[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oprzeć. Czuły i delikatny Leo mógłby zasiać w jej sercu wątłe ziarno nadziei na szczę-
śliwe zakończenie. Takiego mężczyznę mogłaby pokochać.
- Evelyn? - szepnął, obejmując ją w pasie.
Chyba musiałaby stracić rozum, żeby odrzucić szansę spędzenia dwóch niezwy-
kłych nocy z ognistym kochankiem. Skoro tylko na tyle mogła liczyć, nie powinna na-
rzekać.
- Dobrze - odparła cicho, po czym pocałowała go namiętnie.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Trochę pózniej Sam obudził ich po krótkiej drzemce. Używając wszystkich zna-
nych sobie słów, wypowiadał ciągi niezrozumiałych sylab. Popiskiwał przy tym od czasu
do czasu, a w końcu rzucił czymś o ziemię.
Eve czym prędzej zarzuciła szlafrok i popędziła do dziecka. Chłopiec stał w łó-
żeczku, trzymając się poręczy, a od czasu do czasu podskakiwał na sprężystym materacu.
Na widok matki uśmiechnął się promiennie i powiedział:
- Mama ma ma ma mam.
Eve pomyślała, że nic nie może równać się z bezwarunkową miłością dziecka do
matki. Mocno uściskała synka, po czym przewinęła go na przewijaku ustawionym tuż
przy łóżeczku. Potem postawiła malca na podłodze.
- Miś! - krzyknął radośnie Sam, chwytając zabawkę, którą wcześniej wyrzucił z łó-
żeczka.
Wolno i ostrożnie ruszył chwiejnym krokiem do innego pokoju. Przez moment
sprawiał wrażenie zdezorientowanego nieznanym rozkładem pomieszczeń. Po chwili
zawrócił i ruszył w stronę łóżka.
Z nieskrywaną ciekawością patrzył na Leo, który nie wiedział, co zrobić ani co
powiedzieć. Potem odwrócił się do matki, która właśnie wyjmowała mleko z lodówki.
- Wszystko w porządku, Sam. To jest Leo. Już się poznaliście - przemówiła łagod-
nie do dziecka, po czym zwróciła się do Leo: - Nie przejmuj się. Sam potrzebuje czasu,
żeby przyzwyczaić się do nowych twarzy.
Wzięła dziecko na ręce i oparła je sobie na biodrze, unosząc przy tym brzeg koszuli
nocnej aż do samego uda. Leo przyglądał jej się uważnie i nie rozumiał, dlaczego widok
kobiety w szlafroku, z oseskiem na rękach, wywierał na nim tak duże wrażenie. Tym nie-
mniej zaschło mu w ustach, a krew zawrzała w żyłach. Był gotów na kolejną rundę.
W pewnej chwili rozległ się dzwięk mikrofalówki.
- Pik! - krzyknął Sam, wyciągając ręce. - Pik!
Eve przelała mleko z kubka do dziecięcej butelki, sprawdziła temperaturę i podała
synowi.
R
L
T
- Oto twój pik, Sam. - Chłopiec puścił misia, żeby chwycić butelkę, po czym zaczął
pić łapczywie. - Zwykle po przebudzeniu przychodzi do mnie do łóżka - wyjaśniła,
zwracając się do Leo. - Chociaż nigdy nie zastał tam nikogo poza mną.
Jak na komendę mężczyzna wstał, sięgając po szlafrok.
- Nie zamierzałam cię wyganiać - dodała pospiesznie, sadzając Sama między po-
duszkami.
- Pójdę pobiegać.
- Chyba nie często widujesz małe dzieci?
- To aż tak bardzo widać?
- Jak na dłoni. Może przekażę ci kilka wskazówek. Częste podróże nie sprawdzą
się jako wymówka w każdej sytuacji. Musisz umieć choć trochę zajmować się dziec-
kiem, które rzekomo jest twoje.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie popisał się poprzedniego wieczoru, gdy
nie miał pojęcia, w jakim wieku jest Sam. Zakłopotany wzruszył ramionami.
- Co proponujesz?
- Spróbuj wziąć go na ręce. Nawiąż z nim więz.
- Mam nawiązać z nim więz?
- To taki sam człowiek jak każdy inny.
- Ale on nawet nie rozumie, co się do niego mówi.
Roześmiała się.
- Rozumie więcej, niż ci się wydaje.
Przycupnął na skraju łóżka, przyglądając się Samowi, który z kolei spojrzał na du-
żego mężczyznę nad denkiem butelki. Gdy wypił całe mleko, odstawił puste naczynie, po
czym wyciągnął misia, którego wcześniej tulił.
- Miś!
Leo spojrzał na chłopca niepewnie.
- Nie jestem pewien, czy potrafię.
- Proponuje ci swojego misia. Wez go - zachęciła go Eve.
Wyciągnął rękę, żeby chwycić pluszaka, ale Sam przeturlał się szybko, chichocząc
i przyciskając misia do piersi. Na twarzy Leo pojawiło się zdumienie.
R
L
T
- Chyba nie rozumiem.
- On się z tobą bawi.
- Miś - powtórzył chłopiec, kolejny raz podając mu zabawkę.
Tym razem Leo zareagował szybciej, ale Sam i tak zdołał uciec, piszcząc z radości.
Po chwili sytuacja się powtórzyła. Gdy chłopiec rzucił się na maskotkę, żeby nakryć ją
własnym ciałem, śmiejąc się do rozpuku, nawet Leo uznał, że to zabawne.
- Szybki jest - powiedział, spoglądając na Evelyn. Lecz gdy w jej oczach dostrzegł
coś na kształt smutku, postanowił przerwać zabawę. - Idę pod prysznic - oświadczył,
wstając nagle z łóżka.
Nie zamierzał przejmować się jej uczuciami. Nie nadawał się na członka rodziny, a
koszmary, które nawiedziły go minionej nocy, były na to najlepszym dowodem. Z takim
bagażem doświadczeń nie zamierzał ryzykować.
Mogła więc patrzeć na niego, jak tylko chciała, a dla niego to i tak nie miało więk-
szego znaczenia. Za dwa dni i tak się rozstaną. Nie oczekiwał od niej nic prócz seksu. A
już na pewno nie oczekiwał litości.
Po śniadaniu mieli popłynąć w rejs. Hannah zabrała Sama do głównego budynku,
w którym znajdowała się ogromna bawialnia pełna zabawek i gier. Dzięki temu Evelyn
zyskała trochę czasu tylko dla siebie. Mogła wypocząć w pięknej scenerii.
Leo wziął ją za rękę, gdy szli wzdłuż plaży do portu. Biały piasek chrzęścił pod ich
stopami, a ciepły wiatr i bezchmurne niego obiecywały piękny dzień, tak jak przystojny
mężczyzna u jej boku obiecywał noc pełną grzesznych przyjemności.
Skoro postanowiła kontynuować romans przez kolejne dni pobytu na wyspie, a Leo
obiecał, że nie zostawi jej, jeśli zajdzie w ciążę, mogła cieszyć się każdą chwilą. Może
straciła rozum, ale uwierzyła w każde jego słowo, gdy zapewniał, że w razie koniecz-
ności będzie ją wspierał. Wiedziała, że w najgorszym razie ograniczyłby się do zapew-
nienia jej bezpieczeństwa finansowego - a to i tak było dużo.
Słońce delikatnie pieściło jej nagie ramiona, a powietrze przesycał zapach tropikal-
nych kwiatów. Spojrzała na Leo ubranego w cienką koszulę z podwiniętymi rękawami i
płócienne spodnie i natychmiast powróciły wspomnienia z minionej nocy.
- Sprawiasz wrażenie zadowolonej.
R
L
T
- Naprawdę? Pewnie dzięki pogodzie.
- Dzień dobry! - zawołała Maureen. W lnianym stroju wyglądała jak prawdziwa
urlopowiczka. - Dobrze spaliście?
Eve uśmiechnęła się.
- Zakochałam się w tym miejscu - odparła.
- Nie mogłoby być lepiej - dodał Leo, przyciągając ją do siebie.
- Wszyscy na pokład! - zawołał Eric w kapitańskiej czapce na siwiejącej głowie.
Leo pomógł obu kobietom wsiąść na jacht, na którym czekali już Richard i Felici-
ty. Wszystkim dopisywał wakacyjny nastrój.
- Jak tu wspaniale! - zachwyciła się Felicity, wychylając się przez burtę.
W krótkiej rozkloszowanej spódnicy i obcisłym topie wyglądała niezwykle atrak-
cyjnie. Przy niej Eve nie czuła się zbyt komfortowo w swoich szortach i koszulce na ra-
miączkach kupionych w supermarkecie. Strój, na który mogła pozwolić sobie samotna
matka, zdecydowanie nie pasował do tego miejsca.
Jednak odzyskała pewność siebie, gdy Leo objął ją w pasie i szepnął jej do ucha:
- Mówiłem ci już, jak bardzo podobasz mi się w tych spodenkach? I jak bardzo nie
mogę się doczekać, kiedy je z ciebie ściągnę?
Jednak przed wieczorem czekało ich jeszcze mnóstwo innych atrakcji. Najpierw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]