[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dać.
Miłość ogłupiła kolejną kretynkę, pomyślała z rezygnacją. Cóż, musiała
to jak najszybciej skończyć.
To dla mnie niełatwe, Luke. Choć udało jej się odzyskać spokój, w
oczach czaiła się rozpacz. Musimy porozmawiać o Anabelle. Patrzyła, jak
w milczeniu podszedł do drzwi balkonowych i zapatrzył się w ciemność.
Niepotrzebnie wmieszałam się w wasze sprawy. Nie powinnam była tu
przyjeżdżać, niepotrzebnie uznałam, że mam prawo decydować o tym, z kim
moja matka powinna się spotykać.
Luke przeklął i zwrócił się do Gwen. Widziała, jak usiłuje się opanować.
Wariatka z ciebie! Anabelle to piękna kobieta...
Pozwól mi skończyć. Muszę to powiedzieć. Nie przerywaj mi. Nadal
stała oparta o drzwi, gotowa do ucieczki. Luke wzruszył ramionami, usiadł i
pozwolił jej mówić dalej. Nie mam prawa decydować o tym, co jest dobre
dla mojej matki. Jesteś dla niej dobry, to nie ulega wątpliwości. Nie ulega też
wątpliwości, że mi się podobasz, lecz tego nie da się zmienić, utrzymując
dystans. Myślę... myślę, że jeśli do końca mojego pobytu tutaj będziemy się
trzymać z dala od siebie, wszystko jakoś się ułoży.
Naprawdę tak sądzisz? Roześmiał się, odstawiając kieliszek.
Zadziwiający tok myślenia. Potarł nos.
113
RS
Gwen uznała ten gest za całkiem nie na miejscu.
Za tydzień wyjeżdżam. Nic tu po mnie. Mam w Nowym Jorku kilka
niezamkniętych spraw. Odwróciła się do drzwi.
Gwen zatrzymał ją, lecz nie była w stanie się odwrócić. Nie trać
czasu na Michaela.
Nie mam takiego zamiaru... Zaślepiona przez łzy, otworzyła drzwi i
zniknęła w ciemnym korytarzu.
114
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Ubierała się w skupieniu. Przedłużała czynność, guzdrając się przy
zapinaniu jasnej, lawendowej bluzki. Po prawie bezsennej nocy wiedziała, że
nie przetrwa ani dnia dłużej w tym samym domu co Luke. Gdy chodziło o
miłość, nie potrafiła być wyrafinowana, dojrzała czy refleksyjna.
Wyciągnęła z szafy walizkę.
Kiedy dwie kobiety kochają tego samego mężczyznę, jedna z nich musi
przegrać. Gdyby chodziło o kogoś innego, walczyłabym, myślała Gwen. Lecz
jak córka mogłaby walczyć z matką? Nawet jeśli wygra, to tak naprawdę
przegra. Właściwie to nie przegrałam, dywagowała, wyciągając ubrania z
komody. Najpierw trzeba coś mieć, by przegrać. A ja nigdy nie miałam Luke'a.
Nie myślała o tym, co będzie robić w Nowym Jorku. Nie liczyła się ani
przeszłość, ani przyszłość, tylko terazniejszość. Po prostu musi posprzątać cały
ten swój życiowy bałagan.
Gwen... Anabelle uchyliła drzwi. Widziałaś może... Ojej!
Przekroczyła próg. Pakujesz się? Co to ma znaczyć?
Muszę wracać. Z trudem zdobyła się na beztroski ton.
Aha... Przecież dopiero co przyjechałaś. Wracasz do Michaela?
Nie, nie wracam do niego.
Rozumiem. Masz kłopoty w pracy?
Wymówka była idealna. Gwen już miała przytaknąć, lecz nie zdołała
skłamać.
Nie.
Anabelle zmrużyła oczy, potem zamknęła drzwi.
115
RS
Wiesz, że lubię wszystko wiedzieć, a ja wiem, jak cenisz sobie swoją
prywatność, ale... Podeszła do córki. Lepiej, żebyś mi powiedziała, o co
chodzi.
Mamo, to takie skomplikowane...
