[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przypuszczasz, że udawała?
- Coś w tym sensie, może, kto wie. Jest dojrzałą
i doświadczoną kobietą, ma spokojny i cichy charakter... A jednak, takie
wrzaski...
- Taak, no taak. A panna Rytkdnen?
- Plotła nam o spaleniu listów... a właściwie o tym, jak je darła i
spuszczała z wodą w WC... I opowiadała nam swoją bajeczkę zbyt gorliwie, cho
- I ciąż nikt jej o to nie pytał... Ale...
- Właśnie. Powiedz teraz zupełnie szczerze, do I czego zmierzasz?
- Powiem tylko, że tu nie wszystko jest w porządku.
Otworzyłem właśnie usta, żeby zaprzeczyć, kiedy usłyszeliśmy trzask
drzwi wejściowych. Raili skoczyła na równe nogi, skinęła mi głową i szybko
wyszła I do przedpokoju, by przywitać gościa.
Słyszałem jakiś chrapliwy głos męski rozmawiają-Cy z nią, ale słów nie
mogłem rozróżnić. Po chwili wróciła. Drzwi za sobą zostawiła lekko uchylone i
popatrzyła mi w oczy.
- Dyrektor Patamaa nie żyje - powiedziała. Krew odpłynęła jej z twarzy. -
Przyszedł komisarz Itkonen z policji kryminalnej. Chce z tobą natychmiast
pomówić.
8
Komisarz Itkonen wśliznął się do gabinetu tuż za sekretarką. Nie mogłem
jeszcze ochłonąć z wrażenia po otrzymaniu tej nowiny i głupio spojrzałem na
wchodzącego.
- Dzień dobry - powiedział Itkonen.
- Dzień dobry - odpowiedziałem automatycznie. - Proszę usiąść.
Itkonen skinął. Jednym spojrzeniem obrzucił cały pokój, starając sią
uczynić to dyskretnie i uprzejmie. Sprawiał jednak wrażenie, jakby miał zamiar
wyciągnąć z kieszeni nakaz rewizji.
Usiadł w fotelu przeznaczonym dla klientów, położył ręce na kolanach i
zaczął mi się przyglądać.
- Czy to prawda - zapytałem z poważną miną - że dyrektor...
Itkonen skinął głową. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie nawzajem.
Spotkałem tego komisarza wielokrotnie w sądzie miejskim, ale nie byliśmy
znajomymi w ścisłym znaczeniu tego słowa. Przypatrywałem się Itkonenowi, co
prawda bezwiednie, ale zapamiętałem pewne szczegóły jego wyglądu i
munduru.
Był prawie łysy. Miejsca, gdzie jeszcze rosły włosy, zostały wygolone,
tak że widać było tylko krótką jasną szczecinę. Miał niebieskie, głęboko
osadzone oczy. Szeroki nos był najlepszym świadectwem wschodniobałtyckiego
pochodzenia. Usta miał wąskie i małe, i charakterystyczny dla policjantów
mocny podbródek. Z kształtu jego wielkiej głowy moż a było wnioskować, że
mogą się tam znajdownć jakieś myśli. Gdy jeszcze raz spojrzałem mu w oczy,
doszedłem do wniosku, że patrzą wcale nie obojętnie, ale z wielkim
zainteresowaniem, i to skierowanym w moją stronę, co wydawało mi się raczej
niezbyt przyjemne.
Itkonen był krępy, trzymał się prosto. Nosił niebieski mundur i
staromodnie zawiązany krawat. Brzuch urósł mu już w czasie służby.
Pomyślałem sobie, że jeżeli wstąpił do pracy w policji jako młody człowiek, to
minęły już dziesiątki lat od czasu, kiedy szczupły i dziarski wywijając pałką
chodził w mundurze posterunkowego. Wyglądał tak, jakby trzymał stale w
pogotowiu pałkę, a do tego sprawiał wraże io:t nie mężczyzny, który po
wykonaniu pewnej pracy umysłowej mógł rzucić karty na stół i wykańczać za
ich pomocą przeciwnika.
W końcu przemówiłem: - Od kiedy nie żyje? Bo jeszcze wczoraj...
Itkonen przerwał mi: - Zostawmy tę sprawę na pózniej. Przyszedłem tutaj,
ponieważ słyszałem, że pan, panie mecenasie Viima, był adwokatem pana
Patamaa.
Podniosłem ręce do góry: - Nie, myli się pan. Mało co wiem o jego
sprawach.
- Wieczorem byli panowie razem w restauracji Kaivohuone, zgadza się?
- Tak, byliśmy.
- Po co?
Itkonen przesłuchiwał w sposób nieprzyjemny i ob-cesowy.
- To tajemnica zawodowa - odpowiedziałem.
- A dopiero co słyszałem, że nie był pan jego adwokatem.
- Chciałem powiedzieć, że nie byłem adwokatem w dosłownym tego
słowa znaczeniu.
- Co to znaczy w dosłownym znaczeniu?
- Pan chyba to wie.
Itkonen rzucił ozięble: - To ja pytam, a pan odpowiada.
Zdenerwowałem się. Zapomniałem nawet o wstrząsie, który przed chwilą
zatrzymał moją maszynkę do myślenia.
- Za prawdziwego adwokata uważa się prawnika, który latami prowadzi
sprawy swojego klienta. Zna jego wszystkie tajemnice, łącznie z testamentem.
- Dlaczego pan wspomniał o testamencie?
- Panie komisarzu - powiedziałem ostro. Dopiero teraz zauważyłem, że
Raili stała w drzwiach. Sekretarka uważała mnie i tak za mięczaka, więc nie
miałem potrzeby pokazywać jej, że jakiś policjant rozmawia ze mną jak z
moczymordą, w stylu  zamknij dziób i odpowiadaj na pytania . - Niech pan
posłucha, panie komisarzu - zacząłem znowu. - Nie byłem prawdziwym
adwokatem dyrektora Pata-maa, ale pod pewnym względem był moim klientem.
Po prostu poznaliśmy się dopiero wczoraj i polecił mi załatwienie pewnej
sprawy.
- Jakiej sprawy? - zapytał Itkonen.
- Nie odpowiem na to pytanie, zanim nie dowiem się, co się stało z moim
klientem.
- Został zamordowany - odpowiedział Itkonen. Powiedział to tak, jakby
mówił o pogodzie. Ale właśnie dlatego podskoczyłem na krześle. Gdzieś w
zakamarkach mózgu dopuściłem taką ewentualność, ale teraz te słowa
zabrzmiały nieprzyjemnie. Usłyszałem oddech stojącej obok Raili.
- Czy pani mogłaby opuścić nas na chwilę? - odezwał się Itkonen. -
Muszę pomówić z panem mecenasem.
Nieżyczliwy ton Itkonena uraził ją. Miało to nawet pewną zaletę, bo blada
dotąd twarz sekretarki nabrała kolorów. Rzuciła Itkonenowi wrogie spojrzenie i
wyszła, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi.
- Powiedział pan, że poznaliście się dopiero wczoraj - ciągnął dalej
Itkonen. - Jako prawnik wie pan, że ciężkie przestępstwo przeciwko życiu nie
podlega żadnej tajemnicy zawodowej. Może teraz pan zechce powiedzieć,
dlaczego dyrektor Patamaa przyszedł na rozmowę z panem.
- Może być pan pewien, że nie powiem - wybuchnąłem. Fizycznie
czułem, jak w kieszeni na piersi palił mnie list szantażysty. - Do tej sprawy
powrócimy, jeżeli pan wyjaśni bliżej, co się naprawdę stało.
Itkonen kiwnął głową. Przyglądał mi się zamyślony. Zmienił tak nagle
temat rozmowy, że o mało co nie wyskoczyłem ze skóry.
- Czy mogę wiedzieć, gdzie pan mecenas był dziś rano o 2.30?
- W swoim łóżku - burknąłem.
- Czy to może ktoś potwierdzić? Przekleństwo wymknęło mi się z ust.
Widocznie często musiał je słyszeć, bo nawet nie drgnął.
- Może sekretarka pamięta godzinę mojego powrotu do domu -
wycedziłem, gdy udało mi się zapanować nad sobą.
- Chce pan przez to powiedzieć, że ona u pana nocowała?
- Ależ nie, co pan! - krzyknąłem. Skrzywiłem się. Drobny pot zbierał mi
się pod pachami. Wiedziałem, że drzwi były cienkie i Raili mogła usłyszeć coś z
przesłuchania. - Proponuję panu komisarzowi skończyć z tymi przeklętymi
podejrzeniami. Bo zadzwonię w tej sprawie do kolegi Jarva.
Tak naprawdę szefa policji znałem tylko z fotografii. Itkonen chyba się
tego domyślił, ponieważ kąciki ust drgnęły mu lekko. Miałem wrażenie, że
powstrzymuje ironiczny uśmiech.
- Nie chce pan powiedzieć, dlaczego pan Patamaa skontaktował się z
panem?
- Nie... nie teraz.
- Przyszedł do pańskiej kancelarii wczoraj rano?
- Tak.
- Potem pojechaliście do niego na wieś?
- Zgadza się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl