[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy wszyscy znalezli się wreszcie w łóżkach, życząc mi słodko dobrej nocy,
poszłam do swojego pokoju, zabierając latarkę. Nie zbliżałam się już do skrzynki z
bezpiecznikami, żeby włączyć światło u siebie: zobaczyliby je przez szparę pod
drzwiami i moje kłamstwo wyszłoby na jaw. Zdjęłam koszulę i szorty i siedząc w
bokserkach ukradzionych Douglasowi oraz w podkoszulku, zjadłam część
skonfiskowanych słodyczy, przeglądając jednocześnie przy świetle latarki zawartość
koperty, którą dała mi Pamela.
Kochana Jess!
Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Praca wychowawczyni na obozie musi Ci
dawać mnóstwo przyjemności.
Owszem, pewnie. Jasne, że mi daje... szczególnie rozrywkowe okazało się
spotkanie z Shane'em.
Załączam zdjęcie Taylora Monroe 'a.
Skierowałam snop światła do wnętrza koperty i znalazłam kolorowy portret -
malutkiego chłopczyka z kręconymi włoskami, w spodniach ogrodniczkach. Cud,
miód, ultramaryna.
Taylor zniknął z domu towarowego dwa lata temu, kiedy miał trzy lata. Rodzice
rozpaczliwie pragną go odzyskać. Nie ma żadnych podejrzanych ani śladów.
Dobrze. Czysty, jasny przypadek porwania. Rosemary odwaliła mnóstwo
roboty, żeby się o tym przekonać. Dawała mi znać tylko o takich przypadkach, kiedy
istniała pewność, że dziecko chce zostać odnalezione. To był mój jedyny warunek,
żeby odnalezć dziecko: ono samo musiało tego chcieć. No tak, a do tego zachowanie
anonimowości.
Jak zwykle, zadzwoń, kiedy będziesz wiedziała, gdzie jest. Znasz numer.
Całuję, Rosemary
Przyjrzałam się zdjęciu w świetle latarki. Taylorze Monroe, powiedziałam do
siebie. Taylorze Monroe, gdzie jesteś?
Drzwi mojego pokoju otworzyły się nagle z hukiem. Zaskoczona upuściłam
zdjęcie - i latarkę - na podłogę.
- Hej, co to jest? - zainteresował się Shane.
- Jej - burknęłam, usiłując ukryć zdjęcie i list w pościeli. - Słyszałeś kiedyś o
tym, że się puka?
- Co to za dziecko? - dopytywał się Shane.
- Nie twój interes. - Znalazłam latarkę i poświeciłam na niego. - Czego
chcesz?
Oczy Shane'a zwęziły się, ale nie tylko z powodu silnego światła latarki.
Błysnęła w nich podejrzliwość.
- Aha - powiedział. - To zdjęcie zaginionego dziecka? Bystry chłopak. Pamela
nie myliła się. Shane był uzdolniony. Chyba nie tylko muzycznie.
- Nie bądz śmieszny - powiedziałam.
- Och, naprawdę? No to dlaczego je ukrywasz?
- Shane. - To było niesłychane. - Czego chcesz? Shane jednak puścił pytanie
mimo uszu.
- Skłamałaś - powiedział z oburzeniem. - Skłamałaś totalnie. Masz ciągle te
zdolności.
- Taak, jasne, Shane - powiedziałam. - Właśnie dlatego pracuję na obozie
Wawasee za pięć dolców za godzinę. Mam zdolności parapsychiczne i w ogóle i
mogłabym zgarniać forsę, znajdując poszukiwanych przez władze, ale wolę siedzieć
tutaj.
Shane w odpowiedzi na mój sarkazm tylko zamrugał parę razy.
- Skończ już z tym - powiedziałam kwaśnym tonem. - Jasne? Dlaczego nie
jesteś w łóżku?
Shane przypomniał sobie pretekst, pod którym wtargnął do mojego pokoju -
zapewne spodziewając się zastać mnie w skąpym przyodziewku.
- Chcę się napić wody - jęknął.
- No to się napij - powiedziałam niezbyt uprzejmie.
- Nie dojdę po ciemku do łazienki.
- Tutaj trafiłeś - zauważyłam. - Ale...
- Zjeżdżaj, Shane.
Wyszedł, wciąż marudząc. Wyciągnęłam zdjęcie Taylora i list Rosemary. Nie
miałam żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, że oszukałam Shane'a.
Najmniejszych. Musiałam chronić nie tylko Rosemary, ale również siebie. Po moim
niedawnym starciu z rządem Stanów Zjednoczonych, który miał odmienny od mojego
pomysł na wykorzystanie moich zdolności parapsychicznych, Rosemary,
recepcjonistka w fundacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych dzieci, zgodziła
się wielkodusznie... no, cóż, pomóc mi się sprywatyzować. Od tamtej pory, w
tajemnicy przed wszystkimi, pracowałyśmy razem.
Chyba musiałabym upaść na głowę, żeby wyjawić sekret rozkapryszonemu,
prawie dwunastoletniemu geniuszowi muzycznemu.
Na wszelki wypadek odłożyłam list Rosemary i wzięłam pożyczone od Ruth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]