Nie może być aż tak zle. Powiedz całą prawdę. Tak będzie najlepiej.
Gwen odetchnęła głęboko, po czym rzuciła szybko:
Kocham Luke'a.
I... zachęciła Anabelle.
Mamo... Popatrzyła jej w oczy. Mamo, powiedziałam właśnie, że
zakochałam się w Luke'u.
Tak, słyszałam. Czekam, aż opowiesz mi o tych wszystkich
komplikacjach.
Mamo! Co się dzieje? Matka po prostu się uśmiechała. Nie jest to
zwykłe zauroczenie. Ja naprawdę go kocham.
To dobrze. To bardzo dobrze, córeczko.
Chyba mnie nie rozumiesz. Na moment ukryła twarz w dłoniach.
Chciałam się z nim kochać...
Anabelle się zarumieniła.
Cóż... to naturalne. Nie rozmawiałyśmy nigdy o... bocianach i kapuście.
Rany, mamo! rzuciła niecierpliwie Gwen. Nie potrzebuję lekcji o
seksie. Wiem wszystko, co trzeba wiedzieć.
Aha... Anabelle uniosła brwi w geście matczynego potępienia.
Rozumiem.
Nie, nie chodzi mi o... Jakim cudem zdołały tak odbiec od tematu?
Mamo, proszę cię, to dla mnie wystarczająco trudne. Przyjechałam tu, by
pozbyć się Luke'a, lecz nim się spostrzegłam, sama się w nim zakochałam. Nie
planowałam tego, nie chciałam. Nigdy bym cię nie zraniła. Przerwała na
116
RS
moment. Myliłam się. Różnica wieku nie ma znaczenia. Nikt nie ma prawa
decydować, co jest dobre dla innej osoby. Muszę wyjechać, bo kocham was
oboje, rozumiesz?
Anabelle z uwagą przyglądała się zrozpaczonej córce, wreszcie
zmarszczyła czoło i powiedziała:
Może za chwilę zrozumiem. Właściwie to nie. Nic nie rozumiem.
Proszę, zacznij jeszcze raz od początku. Może od tego, jak przyjechałaś tu, by
pozbyć się Luke'a. W tym miejscu mi się poplątało.
Gwen pociągnęła nosem.
Chciałam, żeby się stąd wyniósł, bo uważałam, że nie powinnaś z nim
być. Ale to nie był mój...
Co takiego?! Anabelle już chciała pogłaskać ją po głowie, ale się
powstrzymała. Być z nim? Zamrugała gwałtownie. Z Lukiem? Ja z
Lukiem? Wybuchnęła radosnym, beztroskim śmiechem. Jakie to
rozkoszne! Kochanie, pochlebiasz mi. O rany! Naprawdę czuję się
dowartościowana. Zarumieniła się lekko. Taki przystojny, młody
mężczyzna. Musi być... cóż, jakiś rok czy dwa młodszy ode mnie.
Zachichotała z tego żartu, klasnęła w dłonie, po czym serdecznie ucałowała
Gwen. Dziękuję, dziecko kochane. Nie pamiętam już, kiedy słyszałam coś
równie miłego.
Tym razem ja nic nie rozumiem. Gwen starła łzę z oka. Ty i Luke
nie jesteście kochankami?
Ojej! Anabelle przewróciła oczami. Ależ ty jesteś bezpośrednia!
Mamo, proszę cię, bo zaraz zwariuję. Zaczęła się przechadzać po
pokoju. Bez przerwy pisałaś o nim w listach. Mówiłaś, że odmienił twoje
życie, że jest najwspanialszym mężczyzną, jakiego znasz, że nie dałabyś sobie
bez niego rady. A zeszłej nocy wymykałaś się z jego pokoju. I jakoś dziwnie
117
RS
się zachowywałaś... Tylko nie zaprzeczaj! Spojrzała na nią surowo.
Zamykałaś się w pokoju, wypychałaś mnie z domu pod najbłahszym
pozorem...
Ach tak. Zaczynam rozumieć. Głupio zrobiłam, że nic ci nie
powiedziałam. Anabelle wyciągnęła bluzkę z walizki i zawiesiła ją z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]