[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cammert zaczął się powoli uspokajać.
- A więc dobrze - odetchnął z ulgą. - To musi być jakieś
nieporozumienie. Panna Quinn nie zataiłaby przed policją tak ważnej
informacji.
193
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Dziękuję, że mi ufasz. Zapewniam, że cię nie zawiodę. A teraz
chodzmy już spać. Oczy same mi się zamykają.
Następnego dnia Camilla i Aurora siedziały w salonie z grupą
gości. Lady Wheymore była przyzwoitką. Młodzi ludzie prowadzili
ożywioną dyskusję na temat planowanej wizyty w muzeum
urządzonym w dawnym więzieniu Tower. Pan Dunleavy i panna
Diana Appleby sugerowali, żeby wynająć łódz i dostać się do środka
Bramą Zdrajców.
- Ależ to będzie przeżycie - cieszyła się Diana. - Pomyślcie o
więzniach, których transportowano tą drogą!
- Wolałbym o tym nie myśleć - uśmiechnął się pan Jonathan
Gale. - Bardziej podoba mi się pomysł obejrzenia klejnotów
królewskich. Z przyjemnością wyobrażam sobie, jak wyglądałyby na
szyjach obecnych tu pięknych dam.
- Nie podlizuj się, Gale - roześmiał się Dunleavy. -Poza tym
przestępcy intrygują damy.
- O tak - zgodziła się Aurora, zerkając na Cammy -szczególnie ci
przystojni i muskularni, którzy mają w gruncie rzeczy dobre serca, ale
wychowywali się w trudnych warunkach.
- Pamiętacie tego przestępcę z Nieustraszonego serca? - spytała
lady Daphne Neuman. - Gdybym mogła, uciekłabym z nim
natychmiast.
- Ach, tak? - mruknął kapitan Harry Walker. - W takim razie
wszyscy zostańmy przestępcami, panowie. Ja będę oczywiście
194
Anula
ous
l
a
and
c
s
Jasonem Fate'em, bo ostatni miesiąc ciągłe patroluję Błonia Finchleya
w poszukiwaniu tego łotra, a on najwyrazniej zniknął z powierzchni
ziemi.
- Myślisz, że wystraszyliśmy go na dobre? - spytał Dunleavy.
- Ha, wprost przeciwnie. Moim zdaniem ktoś go ostrzegł i
kapitan wróci, jak tylko przestaniemy na niego polować.
- Prawdopodobnie Fate jest inteligentniejszy, niż sądzicie -
odezwał się niski głos zza ramienia Walkera.
- Wasza książęca wysokość, nie widziałem, jak pan wchodził -
przestraszył się Walker.
- Nie, ani ty, ani nikt z was. Ale jestem i zamierzam położyć kres
waszym spiskom. Lady Auroro, panno Quinn, mam pozwolenie lady
Wheymore, aby zabrać was ze sobą. Załóżcie kapelusze i idziemy.
Mój powóz czeka na podjezdzie. - Książę Dewhurst ukłonił się
zebranym, ucałował dłoń gospodyni i wyszedł na korytarz. -Nie
guzdrajcie się, moje drogie, bo konie są wypoczęte i gotowe do drogi -
dodał, gdy dziewczęta weszły na schody.
- Dokąd jedziemy, wasza książęca wysokość? - spytała Camilla
w powozie. - Może wolałby pan usiąść przodem do kierunku jazdy?
Nie wszyscy lubią jazdę tyłem.
- Ma pani na myśli osoby starsze? - uśmiechnął się Dewhurst. -
%7łartuję. Nie, dobrze mi tutaj, dziękuję. Zresztą nie jedziemy daleko.
- A dokąd? - zapytała Aurora.
195
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Na przejażdżkę do parku. Powiedzcie mi, dlaczego
rozmawialiście o kapitanie Jasonie Fate? Słyszałem oczywiście, kim
on jest, ale dlaczego jego imię padło w waszym salonie?
- Och, kapitan Walker uważa, że przestępcom łatwiej uwodzić
kobiety.
- Aha. Cóż, żeby zostać Fate'em, musiałby się bardzo zmienić.
Przede wszystkim przefarbować włosy na czarno, no i zacząć mówić
inaczej. Nawet wtedy będzie mu daleko do niefrasobliwości
Locksleya, prawda panno Quinn?
Camilla nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa. Aurora
pisnęła i przykryła usta dłonią.
- Tak, moje drogie. Wiem, że Locksley jest kapitanem Fate'em. I
że nie poinformowałyście o tym fakcie nikogo, nawet pani ojca,
Auroro.
- Ale... ale... skąd? - zawołała Aurora. - Pan Borhill?
Wiedziałam, że w końcu odkryje prawdę!
- Wasza wysokość - zaczęła błagalnie Camilla, ujmując dłonie
księcia - proszę nie zdradzać nikomu jego tożsamości. Przysięgam, że
on nie jest złoczyńcą. I że nigdy więcej nikogo nie obrabuje. Zwrócę
wszystkie pieniądze, które ukradł, z własnego majątku. Obiecuję.
Błagam, on jest naprawdę szlachetnym człowiekiem, tylko nie
rozumie, co jest dobre, a co złe.
-Jemu po prostu jest wszystko jedno, w jaki sposób okrada
arystokratów, byle tylko zdobyć ich pieniądze -odparł Dewhurst. - No
196
Anula
ous
l
a
and
c
s
i wystarczy popatrzeć, jak podaje się za mojego wnuka. Nie uważa
pani, że jest godny pogardy? A wy dwie, dobrze wychowane młode
damy, jeszcze mu sekundujecie w jego knowaniach!
- Ale on mógłby być pana wnukiem. Przecież nie wie, kim
naprawdę jest. Wychowali go Cyganie, zmuszali, żeby dla nich kradł,
i kiedy zmarli, nie potrafił żyć inaczej.
- Cyganie, moja droga, nie zmarli tak po prostu - odrzekł
Dewhurst, pozwalając Camilli, by trzymała jego dłonie. - Zostali
powieszeni na oczach chłopaka i od tamtej pory on nienawidzi rządu i
arystokracji, których wini za śmierć rodziców i biedę, w której
przyszło mu żyć. A w każdym razie tak było do pewnej nocy na
Błoniach Finchleya, kiedy to zmienił zdanie co do jednej z
arystokratek.
- Skąd pan to wszystko wie? - spytała Camilla, prostując się. -
Czy pan Borhill odkrył prawdę?
- Z tego, co wiem, Borhillowi nie udało się niczego dowiedzieć.
- Dewhurst uśmiechnął się i zastukał do drzwiczek znajdujących się w
dachu powozu nad jego głową. Gdy woznica je otworzył, polecił mu,
by jezdził po parku aż do odwołania. - Andrew Borhillowi nie
przyszło do głowy, by porozmawiać na temat Locksleya z najlepiej
poinformowaną osobą. Ja to zrobiłem.
- Z kim pan porozmawiał, wasza książęca wysokość?
- Oczywiście z Locksleyem, panno Quinn. Czy też raczej z
kapitanem Fate'em. Jest to inteligentny młody człowiek mimo swoich
197
Anula
ous
l
a
and
c
s
trudnych do ukrycia braków, i wyjątkowo odważny. Mogłem podczas
naszej rozmowy w Vauxhall wezwać strażników, ale jemu bardziej
zależało na waszym bezpieczeństwie niż na własnej głowie.
- Naszym bezpieczeństwie? - szepnęła zaskoczona Aurora. -
Dlaczego obawia się o nasze bezpieczeństwo?
- Wygląda na to, że w ostatnim czasie bliscy znajomi kapitana
zostali zaatakowani i chociaż on sam nie do końca wie dlaczego,
stwierdził, że musi zatroszczyć się o dobro osób mu najbliższych,
czyli Camilli i dzieci o nazwisku Radd. Martwi się też o Lilliheuna i
Neilanda. Zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc i zamierzam mu jej
udzielić. Dlatego właśnie lord i lady Wheymore, wy dwie, te dzieciaki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]