[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wizja lokalna
Kierowca taksówki uśmiechnął się, kiedy zobaczył jak obwieszony aparatami
fotograficznymi wychodzę z hotelu. Znaliśmy się już, ponieważ wynajmowałem tego
kierowcę w poprzednich dniach. Pozwala to uniknąć nie tylko codziennych kłótni z innymi
taksówkarzami, których gromady czatują pod każdym kairskim hotelem, lecz także
denerwującego wykłócania się każdorazowo o dzienną stawkę. Mój kierowca wiedział, czego
może się po mnie spodziewać, i ja również miałem jasną sytuację. W dodatku jego czarny
samochód, stary amerykański model, był w zadziwiająco dobrym stanie - argument, który w
Egipcie ma duże znaczenie, ponieważ bardzo szybko kończą się tu szosy i człowiek ląduje na
pustynnych, słabo przejezdnych trasach. Kamal, bo tak nazywał się mój kierowca, przez
cztery lata studiował egiptologię na uniwersytecie w Kairze. Teraz woził turystów, ponieważ
przynosiło to wyższe dochody niż praca w biurze. Mówił znośnie po angielsku i potrafił
trzymać z daleka ode mnie co bardziej natrętnych sprzedawców pamiątek. Było to szczególne
dobrodziejstwo, ponieważ większość przewodników i handlarzy zna się między sabą i na
każdej lepszej transakcji kierowca też coś z tego ma.
Pojechaliśmy zapchaną trąbiącymi i wydzielającymi kłęby spalin pojazdami główną drogą do
Giza, minęliśmy wielkie piramidy i ruszyliśmy na południowy zachód w stronę pustyni.
Biegnąca jakby pod linijkę, mająca 106 km trasa do Oazy Fajum jest asfaltowa, po prawej i
lewej stronie ciemnej wstęgi rdzewieją wraki samochodów, a szkielety rozebranych do
ostatniej śrubki autobusów i ciężarówek rzucają upiorne cienie na piasek. Czas żawsze
zwycięża.
- Czego pan tam szuka? - spytał Kamal.
- Chcę tylko obejrzeć piramidę Amenemłlata III pod Hawara.
- Nie warto - mruknął Kamal fachowo. - Nic szczegótnego, kupa suszonych cegieł.
- Wiem, mimo wszystko chcę obejrzeć.
Kamal znowu się uśmiechnął.
- Wy Europejczycy wszyscy jesteście jacyś tacy niedzisiejsi, że pozwolę sobie na taką uwagę.
%7ładen Egipcjanin nie pojedzie sam z siebie oglądać piramidy w Hawara.
Właściwie określenie "oaza" nie jest w tym przypadku uzasadnione, ponieważ zajmujące
ponad 4000 km2 Fajum poprzez Kanał Józefa jest całkowicie uzależnione od Nilu i nie ma
własnej wody. Mimo wszystko pozostanę przy określeniu oaza, ponieważ woda na pustyni to
dIa nas i tak zawsze oaza, niezależnie od tego, skąd ów życiodajny płyn się bierze. Przez
moment pomyślałem sobie o Fierodocie. Z Giza do Hawara mógł sig dostać jedynie na
wielbłądzie. To dwa dni drogi. My docieramy do krańców oazy w dwie godziny. Chwała
naszym mechanicznym wielbłądom!
%7łyzna strefa Fajum otoczona ze wszstkich stron przez pustynię nawadniana jest przez 324
kanały o łącznej długości 1298 km. Do tego dochodzą jeszcze według oficjalnych danych 222
rowy z wodą o długości 964 km [12].
Z radia w samochodzie dobiegały słowa modlitwy, kapłan intonował, tłum wiernych
powtarzał za nim. Kamal, mimo iż siedział za kierownicą, trzykrotnie pochylił się do przodu
w pokłonie.
Chodzi o wodę - wyjaśnił potem. Otóż szejk el-Azhar, najwyższy duchowny sunnicki,
wezwał wiernych, aby błagali Allacha o wodę. W lecie 1988 mijał siódmy rok suszy na
wyżynach Etiopii. Bez deszczu nie ma wód Nilu, bez wód Nilu zamulają się kanały, bez
kanałów nie ma uprawy roli.
- Przecież Egipt ma zbudowaną przez Nasera Wielką Tamę Assuańską. Ona miała regulować
wody Nilu - powiedziałem ze współczuciem. Kamal znów się uśmiechnął. Robił to przy
każdej okazji, lecz teraz uśmiechał się z powodu mojej niewiedzy.
- Poziom wody w zbiorniku retencyjnym spadł w ostatnich latach o 25 m. Jeśli w ciągu
najbliższych dwóch miesięcy w Sudanie lub Etiopii nie spadnie deszcz, to trzeba bgdzie
zatrzymać turbiny. Katastrofa dla wszystkiego, co korzysta z prądu! Skurczony do rozmiarów
rowu z wodą Nil nie zdoła napełnić tysigcy kanałów po prawej i lewej stronie od swojego
koryta. Pola wyschną. Wie pan co to oznacza dla 53 mln Egipcjan?
