[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ich rozstanie w Yorkshire wyglądało na ostateczne i po
nowne spotkanie w Londynie prawdopodobnie nie zmieni
sytuacji. Smutek, który wciąż mógł ją ogarnąć, nie był zwią
zany z tym lordem Coverdale. Nawet jeśli miała cierpieć
przez wspomnienia pułkownika Johna Ancrofta, to przecież
nie był on tym samym człowiekiem, co lord Coverdale, któ
rego przyjazd zapowiedziała Gazette". Ta osoba będzie zna
czyła dla niej tyle samo co inni, to znaczy nic.
Spotkali się na wieczorku u lady Marchant. John zauważył
Caroline natychmiast po wejściu do salonu. Stała przy oknie,
otoczona wianuszkiem wielbicieli. Wyglądała jeszcze ładniej
niż w jego wspomnieniach. Przecież tylko raz widział ją w po
dobnej sytuacji, a na bal w Marrick Caroline ubrała się wyjąt
kowo skromnie. Tego wieczoru lśniła pełnym blaskiem. Mie
dziane włosy miała upięte w kunsztowną fryzurę przytrzymaną
diademem ozdobionym brylantami i perłami. Kilka kosmyków
swobodnie opadało jej po obu stronach twarzy i spływało po
obnażonym karku. Brylanty lśniły jej w uszach i u podstawy
szyi, a perfekcyjne kształty ciała dyskretnie podkreślała je
dwabna suknia w odcieniu kości słoniowej. Widok Caroline za
parł Johnowi dech w piersiach.
Pani domu zaprowadziła go w drugi koniec salonu, chciała
go bowiem komuś przedstawić. Musiał się wziąć w garść, by
nie okazać całkowitego braku zainteresowania dla rozmówcy,
na szczęście miał za sobą wieloletnie ćwiczenia w salonach od
wiedzanych w całej Europie przez księcia Wellingtona. Prze
prosił i odszedł natychmiast, gdy tylko uznał, że przyzwoitość
na to pozwala. Chciał pobyć chwilę sam. Musiał oswoić się
z burzą uczuć, która go ogarnęła, gdy ujrzał Caroline Duval.
Wszystkie wysiłki, by o niej zapomnieć, okazały się stratą cza
su. Pragnął jej i już. Nawet z daleka bez trudu odgadywał,
co myśli Caroline, czarująca swych wielbicieli leniwym
uśmieszkiem i kusząco zielonymi oczami. Po prostu była
znudzona. Jeśli mogło to stanowić dla niego jakieś pociesze
nie, było oczywiste, że w tym kręgu nie ma rywali.
Znów podeszła do niego lady Marchant.
- Lordzie Coverdale, pan został sam. W czym mogę panu
pomóc?
- Chciałbym porozmawiać z damą stojącą przy oknie, je
śli można.
- Och, nie pan jeden ma takie życzenie, lordzie Cover-
dale, ale spełnię pańską prośbę. - Poprowadziła go przez za
tłoczony salon.
We wszystkich pokojach było tłoczno, zrobiło się więc
dość duszno. Uwolniwszy się od świty, Caroline stanęła przy
otwartym oknie, by zaczerpnąć powietrza i przez chwilę za
znać spokoju. Natychmiast usłyszała jednak za sobą głos la
dy Marchant:
- A to jest nasza nowa gwiazda z Indii Zachodnich, lor
dzie Coverdale. Pani Duval, czy mogę przedstawić lorda Co-
verdale? - Caroline powoli się odwróciła. Serce gwałtownie
jej zabiło. John patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy.
- Pani Duval i ja już się znamy - powiedział cicho.
- Naprawdę? - Lady Marchant wydała się tym faktem
zainteresowana. - Z Jamajki czy z Anglii?
- Z Anglii - odrzekł John najbardziej oficjalnym tonem,
na jaki tylko mógł się zdobyć. Ponieważ żadne z nich nie wy
dawało się skłonne do dalszych wyjaśnień, lady Marchant
powiedziała ze znaczącym uśmiechem: - W takim razie pro
szę sobie spokojnie porozmawiać. Widzę, że biedna lady Par
ker potrzebuje pomocy. Przepraszam.
- Dobrze pani wygląda - orzekł pułkownik po odejściu
pani domu.
