[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieświadoma tego, co robi. Musieli zachowywać się cicho, nieopodal obozował cały oddział
żołnierzy. Odczuwała wtedy jednocześnie ból i rozkosz.
Teraz klęknęła nad nim i przyjęła go w siebie. Położyła dłonie na jego piersi i pochyliła się.
Nie istnieją na świecie cudowniejsze doznania, pomyślała, czując w sobie jego twardą
wyprężoną męskość, niż owo dobrowolne połączenie się ciał, niż ten rytm, niż ból pożądania
pulsujący w jej wnętrzu i świadomość, że ten mężczyzna, jej kochanek, jej mąż, powiedzie ją do
końca, kiedy wszystko roztapia się w spełnienie i spokój. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego.
- Jest tak cudownie - powiedziała.
- Tak, to prawda.
Dopóki jej tego nie zaproponował, nie przyszło jej na myśl, że kobieta może zachowywać
się bardziej aktywnie. Zawsze leżała nieruchomo - ogarnięta zachwytem i rozkoszą w ich pierwszą
noc i teraz, a cierpiąc w ciągu siedmiu miesięcy niewoli. Nigdy nie pomyślała o sobie jako o czyjejś
kochance - jedynie o tym, że może być albo kochana, albo wykorzystywana. Powiedział jej, że
może się z nim kochać, jak sama chce. I zgodnie z własnymi słowami - chociaż Lily znała już teraz
na tyle mężczyzn, by wiedzieć, że to dla niego trudne - leżał teraz pod nią nieruchomo, czuła tylko
jego twardą rozpaloną męskość w swym łonie.
Jak chciała się z nim kochać? Oparła ręce na jego piersiach, uniosła się nad nim i znów
opadła. Odkryła, poruszając się tak, że może znalezć odpowiedni rytm, chociaż zawsze jej się
wydawało, że to domena mężczyzn, i myśl ta podnieciła ją.
- O, tak. - Jego głos był ochrypły, rękoma złapał ją za biodra i trzymał delikatnie. - Tak,
Lily.
Poruszała się nad nim szybko, coraz szybciej, zacisnęła oczy, by poddać się całkowicie temu
doznaniu. Słyszała jego ciężki oddech i własne westchnienia, skrzypienie sprężyn łóżka. I czuła
zapach - mydła i wody kolońskiej, drewna w kominku i namiętności.
Nagle wszystko skupiło się w jednym miejscu, głęboko w niej, tam, gdzie ciągle bała się
zejść, napinając się nawet wtedy, kiedy się poruszała, naprężając mięśnie, jakby broniąc się przed
czymś.
- Zaufaj sobie, Lily. Zaufaj mi - usłyszała jego głos. - Nie zawiodę cię już.
Zawsze mu ufała, wierzyła mu. Nigdy jej nie zawiódł. Nigdy.
Wymagało od niej wyjątkowego natężenia wiary, by się otworzyła, by poruszała się na nim,
zapominając o obronie przed bólem, przed upadkiem, przed śmiercią.
Otwarła się, a on zacisnął dłonie na jej biodrach i trzymał ją mocno, i napierał na nią coraz
mocniej, poruszał się coraz szybciej, popychając i cofając się i...
Usłyszała swój krzyk.
Nie zatraciła się całkowicie aż do tej chwili, aż wreszcie poczuła, że Neville dociera do
tajemnego miejsca, w którym żyła tylko ona, aż wreszcie obydwoje spotkali się i połączyli, i stali
się jednością.
Sekundy, minuty, a może godziny minęły, kiedy poczuła, że Neville układa ją na sobie
wygodnie. Była jednak na granicy snu, jedynie przez sekundę zacisnęła mięśnie i poczuła go, był
nadal ciepły i twardy w jej wnętrzu. Gdyby mogli pozostać tak złączeni na zawsze.
Ciekawe, skąd wiedział, jak wyczuł jej strach w chwili, kiedy ona zaczynała być go dopiero
świadoma, skąd znalazł słowa zdolne ją uspokoić, w jaki sposób zdołał powstrzymać swoje
spełnienie i wlać swe nasienie dopiero wtedy, kiedy ona doszła do momentu rozkoszy - kiedy
zaczęła , krzyczeć, poczuła jego ciepło rozlewające się w jej wnętrzu.
Słuchała jak ich oddechy uspokajają się, czuła się cudownie odprężona. Zapadłaby całkiem
w sen, gdyby zimne powietrze nie owiewało jej wzdłuż pleców i nóg. Było to jednak przyjemne
uczucie, tak samo jak ciepło jego ciała stykającego się z jej ciałem. Zarówno uczucie zimna, jak i
ciepła sprawiało, że wiedziała, że żyje i jest jednocześnie wyczerpana i pełna energii.
- Możemy zasnąć albo iść popływać. - Neville bawił się jej potarganymi włosami,
opuszkami palców gładził jej głowę. - Co wolisz?
Mogliby zasnąć w takiej pozycji - splątani razem i nadal złączeni. Okryłby ich znów kocami
i schroniliby się w kokonie ciepła. Odczuwała przemożną senność. Mogli też wyjść z domku, w
zimny świt, i wskoczyć do jeszcze zimniejszej wody jeziorka.
Skrzywiła się.
- Czy mam jakiś wybór? - spytała, nie otwierając oczu. Nagle uśmiechnęła się. - Wybieram,
oczywiście, pływanie. Czy musiałeś pytać?
- Nie. - Roześmiał się i zaczął się z nią turlać, aż rozplatali swe ciała. - Nie byłabyś sobą,
gdybyś przedkładała cywilizowany sen nad kąpiel w zimnej wodzie. Ostatni jest okropnym
tchórzem!
Nie ryzykowała narażenia się na to obrazliwe przezwisko i nie złapała za ubrania.
Wykorzystała fakt, że znajduje się bliżej drzwi. On skorzystał z tego, że ma dłuższe nogi.
Zatrzymał się na chwilę, by zabrać ręczniki. A mimo to dobiegł na porośnięty paprociami brzeg
jeziorka jedynie chwilę po niej. Zatrzymał się jednak, by spojrzeć. Znalezli się w wodzie w tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]