[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nienagannie uczesanymi srebrnymi włosami, podeszła do nich, na sekundę tylko
pozwalając sobie na krytyczne obrzucenie wzrokiem wystrzępionego stroju
Inge, po czym natychmiast przybrała profesjonalny wyraz twarzy.
- Czy pani życzy sobie czegoś? - spytała z odrobinką lekceważenia.
Inge potrząsnęła głową i opuściła nieśmiało oczy.
- Nie dla mnie, dziękuję. - Dotknęła ramienia Tamary i delikatnie wypchnęła
ją do przodu. - To dla niej - powiedziała z dumą, unosząc oczy. - Potrzebuje
wytwornej sukni.
Sprzedawczyni uniosła oczy.
- Wytwornej?
-Eleganckiej - wyjaśniła Tamara.
Inge zniżyła głos i wyjaśniła w tajemnicy.
- Jest zaproszona na kolację do domu grubej ryby, na Beverly Hills! Chcę,
żeby ładnie wyglądała, jak trzeba.
- Tutaj, w Dorothy's, szczycimy się tym, że pomagamy wszystkim klientkom
wyglądać jak najlepiej - prychnęła sprzedawczyni. - Mamy najlepszych klientów
w mieście.
Inge wzruszyła bezradnie ramionami.
- Tamara, ona wie. Ona czyta wszystkie gazety. Sprzedawczyni zmierzyła
wzrokiem Tamarę, by ocenić jej rozmiar.
- Czy to ma być bardzo oficjalne?
- Nie... nie wiem, proszę pani.
- Rozumiem. - Sprzedawczyni namyślała się. - Więc proponuję krótką
sukienkę, a nie do ziemi. Ma pani dobrą figurę i zgrabne nogi. Nie ma powodu
ich ukrywać. Poza tym będzie dobra i na dzień, i na wieczór.
- To jest dobrze - pokiwała głową Inge.
- A, na jaką, ehm, cenę jest pani przygotowana? - Sprzedawczyni znów
zerknęła na Inge.
- Dziesięć dolar? - odważyła się Inge rzucić sumę, która wydawała jej się
astronomiczna.
- Rozumiem - westchnęła skspedientka. - To znacznie ogranicza nasz wybór,
obawiam się. Ale mamy niezłe rzeczy przecenione z ubiegłego sezonu.
Zwłaszcza jedna będzie wyjątkowo odpowiednia dla młodej damy. Przyniosę ją,
żeby mogła przymierzyć.
- Ale musi być przyzwoita - ostrzegła Inge. - Ma wyglądać na damę.
- Oczywiście - zapewniła ekspedientka - będzie. Wy-maszerowała, żeby
przynieść sukienkę. Kiedy Tamara ją zobaczyła, zaczęła się prędko modlić, żeby
na nią pasowała. I tak się stało. Stojąc przed trzyskrzydłowym lustrem,
obracając się na wszystkie strony, żeby się dobrze zobaczyć, nie wierzyła
własnym oczom. Był to przylegający do ciała futerał, sięgający od pach do pół
łydki, uszyty z atłasu w kolorze dojrzałych malin z ramiączkami z czerwonego
aksamitu. Można ją nosić z olbrzymią, atłasową kokardą, przypiętą u dołu na
uroczystsze okazje, lub bez niej, na zwyczajniejsze. Twarz Tamary zarumieniła
się na myśl, że mogłaby mieć takie cudo. Wyglądała w niej zjawiskowo. Była
oczarowana tą sukienką. Nawet Inge z aprobatą pokiwała głową.
- Ja, to wygląda dobrze. Ile to będzie kosztowało?
- To piękna suknia - zachwalała sprzedawczyni. - Ręcznie szyta, nie masowa
produkcja. Początkowo była wyceniona na dwadzieścia cztery dolary.
- Tak dużo! - Inge była zdruzgotana.
- Została przeceniona na dwanaście dolarów.
- Dwanaście dolar - mruknęła Inge. Usta drżały jej w kącikach.
Tamara była załamana. Doskonale znała ten wyraz twarzy Inge, wiedziała
również, na jak długo wystarczyłoby jej te dwanaście dolarów. Po chwili ciszy
Inge spytała:
- Ma pani coś inne, też ładne, ale za mniejsze pieniądze? Tamara cichutko
odmówiła jeszcze jedną, tym razem gorętszą modlitwę. Musiała mieć tę
sukienkę, ekstrawagancką fantazję, w której świetnie się czuła i pięknie
wyglądała. Nie mogła znieść myśli, że ma się z nią rozstać. Sprzedawczyni
potrząsnęła głową.
- Przykro mi, ale ta jest najmniej kosztowna, zapewniam panią.
Tamara wstrzymała oddech, patrząc na odbicie Inge w lustrze. To był
decydujący moment. Zobaczyła, jak palce Inge zaciskają się na torebce. Zły
znak.
- Podoba się, Tamara? - spytała w końcu cicho. Tamara prędko pokiwała
głową, nie mogąc się w ogóle odezwać.
- Więc będziesz mieć swoją wytworną suknię - oświadczyła Inge wśród
uścisków i głośnych całusów.
Cholera! - zaklęła Tamara, bo znów jeden nieposłuszny loczek ze świeżo
zrobionej fryzury wysunął się na środek czoła. Przygładziła go szylkretowym
grzebieniem. Dlaczego musi akurat teraz się rozczochrać?
Było już prawie wpół do siódmej, a ona wciąż sterczała przed lustrem w
łazience, z grzebieniem w ręku i wsuwkami w ustach. Okryła swą cenną
sukienkę prześcieradłem i marzyła, nie po raz pierwszy, żeby zamiast tego
popękanego, zaśniedziałego lustra mieć najprawdziwszą pod słońcem toaletkę.
Dałaby za nią wszystko.
Znów przejechała grzebieniem po włosach i potrząsnęła głową. Sięgające
ramion fale podskakiwały jak sprężyny. No! Nareszcie sukces! Niepokorny
loczek udało się pokonać. Odłożyła grzebień, wypluła wsuwki i zdjęła
prześcieradło. Zwinęła je w kłębek i wepchnęła pod umywalkę. Roztarta szybko
gołe ramiona i próbowała przed lustrem różnych uwodzicielskich póz. Do
diabła, zimno tu - łazienka w zakładzie Rolanda J. Patersona nigdy nie była
ogrzewana, ale i tak dobrze, że ją ma.
- On tu jest! - wpadła do łazienki podekscytowana Inge. - Nigdy nie widziała
takiego wielkiego samochoda! - Pózniej klasnęła w ręce i pokręciła głową. - Du
bist so schón! Taka ładna - zachwycała się, przechodząc na swój rodowity
niemiecki, jak zawsze, gdy coś ją przerażało czy zaskakiwało. - So shon!
- Na pewno dobrze? - upewniała się Tamara. - Nie mówisz tego, żeby mnie
uspokoić?
Inge uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl