[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tato, dlaczego nigdy mi nie pomogłeś?
Ojciec wypuścił z ust obłoczek dymu.
 Musiałeś sam dojść do tego, że chcesz uratować swój tyłek. Cokolwiek bym ci
wtedy powiedział, nie wyciągnęłoby cię to z rynsztoka.
 Nigdy już się nie dowiemy  rzekł Frank ze smutkiem, ale gorycz, jaka w nim
dotąd tkwiła, gdzieś się nagle rozpłynęła. Jak chmura po pogodnym, letnim niebie.
 Patrzysz na mnie leżącego na tym łóżku, wiesz, że na nim umrę, i zaczynasz mi
współczuć. Nie chcesz widzieć, jak cierpię, bo cię to boli. Ja też nie mogłem patrzeć, jak się
zabijasz. Jestem zbyt słaby.
 Kiedy to zażyjesz?
 Dziś po północy Kiedy faszystka Bemice wpełznie już do swojej nory.
 Mogą zacząć podejrzewać, że ci pomogłem.
 Zostawię list. Napiszę wyraznie, że to był mój pomysł. Nikt nie będzie miał do
ciebie pretensji.
 Nie rób tego  powiedział Frank.
 Prędzej czy pózniej muszę odejść. A im pózniej, tym bardziej boli.
 Ale pózniej to też więcej czasu. Czasu, który można spędzić razem.
Dotknął ramienia ojca, bo nic więcej nie przychodziło mu do głowy.
 Dobra, Tarapat  rzekł ojciec. Wyciągnął rękę i chwycił syna za nadgarstek. Potem
spojrzał w niebo i zamrugał.  Zaczekam. Ze względu na ciebie jeszcze trochę zaczekam.
Siedząc na powietrzu, zjedli po budyniu czekoladowym i wypalili jeszcze jednego
papierosa, potem Frank zawiózł ojca do pokoju. Wrócił do domu z tabletkami wetkniętymi w
kieszeń dżinsów.
" " "
Po sześciu tygodniach ból zwyciężył. Bolało tak, jakby ktoś łamał kości, gotował krew
na wolnym ogniu i podłączał mózg do prądu, więc któregoś wieczoru Frank pojawił się w
hospicjum z budyniami i prochami.
Usiadł przy ojcu i wkruszył wszystkie tabletki do gęstej brei.
 Czekolada na ostatni posiłek  zauważył ojciec.  Mogło być gorzej. 
Przymknął oczy.  Jeśli ktoś spyta, to ja cię o ten budyń poprosiłem. A o tabletkach nic nie
wiedziałeś.
 Tak, wiem.  Frank kiwnął głową, przekładając czekoladową breję do
plastikowego kubka. Od zapachu czekolady trochę go zemdliło.
Wypowiadane chrapliwym szeptem słowa ojca brzmiały tak, jakby wydobywały się ze
skalnej szczeliny.
 Powiedz wszystkim, że kiedy mnie ostatni raz widziałeś, byłem szczęśliwy.
 Jasne.
Ojciec przymknął oczy.
Po prostu zostaw to wszystko na tacy, synu.  Powiedział to tak pogodnie, jakby tylko
chodziło o deser, na który chwilowo nie ma ochoty
 Jasne. Potrafisz to zrobić? Samemu?
Ojciec otworzył oczy.
 Znaczy, chciałbyś mi trochę pomóc? To miło z twojej strony.
 Ja tylko...  Frankowi zamarł głos. Wolałby wyjść na egoistę i zakrzyknąć:  Nie,
proszę nie! Proszę, nie rób tego! .
Ojciec otworzył dłoń i podał mu dwie tabletki.
 Podwędziłem je w tym tygodniu. Wsadz je do szuflady pod skarpetki. Therese i
lekarz pomyślą, że już od dawna gromadziłem sobie zapas.
Frank wsunął tabletki pod stertę ojcowskich skarpetek. Odniósł wrażenie, jakby składał
kwiaty na grobie i ręka mu zadrżała. Usiadł wygodniej na krześle.
 No, dobra  powiedział ojciec.  Jestem gotów na deser. Lepiej już sobie idz.
 Okej  rzekł Frank, nie ruszając się z miejsca.
Ojciec wyciągnął rękę i chwycił go za dłoń.
 Bądz dzielnym chłopcem  szepnął.
Frank wstał niepewnie, pochylił się nad ojcem i ucałował go w czoło, a potem w
policzki. Skóra ojca wydała mu się chłodniejsza, niż powinna.
 Frank.
 Tak.
 Jesteś naprawdę cholernie dobrym synem.
 Tato...
 Nic nie mów. Obu nam się zrobi smutno i będzie jeszcze trudniej.
 Okej.
 Zmykaj stąd, Tarapat.
Puścił dłoń Franka, który odwrócił się, wyszedł na korytarz, minął siedzącą w dyżurce
Therese, która obdarzyła go pożegnalnym uśmiechem, i wyszedł w zimny, przejmująco wilgotny
mrok.
" " "
Wrócił do domu i rozpoczął czekanie. Dyżur Michelle był ustawiony na porę kolacji
mieszkańców Zachodniego Wybrzeża, do których miała dziś dzwonić. W każdej chwili oczekiwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl