[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłaby dla niego niezasłużonym zaszczytem.
Po krótkim namyśle i kolejnej puszce piwa Martusia przyznała mi słuszność.
Przyglądałam się jej z zazdrością, jakim cudem ona od tego piwa wcale nie ty-
142
ła? I nie szkodziło jej, przeciwnie, nabierała wigoru i bystrości, szczególna jakaś
właściwość organizmu. . .
To co teraz? spytała trochę niepewnie.
Nie wiem wyznałam z żalem. I nie wiem, co zrobią gliny. Bo przy-
czyn, dla których druga żona trzasnęła własną przyjaciółkę, w ogóle nie umiem
sobie wyobrazić, więc może to jednak nie ona. Powinni znalezć dowody rzeczo-
we, broń palną, mikroślady. . .
%7łakiet. Do tego, co miała na sobie, powinna była mieć żakiet.
No właśnie, żakiet. I w ogóle strasznie myślę, czyby nie polecieć do domu
ofiary, to znaczy do mojego byłego miejsca zamieszkania, ale jakoś mnie odrzuca.
Niewłaściwych ludzi znamy.
One się chyba pokłóciły rzekła po chwili Martusia w zadumie. Te
dwie przyjaciółki. Jedna dla drugiej załatwiła męża, ale ta jedna była na kompro-
mitującym poziomie, więc ta druga nie chciała jej znać. A ta jedna miała nadzieję
wejść do eleganckiego towarzystwa. . . tylko mnie nie pytaj przypadkiem, co to
jest eleganckie towarzystwo, ja sobie teraz wyobrażam, co ona mogła myśleć!
Pchała się nachalnie, tak jak do ciebie, więc nie było innego sposobu, żeby się jej
pozbyć. Musiała ją zabić.
Całkiem niezła myśl pochwaliłam. Pomijając, oczywiście, kwestię
eleganckiego towarzystwa. . . O, masz rację, ten mąż, trzęsący się o swoją opinię!
Albo nienawidziła pierwszej żony tak okropnie, że jeszcze i zbrodnię postanowiła
na nią zwalić, bo, prawdę mówiąc, motyw żywej Borkowskiej krzyczy wielkim
głosem. Ja wiem, że to nie ona, po rozmowie z nią jestem pewna, ale ja, sama
jedna na całe sądownictwo nie wystarczę.
Skoro jest niewinna, zamkną ją z pewnością zmartwiła się Martusia.
Kiwnęłam głową.
Zgadza się, powinnyśmy jej pomóc.
Jak. . . ?
Nie wiem. Czekaj, niech pomyślę. . .
Pomysł, który mi zaświtał, był tak kretyński, że bezwzględnie musiałam go
zrealizować, i to jak najszybciej. Martusia prawie się go przestraszyła, ale zarazem
zainteresowała niezmiernie, do tego stopnia, że zdecydowała się zostać do jutra
i nawet o poranku łapać kota. . .
* * *
Dosyć tego grzęzawiska umysłowego, bierzemy się za konkrety zarzą-
dził energicznie Bieżan po zgromadzeniu wszystkich relacji wywiadowców i wy-
ników badań z laboratorium. Po kolei. %7łakiet. . .
Gdyby tak w porządku alfabetycznym, żakiet byłby na końcu wymam-
rotał pod nosem Górski.
143
Bieżan łypnął na niego okiem z wyrazną troską.
Ta ilość bab cię ogłupiła. Opanuj się, owszem, same baby, rozumiem, że
ciężko zrozumieć. . . tfu, mnie też ogłupiły. . .
Babska zbrodnia. . .
Zapomnij o płci. Sprawca rodzaju męskiego może się również, jako spraw-
ca, okazać debilem. Hipoteza się rysuje i musimy ją przyjąć, bo nic nam innego
nie pozostaje. Jedyny świadek naoczny. . .
Owszem, jednego naocznego świadka zbrodni znaleziono z potwornym wy-
siłkiem. W odległości dokładnie stu dwunastu metrów w linii prostej od miejsca
przestępstwa człowiek skończył właśnie murować komin na budynku w stanie
surowym i zrobił sobie malutką przerwę na papierosa. Inni już zeszli z dachu,
on został ostatni i przez te parę minut gapił się na okolicę. Widział rząd dom-
ków jednorodzinnych po drugiej stronie drogi, na wyrost noszącej miano ulicy,
na owej drodze było pusto, z rzędu dwunastu domków zamieszkała była zaled-
wie połowa, resztę niemrawo wykańczano, od jego prawej strony nadjechał jakiś
biały samochód, diabli wiedzą co to było, z daleka nie rozpoznał, ale zaciekawił
się, bo samochód jechał jakoś niezdecydowanie. Nadjechał szybko, bardzo zwol-
nił, znów ruszył szybciej, więc tak patrzył, co zrobi dalej. O wykopie w poprzek
wiedział, ostatnie parę dni pracował na dachu i miał niezły widok na te sztuki,
które kierowcy tam wyczyniali, z pustej ciekawości chciał zobaczyć, wrąbie się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]