[ Pobierz całość w formacie PDF ]
owocowe, jezioro i moczary, cmentarz rodzinny i kilka zródełek,
tryskających w lesie.
- Powinnam wiedzieć, że chłopak będzie się chwalił swoją
doliną. Jeśli ma jakąś słabość, jest nią ta ziemia.
- Ma prawo być dumny - powiedziała Ewa, wchodząc do
kuchni. - To wspaniałe dziedzictwo. Napijesz się mrożonej
herbaty? - Wyjęła z lodówki dzbanek z herbatą, nim spytała: - Czy
przyszłaś w jakiejś konkretnej sprawie?
Ewa nalała herbaty, czując się nieswojo pod badawczym
spojrzeniem Sudie. Kiedy podała jej szklankę herbaty, pomyślała,
że gospodyni Adama zachowuje się tak, jakby się czegoś
domyślała.
- Kiedy się tu znalazłam, zapomniałam, po co przyszłam,
chociaż zamierzałam i tak do ciebie wstąpić - odparła Sudie. - Ale
nim znów zacznę mówić o czym innym, był do ciebie telefon.
Dzwoniący powiedział, że jest twoim wujkiem. Zadzwonił do
domu Adama, kiedy nie udało mu się złapać cię tutaj.
- Wujek Robb?- Tak się przedstawił - powiedziała Sudie,
rozkładając kartkę, wyjętą z kieszeni fartucha, którego nigdy nie
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zdejmowała. - Robb Sutton. Prosił, żeby ci powtórzyć, że pomysł z
fundacją jest możliwy do realizacji. - Wręczyła Ewie kartkę.
- To wspaniała wiadomość. - Ewa dzwoniła wcześniej do
wujka z pytaniem, czy można stworzyć jakąś fundację, finansującą
nowe przedsięwzięcia, i jeśli tak - by przystąpił do załatwiania
niezbędnych formalności. - Czy chciał, żebym oddzwoniła?
- Nie, powiedział, że za dzień, dwa sam do ciebie zadzwoni.
Jeśli wolno zapytać, co to za fundacja?
Ewa zaproponowała, by usiadły sobie wygodnie przed
kominkiem, i powiedziała Sudie, że słyszała o trudnościach kobiet
z miasteczka z uzyskaniem pożyczek.
- Pomyślałam o fundacji, która specjalizowałaby się w
finansowaniu drobnych przedsięwzięć, i poprosiłam wujka, żeby
dowiedział się szczegółów, jak występować o kredyt i temu
podobne.
Za tym i temu podobne" kryło się bardzo wiele, ale Ewa
chciała, żeby fundacja pozostała anonimowa i żeby nie kojarzyła
się z jej osobą.
- I bardzo dobrze! Trochę przytrzemy Emery'emu nosa,
prawda?
Ewa uśmiechnęła się.
- Mam taką nadzieję. Myślę, że już wystarczająco długo
dyktuje swoje warunki. - Wypiła łyk mrożonej herbaty i przyszedł
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
jej do głowy jeszcze jeden pomysł. - Sudie, czy nie zjadłabyś z
nami jutro obiadu? Znając tu wszystkich, może podsunęłabyś nam
jakieś pomysły, na które nie wpadłyśmy. Na razie to tylko
nieśmiałe przymiarki.
- Rozumiem. Zrobię wszystko, by uprzykrzyć Emery'emu
życie. Wystroję się jutro jak na odpust.
Sudie spostrzegła, że Ewa się zasępiła i spytała, co się stało.
- Właśnie sobie przypomniałam, że muszę się wybrać na
zakupy. Wzięłam niewiele rzeczy. Ciągle piorę, ale i tak stale mi
brakuje czystych ubrań.
Sudie pstryknęła palcami.
- Właśnie o tym zapomniałam ci wczoraj powiedzieć.
-Przechyliła głowę i dodała: - Chociaż jeśli już robiłaś pra-nie,
prawdopodobnie sama się przekonałaś, że ta stara pralka jest
chimeryczna.
- Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że to nie wyłącznie moja
wina, że piwnica pełna była piany, jestem ci bardzo wdzięczna. Na
czym polega tajemnica?
- Chodz, pokażę ci.
Ale dotarły tylko do drzwi do piwnicy, kiedy wszedł Adam.
- Och, Adamie - powiedziała Sudie, klepiąc się po kieszeni
fartucha. - Prawie zapomniałam, że odebrałam wiadomość i dla
ciebie, kiedy wpadłam, by zostawić ci coś na kolację. Langley ma
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
jakiś kłopot i prosi, żebyś do niego zadzwonił.
Adam westchnął.
- Czuję, że będę miał zajęte całe popołudnie. Mogę sko-
rzystać z telefonu? - spytał, odwracając się do Ewy.
Czekała z Sudie, póki Adam nie skończy rozmawiać. Z tego,
co usłyszała, wynikało, że Adam musi pojechać na farmę
Langleya. Chociaż było jej przykro, wytłumaczyła sobie, że może
to i lepiej. Sprawy nabrały większego tempa, niż się spodziewała.
Wprawdzie nie będzie powtórki wczorajszego odcinka, jednak
przyłapała Adama na tym, że kilka razy się jej przyglądał.
W obecności Sudie, która bacznie wszystko obserwowała,
Adam pożegnał się szybko i wyszedł, a Ewa udała się za Sudie do
piwnicy, by poznać zawiłości obsługi pralki i suszarki.
Nazajutrz rano Ewa weszła do sklepu Alicji, niosąc akwarelę
Saby.
- Och, jest prześliczna - powiedziała Alicja. - Szkoda, że nie
wiedziałam, jaka jesteś utalentowana. Co jeszcze namalowałaś?
- Zaczęłam portret olejny Saby, a mój szkicownik jest już w
połowie zapełniony.
Alicja kazała go sobie przynieść z samochodu. Ewa stała,
Przestępując z nogi na nogę, podczas gdy przyjaciółka oglądała
szkice. Kiedy przewracała kartki, Ewa widziała z rosnącym
zadowoleniem, że w miarę nabierania wprawy jej rysunki stawały
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
się coraz lepsze. Alicja przyjrzała się serii szkiców dzieci,
wykonanych podczas ostatniego weekendu, i westchnęła.
- Na podstawie tego, co tu widzę, mogę powiedzieć,
żebędziesz dobra w pejzażach, ale moim zdaniem twoją naj-
mocniejszą stroną staną się portrety.
- Nigdy się tego nie uczyłam. Alicja uśmiechnęła się.
- Uważam, że nie musisz. Spójrz - powiedziała, wskazując na
rysunek Melissy, na którym dziewczynka zakładała przynętę na
haczyk. - Posłużyłaś się tylko kilkoma kreskami, ale i tak można
się zorientować, kto to jest. Z innymi jest identycznie. - Wróciła do
pierwszego rysunku Saby i przyłożyła go do ukończonej
akwarelki. - Rozumiesz, co mam na myśli? Jeśli ktoś jest tak
utalentowany, nie musi studiować. Może od razu malować.
- Namalowałam obrazek dla Alex. Mogłabyś mnie nauczyć,
jak go oprawić?
- Naturalnie. To nic trudnego, jest tylko czasochłonne.
-Wzięła obrazek i skierowała się na tyły sklepu. - Pokażę ci teraz,
jak się robi passe-partout. Możesz poćwiczyć na kilku ścinkach
kartonu. Po szkole możemy się wziąć za oprawianie.
Pracowały wspólnie przez kilka minut, kiedy Alicja po-
wiedziała:
- Czy pozwolisz mi oprawić kilka swoich rysunków i
wywiesić od frontu?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Ewa uniosła głowę, przerywając naukę ścinania ukośnie
obramienia z tekturki.
- Tak, ale po co?
- Bo jak rodzice dzieciaków zobaczą, co potrafisz - Alicja
uśmiechnęła się - prawdopodobnie zamówią u ciebie portrety
swych pociech.
Ze zdumienia aż odjęło jej mowę. Próbowała poskromić
narastające podniecenie.
- Myślisz, że jestem aż tak dobra? Alicja wybuchnęła
śmiechem i objęła ją.
- Wiem, że jesteś aż tak dobra. Chodz - powiedziała, biorąc
Karen na ręce. - Pora iść na obiad. Zaczekaj, aż wszystkim o tym
powiem.
Piętnaście minut pózniej Alicja uniosła kieliszek, by wy-
chylić toast.
- Za naszą artystkę, specjalistkę od portretów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]