[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale potwór - stwierdził Stan. - Aadownikiem bym przez niego przeleciał.
- Rozmiar to jeszcze nie wszystko - wydyszał Aldo, któremu krew huczała w uszach.
Był pewien, \e jeszcze trochę, a serce mu zastrajkuje. - Wszystkie obwody zostały
wzmocnione i zdublowane. Zniosłyby stukrotnie większe obcią\enie ni\ to projektowane.
- Ale jak się do nich dostaniecie? Widzę tylko lity ekran.
- To celowo tak wygląda. - Wskazał na dziurę w pancerzu. Właśnie wykręcili z niej
grubą na stopę zaślepkę. - Tutaj mamy kontrolki. Zanim opuścimy kulę, wstawimy to z
powrotem na miejsce. A dla poprawek będziemy musieli unieść sekcje ekranu.
- Albo ja głupieję, albo to wpływ cią\enia. Nie rozumiem.
- Ten ekran to zasadniczy powód naszej wyprawy - wyjaśnił cierpliwie Aldo. -
Kwestia uruchomienia go tutaj, na dole, oczywiście jest dla nas najistotniejsza, ale wobec
zasadniczego zadania to wtórna sprawa. Gdy ju\ stąd pójdziemy, nasze miejsce zajmą
technicy. Zastąpią tymczasowe moduły solidną maszynką i te\ się ewakuują. Automatyczne
świdry będą tak długo osłabiać górną część kuli, a\ ciśnienie ją zmia\d\y. Ekran będzie
wówczas połączony z innym, umieszczonym poza płaszczyzną ekliptyki. Gdy kula pęknie,
ekran ocaleje, bo przeka\e wszystkie sypiące się w niego śmieci dalej, w przestrzeń. Potem
poprawią powoli zgranie, a\ transmisja ustanie, a my otrzymamy łatwy dostęp do dna
saturnijskiego oceanu. Kriogenicy i spece od wysokich ciśnień tylko na to czekają.
Stan przytaknął. Nissim spojrzał z otwartymi ustami na kopulasty sufit, wyobra\ając
sobie tę masę metalu implodującą pod naciskiem oceanu...
- Zaczynajmy - powiedział zaraz, próbując się podnieść. - Podnośmy ekrany i
zróbmy, co trzeba. Pora się zbierać.
Pozostali pomagali mu w unoszeniu segmentów ekranu, ale jedynie Aldo wiedział, co
i jak nale\y wykonać. Pracował intensywnie, klął przy tym od czasu do czasu pod nosem przy
kolejnych modułach podsuwanych mu przez mechaniczne ramię wysięgnika. Gdy był ju\
zbyt zmęczony, przerwał i zamknął oczy, by nie widzieć zaniepokojonego spojrzenia
Nissima, którego jakoś nie mogła opuścić wizja mia\d\onej kuli. Stan podał im posiłek i
stosowne do cią\enia stymulanty i od\ywki. Gadał przy tym wesoło o swoich wcześniejszych
wyprawach kosmicznych.
Gdy wszystko było gotowe, a testy potwierdzały, \e urządzenie zostało właściwie
zmontowane, nało\yli segmenty ekranu. Potem Aldo sięgnął do niszy kontrolnej i coś
przycisnął. Powierzchnia okryła się znajomą, połyskliwą czernią.
- Gotowe - oznajmił.
- Masz, wyślij to - powiedział Stan, dając mu kartkę z napisem: JAK NAS
ODBIERACIE? Rzucił notatkę daleko, na środek ekranu. Papier zniknął im z oczu.
- Teraz odbiór.
Aldo przełączył urządzenie na tryb odbioru i połysk powierzchni nieco się zmienił, ale
to wszystko. Przez dłu\szą chwilę wpatrywali się w teleporter z zapartym tchem.
Nagle z czerni wysunęła się końcówka taśmy. Załamała się pod własnym cię\arem;
niebawem mieli ju\ cały stosik taśmy.
- Działa! - krzyknął Stan.
- W zasadzie tak - mruknął chłodno Nissim. - Jakość przekazu zostawia na pewno
wiele do \yczenia i trzeba będzie jeszcze niejedno poprawić. Ale to ju\ oni mogą
przeanalizować, starczy, \e prześlą nam stosowne instrukcje.
Wsunął taśmę do odtwarzacza. Z głośnika popłynęły dzwięki, które tylko z grubsza
przypominały ludzki głos.
- Nawet więcej ni\ niejedno - powiedział Nissim z uśmiechem, który zniknął, gdy
statek raptownie się przechylił i powoli wrócił do pionu. - Coś nas pchnęło - wyszeptał.
- Mo\e to prąd - powiedział Aldo, chwytając się kurczowo fotela. - A mo\e jakieś
dryfujące śmieci.
- Czy tam mo\e być... coś \ywego? - spytał cicho Nissim.
Zamilkli, wyobra\ając sobie potencjalnego gigantycznego, mrocznego obcego.
Kombinującego, co tu zrobić ze spadłym z nieba przedmiotem. Upiorna wizja. Aldo przerwał
te rozmyślania.
- Nader mało prawdopodobne, chocia\ jest kilka teorii, których wolałbym nie
rozwijać. I tak nie sprawdzimy, co to takiego, więc proponuję nie zawracać sobie głowy
podobnymi sprawami. Czas nam się kończy.
Zmęczenie ju\ ich nie opuszczało, próbowali jednak je ignorować. Byli tak blisko
zakończenia prac i powrotu na Pierwszą Saturna... Nissim obliczył konieczne poprawki,
pozostali raz jeszcze unieśli sekcje ekranu i przestroili niektóre moduły. Ta część zadania była
najtrudniejsza. Nie minęła jednak standardowa doba, gdy zaczęli otrzymywać taśmy o
idealnej jakości dzwięku. Otrzymali i odesłali próbki. Wszystko zgadzało się do piątego
miejsca po przecinku. Piłka kołysała się niekiedy, ale starali się nie myśleć, jaka to siła
mo\e być dość potę\na, by ruszyć podobną masę metalu.
- Przechodzimy do testów na materiale \ywym - powiedział Nissim do mikrofonu.
Taśma przeszła na drugą stronę, naukowiec przełączył urządzenie na odbiór. - Nigdy jeszcze
nie siedziałem tak długo w jednym miejscu - stwierdził. - Nawet na uniwerku, gdy
studiowałem w Islandii, to na noc wracałem zawsze do domu, do Izraela.
- Tak się przyzwyczailiśmy do ekranów - mruknął Aldo. - Gdy pracowaliśmy nad tym
projektem na Pierwszej Saturna, zawsze po pracy szedłem do Nowego Jorku. Tak się
przyzwyczailiśmy, \e ich nie zauwa\amy, chyba \e coś siądzie. Ty masz łatwiej, Stan.
- Aatwiej? - Pilot uniósł brwi. - Ale ja robię tak samo. Gdy tylko mam wolną chwilę,
gonię na Nową Zelandię.
Utkwił wzrok z powrotem w pustym ekranie.
- Nie o tym myślę. Ty przywykłeś do samotności na pokładzie. Do rejsów, długiego
zamknięcia. To chyba dobry trening. Zdajesz się znosić to o wiele lepiej ni\ my.
Nissim przytaknął w milczeniu i Stan roześmiał się krótko.
- Nie \artujcie. Pocę się tak samo jak wy. Owszem, przeszedłem inny trening, bo nie
mogę sobie pozwolić na panikę. Starczy chwila i ju\. Podobnie z drinkiem przed obiadem.
Wam silna samokontrola nie była nigdy potrzebna, nie uczyliście się tego. Bo i po co?
- To nie tak. Jesteśmy cywilizowanymi ludzmi, nie zwierzętami. Siłą woli mo\emy...
- Jak wtedy, gdy dałeś w nos Aldowi? Nissim skrzywił się.
- Jeden do zera. Owszem, reaguję czasem emocjonalnie, ale to normalny składnik
mojego człowieczeństwa. Ty zaś wydajesz się być kimś, kogo jakby nieco trudniej wytrącić z
równowagi.
- Jak mnie zranisz, będę krwawił. Tylko właściwy trening mo\e zapobiec wpadnięciu
w panikę. Piloci uczyli się tego od niepamiętnych czasów. Pewnie musieli mieć jakieś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]