Domyślałem się. Jak daleko sięga pamięć ludzka, cały ten kraj był uzależniony od jednego
jedynego zródła wody. Obecnie nawadnia się 2,6 mln ha pól uprawnych, które pochłaniają
rocznie 49,5 mld metrów sześciennych wody. Do tego dochodzi zużycie wody pitnej
wynoszące rocznie 3,5 mld metrów sześciennych. Kimkolwiek był faraon X, który według
Herodota był twórcą Jeziora Mojrisa, niewątpliwie musiał to być władca niezwykle
dalekowzroczny.
Po 90 km pierwsza zieleń na poboczu drogi. Po obu stronach rozłożyli sig handlarze, machają
rękami, wyciągają w naszą stronę bukiety róż, wianuszki cebuli i żywe indyki. Za zakrętem
pierwszy kanał. W leniwie płynącej zupie pluska się rozradowana dzieciarnia. Kazałem
zatrzymać. Tym razem Kamal się nie uśmiechnął. Jego twarz przybrała wyraz uporu.
- Bilharcjoza? - spytałem.
Kanały są zanieczyszczone bilharcjozą, mikroskopijnymi przywrami, które wzięły swoją
nazwę od niemieckiego lekarza Theodora Bilharza (1823-1862). To on odkrył te zarazki,
które przez skórę przedostają się do krwiobiegu. Mordercze żyjątka rozmnażają się w
wątrobie wywołując choroby wątroby i jelit, które dawniej nieuchronnie kończyły się
śmiercią. Dzisiaj są już lekarstwa przeciwko bilharcjozie. Przy współpracy Zwiatowej
Organizacji Zdrowia rząd egipski od lat prowadzi walkę przeciwko tej zdradzieckiej chorobie.
Zarazki rozmnażają się w sposób niemalże wybuchowy na zaszlamionych brzegach kanałów,
tam gdzie woda prawie stoi.
- To dlaczego pozwalają się dzieciom tutaj kąpać?
Kamal pokręcił głową.
- Jest kampania uświadamiająca w telewizji, w radio, w szkołach, nawet w komiksach. Mimo
to wielu wieśniaków nie chce widzieć ryzyka. Wierzą w Allaha.
Bogobojni, szlachetni i mało wymagający są ci pracowici chłopi i ich rodziny, którzy całe
swoje życie spędzają na gorących, rozległych polach. Uprawia się bawełnę, w sezonie rośnie
tu fasola, kukurydza, ryż, ogórki, ziemniaki, cebula, czosnek, kalafiory i arbuzy. Prawie nie
widać kombajnów, zgięte plecy kobiet i dzieci są tańsze. Grupki palm dają cień, każdy
kawałek takiej palmy jest wykorzystany od pnia po ostatnie włókienko. Przed glinianymi
chatami siedzą wyplatające kosze kobiety, inne formują miski, lampy i fgurki, delikatne
dziecięce dłonie przyozdabiają te wytworyjaskrawymi barwami. Czas stanął tutaj w miejscu.
Kamal pokazał przed siebie:
- To jest el-Medina, stolica oazy, dzisiaj coraz częściej mówi się tylko Fajum. Dawniej
nazywało się podobno Miastem Krokodyli.
- Podobno?
Kamal odwrócił się w moją stronę, znowu się uśmiechał, w zapomnienie poszły kąpiące się
dzieci i bilharcjoza.
- Kiedyś rzeczywiście nazywało się Miastem Krokodyli, to wiadomo na pewno. Ale kiedy
mowa o Mieście Krokodyli, to każdy ma na myśli to miejsce, o którym wspominają starożytni
historycy: Miasto Krokodyli nad Jeziorem Mojrisa.
- A to nie to miasto?
Mój doskonale znający się na archeologii taksówkarz wzruszył ramionami i wykrzywił kąciki
ust w szelmowskim uśmieszku:
- W starożytnym Egipcie były różne Miasta Krokodyli, a w każdej większej świątyni od Delty
po Assuan czczono krokodyla w tej czy innej formie. W Fajum, każda wioska była ośrodkiem
kultu krokodyli. Trudno określić, o którym Mieście Krokodyli mówił Herodot.
"Nie bardzo to upraszcza całą sprawę", pomyślałem.
Powoli lawirowaliśmy pomiędzy grupkami ludzi. Wyprzedziliśmy ciężarówkę załadowaną
wielbłądami. Zwierzęta też stały się wygodne! Kamal zatrzymał samochód:
- Skoro pan już tu jest, powinien pan to sobie obejrzeć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]