[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że wybrałem najlepiej jak tylko potrafiłem. Obróciłem się więc i usiadłem. Nowa świeca
dawała mocniejsze światło od poprzedniej.
Spojrzałem na stół, po czym wstałem, podszedłem do niego, położyłem na blacie
część kamieni i usiadłem na jednym z rozchwianych stołków. Nie podniosłem głosu.
Starałem się zachować spokój kupców, handlujących kamieniami na rynku.
 Mówi się  zacząłem tak, jakbym zwracał się do kogoś siedzącego po przeciwnej
stronie stołu  że wszystko ma swoją cenę. Są handlarze i ci, którzy pragną coś kupić.
Jestem obcy tu, w kraju Tanth. Zcigano mnie nie z mojej winy. Mój mistrz i przyjaciel
nie żyje, zabity również bez powodu. Czy bowiem kiedykolwiek Zielone Szaty wybrały
na ofiarę dla swego pana kogoś spoza tego świata? Czy nie mówi się, że ofiara złożona
pod przymusem jest mniej miła potędze, której się ją składa?
 Prawdą jest, że zabiłem, ale tylko w obronie własnej. Gotów jestem przelać
swoją krew na ołtarzu. Pamiętajcie jednak, że nie pochodzę z waszego świata. Nie
dotyczą mnie wasze prawa, przynajmniej do chwili, gdy nie złamię ich z premedytacją.
W każdym innym przypadku odpowiadam tylko przed moimi zwierzchnikami.
Czy kłoś w ogóle mnie słyszał? Czy Tanth leżało tak daleko od innych cywilizowanych
światów, że autorytet Konfederacji można było traktować tutaj z takim lekceważeniem?
Co tutejszych kapłanów obchodziły prawa ustanowione gdzieś daleko stąd?
Schlebiałbym sobie również twierdząc, że moje zniknięcie i śmierć Vondara wywołają
jakąkolwiek reakcję ze strony naszych zwierzchników. Podobnie jak Wolni Kupcy,
musieliśmy godzić się na ryzyko wpisane w dalekie gwiezdne podróże.
 Gotów jestem zapłacić krwią  powtórzyłem. Starałem się okiełznać narastające
we mnie napięcie i mówić spokojnym i beznamiętnym głosem.  Oto kamień spokoju.
Ten, kto trzyma go w dłoni, myśląc lub mówiąc o sprawach wielkiej wagi, odkryje
w sobie równowagę i opanowanie umysłu...  Naśladując tutejszą mowę, zawiesiłem
głos. Takie drobne zabiegi często pomagały osiągnąć zamierzony efekt.
 To kamień władzy  odsłoniłem oszlifowany kryształ.  Dołożę też ten talizman.
Wyryto na nim podobiznę Umphala... (blefowałem. Kamień pochodził z planety, gdzie
nie znano tego demonicznego bóstwa, jednak do złudzenia przypominał figurki
Umphala, które miałem okazję tu oglądać). Wystarczy umieścić go na piersi i potęga
20
czerwonookiego demona przestaje być grozna. Na widok własnego oblicza Umphal
czmychnie w popłochu. Oba te kamienie, jeden dający mądrość, a drugi ochronę przed
tym, który gna północne wichry, to cena dwukrotnie przewyższająca wartość mojej
krwi.
Odsunąłem od siebie myśl, że mogę zwracać się tylko do głuchych ścian, i mówiłem
dalej.
 W waszym porcie stoi statek Wolnych Kupców. Za cenę mojej krwi, chcę jedynie
porozmawiać z jego kapitanem.
Siedziałem w ciszy, wpatrując się w leżące na stole kamienie i nasłuchując
najdrobniejszego dzwięku, który zdradziłby mi, że nie jestem sam. Nie mogłem uwierzyć,
aby wszyscy desperaci, którzy znalezli się tu przede mną, kończyli swą ucieczkę w tym
miejscu.
Czy usłyszałem stuknięcie? Czy ośmielę się uwierzyć, że tak? Zdawało się, jakby
dzwięk dobiegł zza moich pleców. Odczekałem chwilę, po czym wstałem i podszedłem
do niszy, udając pragnienie. W niewielkim koszyku obok butelki z wodą znalazłem coś,
czego nie było tam wcześniej  nieduże ciastko. Po raz kolejny uniosłem dzwonek,
żeby dać sygnał, gdy moją uwagę przykuł koszyk. Zlady kurzu na półce świadczyły, że
przesunięto go nieco do przodu. Wyglądało na to, jakby ściana tuż za nim przesunęła
się nieznacznie.
Z całą więc pewnością nie myliłem się co do dzwięku. W ścianie musiała być
szczelina, przez którą mnie obserwowano. Tą drogą również podano mi jedzenie.
Ciastko było kruche i pachniało najzwyklejszym serem, którym je posmarowano. Dla
przybysza z zewnątrz nie było zbyt smaczne, ale zjadłem je. Głód może pokonać wiele
przeciwności.
Poddano mnie teraz ciężkiej próbie oczekiwania. Druga świeca dopalała się i właśnie
miałem zapalić trzecią, gdy w drzwiach, którymi wcześniej przyszedłem, pojawił się bez
żadnego ostrzeżenia mężczyzna. Sięgnąłem po laser, ale uprzedził mnie, zanim jeszcze
zdążyłem dotknąć broni.
 Spokojnie!  przemówił w języku międzygalaktycznym. Zbliżył się o parę
kroków. Był w mundurze załoganta statku, a na kołnierzu jego ubrania dostrzegłem
naszywkę nadzorcy transportu.  Trzymaj ręce tak, żebym je widział.
Z pewnością był przybyszem z zewnątrz. Po mundurze poznałem, że jest Wolnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl