[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już wysiąść z auta i rozwalić tamtemu głowę, gdy usłyszał za sobą
przerazliwy dzwięk klaksonu.
Podniósł głowę i zobaczył zielone światło. Znów spojrzał na Sydney.
Uśmiechała się do nieznajomego. Cole z wściekłością włączył pierwszy
bieg.
Nic dziwnego, że tak jej zależało, żeby się rozdzielić. Miała coś na
boku, a on stał jej na drodze. Nieważne, czy to był jej kochanek, czy
tajemniczy informator, ale na pewno tym razem nie działała w interesie
rodziny Ericksonów.
Cole nie zamierzał tego tak zostawić. Zadzwoni do najlepszej firmy
detektywistycznej w kraju i zleci im zadanie.
Wjechał na parking w podziemiu hotelu. Windą wjechał do holu i
zatelefonował do Kyle'a. Wypytał o wyniki poszukiwań wśród sąsiadów.
Pózniej zatelefonował do Josepha Neely'ego, żeby się dowiedzieć o firmę
detektywistyczną.
115
RS
Kyle nie miał żadnych nowin. Za to Neely przekazał mu całą listę
agencji.
- Cole? - usłyszał głos Sydney dobiegający zza łączących ich pokoje
drzwi.
Sięgnął po telefon. Zamierzał zacząć od firm z Los Angeles.
Usłyszał zbliżające się kroki.
- Znalazłeś... Co robisz? - spytała.
Popatrzył prosto w jej piękną zdradziecką twarz.
- Należałoby raczej zapytać, co ty robisz.
- Szukam  Pioruna". - Patrzyła nań niepewnie.
- Znalazłaś?
- Ja... Nie.
- Dowiedziałaś się dzisiaj czegoś nowego?.
Pokręciła głową.
- Zupełnie nic? Nic interesującego?
Milczała.
Straciła swoją ostatnią szansę.
- Dzwonię do agencji detektywistycznych - zaczął stukać w klawiaturę
telefonu.
Podeszła bliżej. Coś w jej postawie sprawiło, że się zawahał. Sprytna.
- Dlaczego? - spytała.
-  Amber i Wspólnicy" - usłyszał w słuchawce.
- Chciałbym wynająć prywatnego detektywa - odezwał się Cole. -
Muszę odnalezć zaginioną biżuterię.
Sydney stanęła tuż przed nim.
- Nie rób tego.
Zignorował ją.
116
RS
Popatrzyła znacząco na wyłącznik telefonu. Cole zakrył dłonią
mikrofon.
- Nawet o tym nie myśl - ostrzegł.
- Przełączę pana do Deana Skye'a - poinformowała recepcjonistka.
- Rozłącz się - poprosiła Sydney.
-Nie.
- Dlaczego to robisz?
- Bo chcę znalezć  Piorun".
- Znajdziemy  Piorun".
Cole prychnął kpiąco.
- Cole!
- Tu Dean Skye.
- Panie Skye - odezwał się Cole - znalazłem się w sytuacji...
Sydney wyciągnęła rękę.
Cole próbował ją złapać, ale nie zdążył. Połączenie zostało przerwane.
- Co, do... - Zcisnął jej przegub.
Skrzywiła się boleśnie. Natychmiast ją uwolnił.
- Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz? - krzyknął.
- Nie możesz tego zrobić.
- Owszem. Mogę. To moja brosza. Mój problem. Ty nawet nie musisz
tutaj być.
-Ale...
- Jesteś zbytecznym balastem, Sydney. Wracaj do domu.
Zamrugała gwałtownie.
- Nie rozumiem. Co się stało? - spytała.
117
RS
Zobaczył ją w ramionach innego mężczyzny. To się stało. Wtedy
zrozumiał, że nie może jej ufać. Chociaż nie umie już bez niej żyć. Spędził z
nią tylko jedną noc, a nie potrafił pohamować zazdrości.
Musiał ją odesłać, zanim zrobi coś naprawdę głupiego i skompromituje
rodzinę.
- Cole?
- Poznałem twój mały sekret - rzucił.
Pobladła. Jej zielone oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Ramiona jej
opadły.
-Jak...
Taka reakcja potwierdziła jego najgorsze przypuszczenia.
- Widziałem, jak go całowałaś. Zciskałaś go...
- Kogo?
- Faceta na chodniku.
- Teraz?
Cóż to było za pytanie.
- Tak, teraz. Ilu facetów całowałaś do tej pory?
- Chodzi ci o Bradleya?
- Nie znam jego imienia.
Rumieńce wróciły na jej policzki. Wydawała się bardziej zawstydzona
niż przestraszona.
- Zadzwoniłeś do agencji detektywistycznej, bo zobaczyłeś, jak
całował mnie Bradley Slander?
- Zadzwoniłem do agencji detektywistycznej, ponieważ spędziłaś
przedpołudnie z Bradleyem zamiast robić to, co do ciebie należało.
- Byłam z nim tylko dwie minuty.
118
RS
- Musiałaś być bardzo rozczarowana - zadrwił. - A przy okazji, jeśli to
był Bradley Slander, to na pewno jeszcze nie został odtrącony.
- Myślisz, że z nim spałam?! - krzyknęła.
Zrobiło się przerazliwie cicho.
- Całowałaś go na pożegnanie.
- To on mnie pocałował - sprostowała. - W policzek. W miejscu
publicznym.
- Nie dałaś mu w twarz.
- Ale też nie odwzajemniłam pocałunku. On jest sprytny i
nieprzewidywalny. Chciałam tylko, żeby sobie poszedł.
- Widziałem, co widziałem - upierał się, ale już z mniejszą siłą.
- Widziałeś, że pocałował mnie w policzek, bo tylko tyle zrobił.
- Nie musiałaś się uśmiechać.
- Zaciskałam zęby.
Cole się nie odezwał.
- Cole, przez całe przedpołudnie szukałam  Pioruna". Prędzej
podcięłabym sobie żyły, niż poszła z nim do łóżka.
Coś w nim pękło. Niedobrze. Ale nic nie mógł na to poradzić.
Jej oczy płonęły jak szmaragdy. Podeszła bliżej.
- A ty mnie obrażasz tylko dlatego, że coś sobie wyobraziłeś. To, że
przespałam się z tobą...
- Przepraszam.
- .. .nie robi ze mnie...
- Przepraszam.
Odetchnęła głęboko.
- Jesteś łajdak, wiesz o tym?
- Jestem łajdak. - Kiwnął głową.
119
RS
Wskazującym palcem stuknęła go w pierś.
- Powinieneś się wstydzić.
- Wstydzę się. - Znów kiwnął głową.
Ponownie go stuknęła. Lecz tym razem chwycił ją za rękę. Spojrzała
mu w oczy. Głos jej złagodniał.
- Jestem osobą godną zaufania. Mogę przedstawić referencje.
- Nie potrzebuję referencji - szepnął.
- To czego potrzebujesz?
Czego potrzebował? Potrzebował pewności, że jeśli o nią chodzi,
emocje nie przysłaniają mu rozsądku. Potrzebował pewności, że jest po jego
stronie. %7łe nie kieruje się jakimiś ukrytymi motywami.
Westchnęła głośno.
- Czy myślisz, że mógłbyś jeden jedyny raz rozstrzygnąć wątpliwości
na moją korzyść?
- Taak - odparł. - Mógłbym.
- To dobrze.
Wciągnął w nozdrza zapach jej włosów. Poczuł budzące się w nim
pierwotne instynkty. Zapragnął wziąć ją w ramiona, pocałować.
Przypomnieć sobie, że to on z nią spał. Poczuł w żyłach pulsowanie krwi
wikingów. Ericksonowie zawsze brali to, czego chcieli. A Cole chciał
Sydney.
Pragnął jej.
Schylił się i dotknął ustami jej warg. Całą siłą woli pilnował się, żeby
jej nie objąć. Gdyby chciała, mogła się cofnąć.
Ale nie zrobiła tego. Nie mógł już czekać dłużej. Wplótł palce w jej
włosy. Jakże tęsknił za tą chwilą... Zrobił mały krok w przód i poczuł gorąco
jej ciała.
120
RS
- Tęskniłem za tobą - szepnął. - Tak bardzo cię pragnę. Czy to
możliwe, że minął dopiero tydzień od ich wspólnej nocy? Jemu się zdawało,
że cała wieczność.
- Ja też tęskniłam. - Westchnęła. - Wiem, że ożenisz się z inną...
- A ja wiem, że dla ciebie to tylko biznes... Pocałowali się jeszcze
mocniej. Marzył o tym, by już nigdy nie spojrzała na innego mężczyznę...
Zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Ostrożnie dotknął jej brzucha. Cóż
za jedwabiście gładka skóra.
Położył dłoń na jej piersi. Przez biały koronkowy stanik czuł wyraznie
jędrną sutkę. Zapragnął zerwać z niej ubranie. Natychmiast.
Dla niej to biznes? Niech tam! Drugą ręką chwycił ją za pośladki i
przycisnął do siebie. %7łeby nie miała żadnych wątpliwości, jak mocno jej
pragnął.
- Cole - jęknęła.
Nogi się pod nią ugięły. Objął ją w talii. Podtrzymał.
- Co ty robisz? - wymamrotała.
- A ty co robisz?
Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego.
- Cole, proszę.
- Wszystko, co zechcesz - szepnął - Wszystko.
- Musimy jechać. -Hm?
Oderwała się od jego ust. Oddychała nierówno i ciężko.
- Musimy jechać do Miami.
- Co? - Cole z trudem zbierał myśli.
- Dowiedziałam się... Dzwoniła Gwen... Musimy pojechać do Miami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl