[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podpisywał, bo go oszukająr
 Już niech się pan nie boi  powiedział Maciuś.  Młodszy byłem, a
oszukać się przez nich nie dałem, więc i teraz się nie dam.
 Mości królu, oni teraz będą udawali przyjaciół, niby że już po wojnie, ale
będą się zawsze starali wszystko na swoją stronę.
 Niby to ja nie wiem  powiedział Maciuś, ale w duszy rad był, że go
ostrzeżono, i postanowił sam żadnych papierów tam nie podpisywać. Bo,
rzeczywiście, dziwne mu było, dlaczego nikogo z ministrów nie zaprosili.
 Będę się pilnował  dodał Maciuś.
Wszyscy zazdrościli Maciusiowi, że jedzie tak daleko. Pakowali kufry,
krawcy przynosili nowe ubrania, szewcy nowe buty. Mistrz ceremonii biegał
po całym pałacu, żeby czego nie zapomnieć. Helcia i Stasio aż skakali z
radości.
Wreszcie zajechały dwa samochody, do jednego wsiadł król Maciuś i
kapitan, do drugiego  doktor, Helcia i Stasio. Wśród wiwatów przejechali
miasto; na dworcu oczekiwał ich królewski pociąg i wszyscy ministrowie.
Maciuś jechał już raz z wojny królewskim pociągiem, ale był bardzo
zmęczony, więc nie mógł się tak dobrze przyjrzeć wszystkiemu. Teraz było
zupełnie co innego. Jechał sobie dla przyjemności, więc mógł o niczym nie
myśleć. Należał mu się przecie wypoczynek po takiej ciężkiej wojnie i po
takiej pracy. Z radością i ze śmiechem opowiadał, jak ukryty pod derką
chował się przed porucznikiem, a teraz swym nauczycielem. Mówił o zupie,
o pchłach, które go gryzły, o spotkaniu z ministrem wojny, kiedy z drabinki
nad obórką patrzył na pociąg, którym teraz jedzie.
 O, tu staliśmy cały dzień. O, z tej stacji cofnęli nas z powrotem.
Pociąg królewski składał się z sześciu wagonów. Jeden  to była sypialnia.
Każdy miał swój pokój z wygodnym łóżkiem, umywalką, stolikiem i
krzesełkiem. Drugi wagon  stołowy  pośrodku stał stół, naokoło krzesła,
na podłodze piękny dywan, wszędzie kwiaty. Trzeci wagon był biblioteką, a
teraz prócz książek były tam najładniejsze zabawki króla. W czwartym była
kuchnia, w piątym wagonie jechała służba pałacowa: kucharz i lokaje, a w
szóstym były kufry pełne rzeczy.
Dzieci na przemian wyglądały przez okno i bawiły się. Zatrzymywali się na
dużych stacjach, kiedy trzeba było dolać wody do parowozu. Wagony szły
tak leciutko, że ani hałasu nie było, ani żadnego trzęsienia.
Wieczorem położyli się jak zwykle, a rano obudzili się już wszyscy za
granicą.
Jak tylko Maciuś umył się i ubrał, zjawił się poseł króla zagranicznego z
pozdrowieniem. Wsiadł do pociągu w nocy, nie chciał niepokoić króla
Maciusia, ale czuwa od samej granicy, bo teraz Maciuś jest pod jego opieką.
 Kiedy będę w stolicy waszego króla?
 Za dwie godziny.
Maciusiowi bardzo przyjemnie było, że królewski poseł nie mówił w
zagranicznym języku, bo chociaż rozumiał i mówił już Maciuś w paru obcych
językach, ale zawsze przyjemniej mówić po swojemu.
Jakie przyjęcie zgotowano Maciusiowi, trudno powiedzieć. Wjeżdżał do
stolicy obcego państwa nie jak zwycięzca miasta, jego fortecy i murów, ale
jak zwycięzca serc całej ludności. Stary, siwy król tego państwa ze swymi
dorosłymi dziećmi i z wnukami oczekiwał go na stacji. Na dworcu tyle było
zieleni i kwiatów, jakby to był najpiękniejszy ogród, a nie dworzec kolejowy.
Z gałązek i kwiatów upleciono napis:
Witaj, gorąco oczekiwany młody przyjacielu!
Wygłoszono cztery długie mowy powitalne, w których Maciusia nazywano
dobrym, mądrym i walecznym królem. Przepowiadano, że panować będzie
tak długo, jak żaden król jeszcze. Ofiarowano mu chleb i sól na srebrnej
tacy. Zawieszono mu na piersi najwyższy Order Lwa z ogromnym brylantem.
Stary król ucałował go tak serdecznie, że się Maciusiowi przypomnieli jego
zmarli rodzice i łzy napłynęły mu do oczów. Orkiestra, sztandary, bramy
tryumfalne. Na balkonach dywany i flagi.
Na rękach wyniesiono go do samochodu. Na ulicach tyle było ludzi, jakby się
z całego świata zjechali. Ponieważ zwolniono ze szkół uczniów na trzy dni,
wszystkie dzieci były na ulicy.
Tak Maciusia nigdy jeszcze nie witała jego własna stolica.
Kiedy już zajechali do pałacu, na placu zebrał się tłum ludzi  nie chcieli się
rozejść, dopóki Maciuś nie wyjdzie na balkon.
 Niech nam coś powie!  krzyczeli.
Już prawie był wieczór, kiedy im się wreszcie Maciuś pokazał na królewskim
balkonie.
 Jestem waszym przyjacielem!  krzyknął Maciuś.
Huknęły na wiwat armaty. Zapalono fajerwerki i ognie bengalskie. Z rakiet
na niebie sypały się gwiazdy czerwone, niebieskie i zielone. Było ślicznie.
I zaczęły się bale, teatry, w dzień wycieczki za miasto, gdzie były śliczne,
wysokie góry, zamki w lasach starych, potem polowanie, potem przegląd
wojska, znów obiad galowy, znów teatr.
Wnuki i wnuczki starego króla chciały oddać Maciusiowi wszystkie swoje
zabawki. Dostał dwa prześliczne konie, małą armatę z prawdziwego srebra,
na własność dostał nowy kinematograf z najładniejszymi obrazami.
Aż przyszło najpiękniejsze: cały dwór pojechał samochodami do morza,
gdzie się odbyła na niby bitwa morska. Maciuś pierwszy raz w życiu płynął
admiralskim okrętem, który nazwano imieniem Maciusia.
Tak całych dziesięć dni goszczono Maciusia, który chętnie byłby został
dłużej, ale musiał jechać do drugiego króla.
Był to właśnie król, którego Maciuś uwolnił z niewoli. Ten król był
biedniejszy, więc skromniej przyjął Maciusia, ale jeszcze serdeczniej. Ten
król miał dużo przyjaciół miedzy dzikimi królami i zaprosił ich razem z
Maciusiem. Tu Maciuś miał bardzo ciekawe bale, gdzie byli Murzyni,
Chińczycy i Australijczycy. Jedni byli żółci i mieli warkocze, inni znów czarni,
w nosie i w uszach nosili ozdoby z muszli i kości słoniowej. Maciuś się
bardzo zaprzyjaznił z tymi dzikusami, od jednego dostał cztery śliczne
papugi, które mówiły jak ludzie, od drugiego dostał krokodyla i węża boa w
szklanej ogromnej klatce, a od trzeciego  dwie nadzwyczaj ucieszne
małpki tresowane, które umiary takie śmieszne sztuki, że Maciuś śmiał się,
ile razy na nie spojrzał.
Tu właśnie widział Maciuś ten największy na świecie ogród zoologiczny, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl