[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z nim nie pójdzie, bo się po prostu na bal maturalny ochoty nie ma.
Albo, jak to niesprawiedliwie ujął: Tylko dlatego, że w mieście pojawił się twój były
chłopak .
A ja na to: Tato, no co ty! Michael i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi! Całuję,
Michael . - Jakby kiedykolwiek mogło mi PRZYJZ DO GAOWY, że mogłabym z nim iść
na bal maturalny!
Bo totalnie mi nie przyszło. Kto zabiera na swój bal maturalny dwudziestodwuletniego
milionera z dyplomem magistra nauk ścisłych, który wynalazł zautomatyzowane ramię do
zabiegów chirurgicznych? A z którym rozstałam się dwa lata wcześniej i który najwyrazniej
teraz zupełnie o mnie nie dba, więc to mało prawdopodobne, że poszedłby, gdybym go
zaprosiła.
I w ogóle, jakbym ja mogła zrobić coś podobnego J.P.?
- Jest określenie na takie dziewczyny jak ty - powiedział tata, siadając obok mnie na
wąskiej ławeczce chyboczącej się nad wodą. - I na to, co robisz J.P. Ale ja nawet nie chcę go
powtarzać. Bo to nie jest miłe określenie.
- Naprawdę? - Totalnie byłam ciekawa. Jeszcze nikt nigdy mnie nieprzyjemnie nie
określał. Pomijając wyzwiska, jakimi częstuje mnie Lana - wariatka, kretynka i inne takie. No
i pomijając wszystko, co na mój temat Lilly wypisywała na nienawi-dzemiithermopolis.com.
- A co to za określenie?
- Flirciara - powiedział tata zupełnie poważnie.
Muszę przyznać, to mnie rozśmieszyło. Chociaż sytuacja była jak najbardziej poważna
i trudna, a tata rozmawiał ze mną siedząc na tej ławeczce na skraju jachtu, jakbym za moment
miała próbować popełnić samobójstwo.
- To nie jest zabawne - powiedział tata, chyba zirytowany. - Mia, ostatnia rzecz, jakiej
nam teraz potrzeba, to żebyś zaszkodziła swojej reputacji.
Zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej. Biorąc pod uwagę, że jestem ostatnią dziewicą w
maturalnej klasie Liceum imienia Alberta Einsteina. Cóż za ironia, że tata robił mi wykład -
mnie! - na temat reputacji. Zmiałam się tak bardzo, że musiałam się przytrzymać burty jachtu,
żeby nie zlecieć w atramentowe wody East River.
- Tato... - powiedziałam, kiedy wreszcie mogłam się już odezwać. - Zapewniam cię,
wcale nie jestem flirciarą.
- Mia, czyny przemawiają głośniej niż słowa. Ja nie twierdzę, że moim zdaniem ty i
J.P. powinniście się zaręczyć. To oczywiście kompletny absurd. Oczekuję, że delikatnie i
taktownie wyjaśnisz mu, że jesteś o wiele za młoda, żeby w tej chwili myśleć o takich
rzeczach...
- Tatoooo - powiedziałam, przewracając oczami. - To jest pierścionek
PRZEDzaręczynowy.
- Niezależnie, jakie jest twoje zdanie na temat balu maturalnego - ciągnął tata,
ignorując moje słowa - J.P. ma prawo oczekiwać, że z nim pójdziesz...
- Ja wiem - powiedziałam. - I mówiłam mu, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby
zaprosił kogoś innego...
- On chce zaprosić ciebie. Swoją dziewczynę. Z którą spotyka się już prawie od dwóch
lat. Ze względu na to ma prawo do pewnych oczekiwań. Na przykład, że pójdziesz z nim na
bal maturalny, no, chyba że on zachowa się wobec ciebie skandalicznie. Więc powinnaś z nim
pójść. Tak trzeba.
- Ale, tato... - powiedziałam, kręcąc głową. - Ty nie rozumiesz. To znaczy... Napisałam
romans historyczny i dałam mu go do przeczytania, a on nawet...
Tata wytrzeszczył na mnie oczy.
- Napisałaś romans historyczny?
Ups. Zapomniałam wspomnieć o tym mojemu dobremu, staremu tacie. Może uda mi
się odwrócić jego uwagę.
- Hm... - powiedziałam. - Tak, ale nie musisz się martwić. Zresztą nikt nie chce wydać
tej powieści...
Tata pomachał ręką jakby moje słowa były jakimś dokuczliwym owadem latającym
mu wokół głowy.
- Mia - powiedział. - Chyba wiesz, że rola księżniczki nie ma nic wspólnego z
jeżdżeniem limuzyną posiadaniem ochroniarza, lataniem prywatnymi odrzutowcami i
kupowaniem najnowszej torebki czy dżinsów, żeby zawsze być modną Wiesz, że tak
naprawdę chodzi o to, żeby zawsze świecić przykładem i okazywać innym wyrozumiałość.
Zdecydowałaś się spotykać z J.P. Zdecydowałaś się z nim widywać przez prawie dwa lata.
Nie możesz nie iść z nim na bal maturalny, chyba że on cię skrzywdził. A z tego, co opisujesz,
nie wygląda mi na to. Więc przestań z siebie robić taką - zaraz, jak wy to, dzieciaki,
nazywacie? A, racja, królową sceny - i złaz już stąd. Noga mi cierpnie.
Wiedziałam, że tata ma rację. Zachowywałam się idiotycznie. Zachowywałam się jak
idiotka przez cały tydzień (co w tym nowego?). Pójdę na bal maturalny, i pójdę tam z J.P, bo
jesteśmy dla siebie stworzeni. Zawsze tak było.
Nie jestem już dzieckiem i czas przestać się jak dziecko zachowywać. Trzeba przestać
wszystkich okłamywać, jak słusznie powiedział doktor Bzik.
Ale co najważniejsze, czas już przestać okłamywać samą siebie.
%7łycie to nie romans. Prawdę mówiąc, romanse sprzedają się tak dobrze - i wszyscy je
właśnie dlatego kochają - że niczyje życie w gruncie rzeczy tak nie wygląda. A wszyscy chcą
żeby wyglądało.
Ale nigdy tak nie jest.
Nie. Prawda jest taka, że między mną a Michaelem wszystko skończone, nawet jeśli
podpisał list do mnie: Całuję, Michael . Ale to nic nie znaczy. Ta mała iskierka nadziei, w
którą tak dmuchałam - między innymi, przyznaję, dlatego, że tata raz mi powiedział, że
miłość zawsze czeka na człowieka za jakimś rogiem ulicy - musi zgasnąć. Muszę jej pozwolić
zgasnąć i być szczęśliwa z tego, co mam. Bo mam naprawdę bardzo, kurczę, dużo.
Mam nadzieję, że to, co się dzisiaj wieczorem stało, wreszcie zgasiło tę związaną z
Michaelem iskierkę nadziei, którą tak rozdmuchiwałam. Naprawdę mam taką nadzieję.
A przynajmniej jestem prawie pewna, że kiedy zeszłam z dziobu i odszukałam J.P.
(oczywiście, znów rozmawiał z Seanem Pennem), i podeszłam do niego, i powiedziałam:
Zgadzam się , i pokazałam mu, że założyłam pierścionek, to ta iskierka zgasła. Całkiem
zgasła.
A on mnie mocno uściskał i zakręcił wkoło. A wszyscy dokoła zaczęli wznosić
radosne okrzyki i klaskać.
Poza moją mamą. Zobaczyłam, jakie spojrzenie rzuciła tacie, a on pokręcił głową, na
co ona zmrużyła oczy, jakby chciała powiedzieć: Teraz to ci się normalnie dostanie , a on
spojrzał na nią tak, jakby chciał wyjaśnić: To tylko pierścionek przedzaręczynowy, Helen .
Podejrzewam, że jutro przy śniadaniu czeka mnie wykład mamy o
postmodernistycznym feminizmie. Jak powiedziałaby Lana, a co mi tam. Jakby jakikolwiek
wykład mamy mógł być gorszy niż widok pleców Michaela wychodzącego z przyjęcia.
Tina, Lana, Trisha, Ling Su i Perin rzuciły się oglądać pierścionek, chociaż Ling Su
była głównie zainteresowana tym, czy moim nowym brylantem będę mogła przecinać talerze
na pół, bo ona teraz tworzy nową instalację, do której potrzebne jej są kawałki potłuczonej
ceramiki (poeksperymentowałyśmy trochę na talerzach cateringowej zastawy i odpowiedz
brzmi tak, moim pierścionkiem da się przecinać talerze na pół).
Najbardziej zainteresowaną osobą okazała się Lilly. Podeszła i przyjrzała się uważnie
pierścionkowi, i powiedziała coś w rodzaju:
- No to jak, jesteście teraz zaręczeni czy co?
Na co ja powiedziałam:
- Nie, to tylko pierścionek przedzaręczynowy.
Na co Lilly:
- Spore te przedzaręczyny. - Miała na myśli ten brylant. I jestem pewna, że to, co
powiedziała, miało zabrzmieć tak na wpółobrazliwie...
I zresztą zabrzmiało.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Lilly jeszcze mnie nie zaskoczyła swoją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]