej niegrozna wada tak się rozwinęła, że zamachy na jej wolność ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl