[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak rzeczywiście było. I zabrało mu to najwięcej czasu. W końcu jednak wygrał, posługując
się wszystkimi swoimi podstępnymi chwytami. Otworzył sobie przejście do zródła.
- Ale jak przez nie przeszedł? Ja przecież miałam Mara, który oświetlał mi drogę. Tan-ghil
znajdował się w nieprzeniknionych ciemnościach!
- Czołgał się przy ścianie, dookoła groty, aż znalazł wyjście. Ale na koniec był już tak
wyczerpany, że jego oddech przypominał bolesne wycie, jak mówiły duchy. Wyjście jednak
znalazł.
- Zaczekaj chwileczkę! - przerwał mu Nataniel. - Powiedziałeś, że on dwukrotnie był bliski
śmierci. Czy to właśnie tam był ten drugi raz?
- Otóż to - wtrąciła Dida. - Na czym polegała druga jego słabość? Gdzie popełnił drugi błąd, i
to taki, że musiał po raz drugi posłużyć się fletem?
- Dokładnie o to samo ja zapytałem - odparł Rune. - Ogień odpowiedział mi: Popełnił ten
błąd w ostatniej grocie, ale nie wiemy, na czym on polegał . Sam zastanawiałem się nad tym
długo, ale duchy wyjaśniły tylko, że nie znajdują żadnego przekonującego powodu. Mimo
wszystko upadł tam na śnieg i sprawiał wrażenie, że kona. Ostatkiem sił podniósł flet do ust i
zagrał, dzięki czemu zdołał wrócić do życia.
Shira ze zgrozą wspominała ostatnią próbę. Tę, w której chodziło o jej siłę psychiczną i o
rozum. Spotkała tam ludzi, których nieświadomie zraniła. Była to próba tak trudna, że
dziewczyna jeszcze długo potem nie mogła odzyskać równowagi. Właściwie dopóki Mar nie
dał jej kropli jasnej wody. Uratował dzięki temu jej duszę, choć jednocześnie Shira utraciła
zdolność samodzielnego odszukania naczynia z ciemną wodą, które Tengel Zły zakopał w
Lodowej Dolinie, i unieszkodliwienia wody zła. Stała się bowiem zwyczajnym człowiekiem.
Ale nic przeciwko temu nie miała, bo dzięki temu zdobyła miłość Mara...
Jej myśli błądziły daleko. Dopiero po dłuższej chwili, oszołomiona, ocknęła się w Górze
Demonów.
Normalnym już tonem oświadczyła:
- Spotkałam tam ludzi, których nieumyślnie zraniłam. Kogo spotkał Tan-ghil?
Rune odpowiedział z uśmiechem:
- On spotkał tych, którym nieświadomie okazał dobro.
27
- Wielu ich było?
- Nikogo. Ani jednego takiego człowieka.
- Więc dlaczego był bliski śmierci? - zapytał Gabriel.
- Tego właśnie duchy nie były w stanie pojąć. Nie umiały znalezć przyczyny.
- No, zostawmy to na razie - powiedział Tengel Dobry. - Co wydarzyło się potem? Tan-ghil
dotarł do zródła, prawda?
- Dotarł, lecz duchy wiele na temat jego pobytu tam nie wiedziały, bowiem do tej groty wejść
mógł tylko Shama. One nie. Słyszały jedynie, że Tan-ghil potykał się w ciemnościach,
wściekły, wyczerpany, pokaleczony i śmiertelnie utrudzony. Dokładnie tak jak ty, Shiro, stracił
po drodze całe swoje ubranie, w kamiennej grocie zostały mu wyrwane wszystkie włosy, na
całym ciele miał głębokie skaleczenia. Duchy słyszały, że jęczy, płacze, skarży się i krzyczy,
nie był już człowiekiem, był ledwie żywą istotą, na oślep krążącą w ciemnościach. Nie był
jednak sam, słyszeli jakiś głos, który do niego przemawiał, to musiał być Shama, co innego
jest nie do pomyślenia. Shama obiecał mu nieśmiertelność, całe bogactwo świata i pełną
władzę nad ludzkością, jeśli tylko napije się wody zła.
- Czy rzeczywiście Shama miał aż taką siłę, że mógł przebywać przy yródle Zła? - zapytał
Tengel Dobry sceptycznie. - I mógł mu to wszystko obiecać?
- Masz rację - przyznał Rune. - Duchom żywiołów również się to wydawało dziwne, one
same bowiem dostępu do zródła nie miały. Nie, one miały poważne wątpliwości, jeśli chodzi
o Shamę, ale po prostu nie widziały innej możliwości. Chociaż...
- Przypuszczały coś podobnego jak ja teraz? - zapytał Tengel Dobry. - Myślały, że w grę
wchodzi dużo większa siła, czy tak?
Rune przytaknął skinieniem głowy.
- Tak było. Duchy myślały, że to może być... zródło. Albo zło samo w sobie, co w końcu na
jedno wychodzi. Duchy nigdy we wnętrzu tej groty nie były. Nikt w ogóle nigdy tam nie dotarł.
Ktokolwiek to jednak był, mam na myśli tę siłę, to stawiał warunki. Tan-ghil musiał również
złożyć obietnicę. Musiał obiecać, że w każdym pokoleniu jego potomstwa co najmniej jeden
człowiek zostanie ofiarowany złu. I Tan-ghil, oczywiście, bardzo skwapliwie obiecał! Nic go
nie obchodził los jego dzieci czy wnuków, nie mówiąc już o dalszych pokoleniach, byle tylko
jego zachłanna dusza dostała to, czego pożąda. No i tym sposobem... pakt został zawarty. I
Tan-ghil napił się wody.
- Co miało straszliwe następstwa - powiedziała Dida. - Najpierw dla niego, a potem również
dla nas. Wiecie, moja niechęć do tego potwora nieustannie rośnie!
Nie tylko ona doznawała takich uczuć.
28
Rune mówił dalej:
- Duchy opuściły mnie, wyrażając na pożegnanie prośbę, bym nie spuszczał oka ze Złego.
Obiecałem, oczywiście, ale specjalnie przejęty tą rolą nie byłem. Nie miałem jednak innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]