- Dziękuję - odparła Caroline niskim, w pełni kontrolo
wanym głosem. - Myślę, że Londyn mi służy. Jak się miewa
Harriet?
- Trochę przytłoczona wielkością miasta. Dzisiaj wieczo
rem zostawiłem ją w domu pod opieką pani Abbington. Czy
mi się zdaje, że była pani niezadowolona, gdy powiedziałem,
że się znamy?
- Nie, skądże. Nie chciałabym uchybić zasadom uczci
wości, lordzie Coverdale - stwierdziła z ironią. - Zresztą na
wet gdybym wolała udawać, że dopiero się poznajemy, nie
mogłabym wymagać tego od Harriet. W gruncie rzeczy przy
znałam się już nawet do naszej znajomości lady Danby.
- Co jej pani powiedziała?
- %7łe znam Ancroftów z Yorkshire, gdzie przebywałam
w odwiedzinach u rodziny dziadka.
- Rozumiem. I nic więcej?
- To chyba wystarczy. Bądz co bądz jesteśmy dla siebie
obcymi ludzmi, czyż nie?
- Ja nie czuję się obcy, Caroline. Jak może mnie pani tak
nazywać?
- Bez trudu. O ile pamiętam, odkryliśmy, że wcale się nie
znamy. Rozstaliśmy się niewątpliwie jak obcy i od tamtego
czasu chyba nic się nie zmieniło.
- Caroline, ja...
- Naprawdę myślę, że powinniśmy przestrzegać bardziej
oficjalnych form, lordzie Coverdale. Wolałabym być nazy
wana panią Duval. Nie chcę wywoływać plotek.
- To nie jest ta sama Caroline Duval, którą znałem. Tamta
była gotowa rzucić wyzwanie całemu światu.
- To był inny świat. Chwilowo cieszy mnie, że zostałam
zaakceptowana właśnie w tym tutaj. Skąd ten mars na czole?
Czy to, że teraz jestem kobietą nawróconą, nie stanowi po
wodu do ulgi?
- Rozumiem - powiedział ponuro, bynajmniej nierozba-
wiony kpiącym tonem jej głosu. - Wobec tego, pani Duval,
ponieważ nie możemy w tej chwili odbyć dłuższej rozmowy,
czy mogę złożyć pani wizytę jutro?
- Nie sÄ…dzÄ™...
- Chciałbym wziąć z sobą Harriet, bo bardzo pragnie pa
nią zobaczyć. Czuje się nieco zagubiona. Lady Calthorpe
wezmie ją pod swoje skrzydła, gdy przyjedzie do Londynu,
ale Calthorpe'owie się spózniają.
- W takim razie...
- Doskonale! Czy mogę dostać adres?
- Mieszkam u lady Danby przy Charles Street.
Lord Coverdale wydał się zaskoczony.
- U ciotki Iva? Całkiem dobrze ją znam. To znaczy, że
nie powinno być przeszkód w moich odwiedzinach.
- Ze strony lady Danby na pewno nie - przyznała Caroline.
Zignorował przytyk.
- Czy Ivo już przyjechał?
- Jeszcze nie, chociaż ma się zjawić z żoną lada chwila.
Lady Danby wiele o nich opowiada. Muszę powiedzieć, że
nie mogę się doczekać, kiedy poznam słynnego lorda Tren-
charda.
- %7Å‚ona Iva to urocza kobieta, a on jest w niej bardzo za
kochany. Przeżyje pani rozczarowanie, jeśli spodziewa się
zabawić z bywalcem salonów. Ivo się zmienił.
A więc nadal miał o niej takie samo zdanie jak przedtem!
Spojrzała na niego uwodzicielsko, w jej zielonych oczach za
błysły złośliwe ogniki.
- Ja też - powiedziała ze śmiertelną powagą. - Czyżby
pan zapomniał, lordzie Coverdale? Lord Trenchard i ja ma
my podobne doświadczenia.
- On jest żonaty. Czy to nie jest dla pani przeszkodą?
- Najmniejszą. Z żonatymi mężczyznami bywa dużo za
bawniej.
- Nie wierzę, że pani mówi to poważnie, Caro... nie wie
rzę, pani Duval - poprawił się ze złością.
- Doprawdy, lordzie Coverdale, nie rozumiem pana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]