[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wreszcie zacząć wyprzedaż owego... patosu. %7łycie można uprzyjemniać pięknymi kolebankami, ale
nie mogą być one treścią bytowania.
Praca, obowiązek, posłuszeństwo zwierzchnikom, wychowanie przez dyscyplinę, dobrze
zorganizowany dom, przykładna żona, udane dzieci, rozrywka: bridż, bilard, a czasem dla
odświeżenia, dla wzbogacenia pola doznań i jakaś ładna, szykowna kobietka... I nie pić za dużo,
jeden, dwa kieliszki przy jakiejś okazji, spać odpowiednią dla organizmu ilość godzin; żadnych
męczących snów, żadnych przed udaniem się na spoczynek męczących rozmów. Tylko na dobranoc
pocałunek i czułe życzenie: Zpij dobrze, kochanie!... %7łyć bez zmartwień  oto dobra dewiza.
A zmartwienie już jest! Dom, a w nim coraz gwałtowniej przeciwstawiające się sobie dwie
odśrodkowe siły, dwie racje, dwie konstrukcje psychiczne, dwa odrębne sposoby patrzenia na tę
samą sprawę. Nie daje to gwarancji, że w ścianach takiego domu nie powstaną niebezpieczne
szczeliny i szpary, przez które stopniowo zacznie ulatniać się ciepło, wewnętrzny spokój, że nie
będą sączyć się złe opary plotek, nie napłyną do mrocznych wyziębionych pokoi echa i szepty z
dawnych słonecznych lat  obrazy pojawiające się, to znów znikające: wielkie liliowe pola
wrzosu,  elastycznego, wonnego, miękkiego", łany astrów u babci w Kęblinach, postacie kolegów i
koleżanek na zakopiańskich Krupówkach w radosnym pomaturalnym marszu, pan Józef tulący do
ust jej dłonie, rynek krakowski w manifestującej wrzawie, ona  z czerwonym krzyżykiem na
rękawie  idąca Krakowskim Przedmieściem, jesienne drzewa brunatniejące za oknami
szpitalnych sal...
I te śpiewy, te wiersze:  Ach, kiedyż za Ciebie w bój skoczym spragnieni, o, Polsko, ty matko
miłości?"...
Jeszcze próby uciszenia buntu: nie należy za bardzo poddawać myśli imaginacji, dodawać barw
dawnym obrazom. Grozi to obsesją, niosącą z sobą gorycz, żal, bezpłodne, zatruwające tęsknoty.
Trzeba pogodzić się z tym, że przyszedł drugi etap życia, życia dojrzałego. I właściwie ma
wszystko to, o czym marzyła: przykładne ognisko domowe, męża, którego niejedna może jej
pozazdrościć, dbającego o dom, kochającego ją i tę maleńką kruszynę  jasnowłosą Anię o
niebieskich oczach, cieszącego się, że wkrótce będzie parka dzieci.
Mimo pracy przy dziecku Maryla ma czas na malowanie, na czytanie, co czyni siedząc sobie w
wygodnym fotelu, w przytulnym saloniku z filiżanką pachnącej czarnej kawy, przygotowanej przez
poczciwego Kazimierza ordynansa, chłopaka pochodzącego ze zbiedniałej wioski podlubelskiej.
Kazimierz podając jej kawę uśmiecha się od ucha do ucha. Kontent jest, widać, z tej nieżołnierskiej
przecież służby: wikt tu wspaniały, obfity i pani odzywa się zawsze grzecznie, nie jak do parobka,
ale jak do człowieka.
To aż nieprzyzwoite, że ten dostatek, luksus bez mała, nie daje jej ani szczęścia, ani nawet zwykłej
codziennej radości.
Kiedy jest się w takiej psychicznej sytuacji, zazdrościć można pewnemu poecie, o którym dopiero
niedawno usłyszała, a który mieszkając kiedyś w Warszawie w więcej niż skromnym pokoiku,
stworzył w jednej ze swoich ballad taki obraz:
(...) pokój wynajęty
z meblowiną biedną 
może być jak sacrosanctum  światy
 wszystko jedno 
Z kanapy zwichniętej
i krzeseł trzech
może się radość począć,
zamienić w śmiech
już widzę  jak się czai  jak skrada wzdłuż ściany
słoneczny, pijany,
w tysiąc roztrąca się ech
rozbija okno
Tu, u niej w domu  cisza. Szyby okien nie dzwięczą śmiechem, mąż znów wróci dziś pózno. Czy
zatrzymuje go tylko praca i poważne sprawy służbowe?... Różne dochodzą już do niej na ten temat
wieści.
Dom już uśpiony, Ania od dawna w łóżeczku, a ona jakoś nie może zasnąć. Sięga więc po jeden z
leżących na nocnej szafce tomików. Są to  Powsinogi beskidzkie". Mało jej mówi nazwisko autora:
Emil Zegadłowicz. Gdzieś kiedyś wyczytała, że po likwidacji Ministerstwa Sztuki i Kultury,
któremu przewodził głośny Miriam  Zenon Przesmycki, Zegadłowicz, pracujący w owymż
MSIKU jako referent od literatury, przeniósł się do swego rodzinnego domu w Gorzeniu.
Gorzeń Górny  sama ta nazwa ma w sobie coś z żaru i lotu płomieni.
Jakże inne niż te wszystkie młodopolskie meandry skojarzeń, hiperboliczne, o niezdrowym
sztucznym klimacie utwory, wydają się wiersze poety z Gorzenia. Jak bliskie człowiekowi, pełne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl