[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mimo to pod koniec trzeciego występu, kiedy nie wydarzyło się nic
nieoczekiwanego, czuł się wreszcie prawie komfortowo... dopóki nie przyszła mu
do głowy natrętna myśl, że najlepszym sposobem na pozbycie się uprzykrzonej
osoby w rodzaju Javul Charn byłoby zorganizowanie cichego wybuchu po opuszczeniu
przez jej statek falleeńskiej przestrzeni. Ktokolwiek za tym wszystkim stał,
udowodnił już, że może wysłać za nimi jednostkę jako wsparcie dla
przeprowadzonego na pokładzie ich jachtu sabotażu. ;
- Dzisiaj - poinformował Ota i Leeba ostatniego wieczoru na Falleenie -
sprawdzimy każdy centymetr statku i każdy system, żeby upewnić się, że pod naszą
nieobecność nikt niepowołany nie podrzucił nam jakiegoś zgniłego jaja,
zrozumiano?
- Jak pan sobie życzy, proszę pana - potwierdził Oto, a Leebo zamanifestował
udawaną nudę pogawędek" ze statkiem Hana
Solo:
- To pudło jest strasznie próżne - poskarżył się. - Uważa, że jest pępkiem
galaktyki. Solo zapchał jego komputer centralny jakimiś farmazonami.
- Farma... czym? - spytał zbity z tropu Dash.
Leebo zamrugał fotoreceptorami.
- Och, zabawne. Nie mam w mojej bazie danych definicji tego pojęcia, a jedynie
coś w rodzaju wyjaśnienia: Coś, w co wdepnął Kood Gareeda". To chyba znaczy, że
jest pełne poodoo.
- Co za niespodzianka!
Dwie godziny po północy lokalnego czasu Głębokie Jądro" opuściło planetę.
Sokół Millenium" zwlekał jeszcze z odlotem, podczas gdy Dash, Eaden, Han i
Leebo w dwuosobowych grupach sprawdzali statek. Solo i droid Dasha zajęli się
głównymi systemami statku, a Rendar i Eaden przy pomocy Mela, Nika i Ota skupili
się na przetrząsaniu ładowni.
Rendar właśnie skończył zabezpieczać ostatnią z tajnych skrytek Hana i
umieszczał płytę podłogową z powrotem na swoim miejscu w głównym korytarzu,
kiedy kątem oka złowił ruch: ktoś najwyrazniej właśnie przemknął korytarzem w
pobliżu kwater załogi.
Wstał i ruszył za nim.
Dotarł do krótkiego korytarzyka, prowadzącego do śluzy powietrznej pierścienia
dokującego, akurat na czas, żeby zobaczyć, jak zamyka się klapa wewnętrznego
włazu i zapala kontrolka informująca o korzystaniu z zewnętrznej klapy. Ktoś
próbował uciec ze statku! Pognał co sił w nogach korytarzem dostępu do włazu,
otworzył go i prześliznął się przez niezabezpieczoną śluzę. Kiedy wyjrzał na
zewnątrz, zobaczył, kto to: Javul. Cóż, przynajmniej wydawało mu się, że to była
ona. Kobieca postać nosiła długą czarną perukę i była ubrana w powłóczystą złotą
szatę, zebraną w fałdy wokół nóg; przy każdym ruchu wydawało się, że w powietrze
wzbijają się kłęby pyłu gwiezdnego.
Klnąc pod nosem, Dash sięgnął po komunikator i połączył się z Eadenem.
- Javul znów nawiała. Przygotuj razem z Hanem statek
przyjacielowi. - Ja spróbuję ją dogonić. - Ledwie dosłyszał ciche potwierdzenie
Nautolanina, bo biegł już co tchu za złotą postacią po kładce prowadzącej z
lądowiska szóstego do długiego, wielopoziomowego terminalu i dalej, do głównej
hali kosmoportu.
Javul najwyrazniej bardzo się spieszyło, bo pędem dopadła turbowindy na
połączeniu terminalu dokowego i głównego przejścia. Dash zatrzymał się na chwilę
i patrzył, jak zjeżdża w dół; pokonała dwadzieścia dwa piętra i zatrzymała się
na poziomie ulicy.
Kiedy upewnił się, że wie, w którą stronę się udała, wszedł do drugiej windy,
znajdującej się po przeciwnej stronie szerokiego korytarza terminalu. Wysiadł z
niej pod osłoną potężnego filara wspierającego konstrukcję portu i rozejrzał się
po głównej hali. O tak wczesnej porze nie było tu zbyt tłoczno, chociaż w
pobliżu kręciło się kilka osób. Większość osobników, przemierzających
przestronny, imponujący budynek tak wcześnie rano, składała się jednak z droidów
serwisowych i załadunkowych. Dash nie zwracał na nie uwagi; wzrok miał utkwiony
w złocistej postaci, zmierzającej szybkim krokiem ku frontowi budynku.
Rozejrzała się dookoła, jakby w obawie, że może być śledzona, a potem wyszła na
ulicę. Dash zaczekał, dopóki nie znalazła się na zewnątrz, obawiając się, że
może zauważyć jego odbicie w transpastalowej szybie, a potem ruszył za nią.
Drzwi wychodziły na szeroką aleję, która wydawała się wybrukowana lśniącą czarną
skałą. Javul nie wzięła taksówki; zamiast tego przecięła ulicę i przemknęła
przez położony po przeciwnej stronie plac, otoczony oświetlonymi miękkim
światłem budynkami i kunsztownie przystrzyżoną zielenią.
Dash odczekał kilka sekund i ruszył za nią akurat w chwili, kiedy zniknęła w
Strona 80
MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt
cieniu najbliższego budynku; widział ją jak co chwila wynurza się z mroku w
plamach łagodnego światła, kiedy okrążała budowlę. Starał się utrzymać między
nimi stały dystans, a postać poruszała się dosyć szybko, więc tym większym
zaskoczeniem było dla niego, kiedy zamarła raptownie w cieniu między dwoma
budynkami.
Zanim do niego dotarło, że przestała się poruszać, i też się zatrzymał, uszedł
jeszcze kilka długich kroków; serce waliło mu w piersi, a oczy miał utkwione w
złotej szacie. Minęło równe pięć sekund, a złocista postać dalej trwała w
bezruchu. Zbity z tropu, podkradł się nieco bliżej, starając się trzymać cieni
rzucanych przez ozdobne krzaki w donicach po jego lewej stronie. Plama złotego
blasku nadal się nie ruszała, co wyglądało bardzo nienaturalnie - wręcz
podejrzanie.
Wynurzył się z cienia i podkradł do postaci. Wyciągnął w jej stronę dłoń... i
chwycił pusty materiał. Szata wisiała na gałęzi wysokiego drzewa iglastego,
jednego z wielu tworzących szpaler między dwoma budynkami. Kiedy jej dotknął,
zsunęła się bezwładnie na lśniący permabeton u jego stóp.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]