[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zasnąć. Chcę, żebyśmy mieli już to za sobą...
Za sobą? Timothy był oburzony, wręcz wstrząś-
nięty. Claro, to nie jest sprawa, którą można omówić
w kilka minut. Nie leż ze zbolałą miną i nie udawaj
męczennicy błagającej o rozgrzeszenie, bo i tak ci go nie
dam. Nie tak od razu w każdym razie. Byłaś w ciąży ze
mną i pozwoliłaś mi odejść, nie mówiąc o tym ani słowa.
Nie wiedziałam wtedy wtrąciła szybko.
Timothy prychnął z niedowierzaniem.
Naprawdę, zorientowałam się dopiero miesiąc po
twoim wyjezdzie. Myślałam, że normalnie mam okres.
Dowiedziałam się, jak byłam w szesnastym tygodniu.
Nigdy nie byłem specjalnie dobry z matematyki,
136 CAROL MARINELLI
ale o ile się nie mylę, dwadzieścia osiem minus szesnaś-
cie daje dwanaście. Dwanaście tygodni. Miałaś trzy
miesiące czasu, żeby poinformować mnie, że zostałem
ojcem. Gdyby nie zbieg okoliczności, nie trafiłabyś
tutaj, a ja dalej nie miałbym o tym pojęcia. Czy to
dziecko miało dorosnąć wcałkowitej nieświadomości,
że ja kiedykolwiek istniałem?
Napisałam do ciebie.
Ach, domyślam się. List zaginął na poczcie?
Rzadko słyszała u niego sarkazm. Szybko zmienił ton,
zreflektował się. Sala porodowa nie jest odpowiednim
miejscem na kłótnie. Claro, przecież ja cię zawsze
kochałem.
Zostawiłeś mnie powiedziała z wyrzutem. Tak
się postępuje wobec kogoś, kogo się kocha?
Uważasz, że to moja wina? Oczy Timothy ego
zapłonęły zielonym ogniem. Coś ty sobie wyobrażała?
%7łe do końca życia będę jakimś cholernym cieniem
Kella? Cokolwiek bym zrobił?
Wszystko pomieszałeś. Nigdy nie byłeś dla mnie
cieniem Kella. Clarze zrobiło się znowu niedobrze, ale
tym razem z przejęcia. Bałam się powiedzieć ci, jak
wiele dla mnie znaczysz. Nie chciałam być ci ciężarem.
Zdezorientowany popatrzył na nią i wstał.
To nie jest rozmowa na ten moment, Claro. Za
dużo tu wzajemnych wyrzutów i pretensji. Ja nie mogę
mówić o tym na spokojnie i ty, jak widzę, też nie.
Odłóżmy to na pózniej. Na razie dziecko jest na pierw-
szym miejscu. Nasze dziecko dodał i wyciągnął rękę
w kierunku jej brzucha. Mogę dotknąć?
Pozwoliła mu samym zmrużeniem rzęs. Pogładził
LEPIEJ NI%7ł W MARZENIACH 137
ostrożnie napięty wzgórek, przysunął do niego twarz
i nagle odskoczył. Dziecko się poruszyło. Pod skórą
wyraznie ukazał się zarys małej nóżki. A może rączki,
która wyciągnęła się na przywitanie taty. Była to wzru-
szająca scena i Clara odczuła żal, że Timothy tak wiele
stracił przez miesiące swojej nieobecności.
Casey uchyliła drzwi i zajrzała przez szparę.
Synku, możesz wskoczyć na chwilę do łóżka, jeśli
masz ochotę. Jeżeli to pomoże Clarze rozluznić się, na
pewno nikt nie będzie widział przeciwwskazań.
Timothy stał z niepewną miną.
Pomoże ci to? zapytał nieufnie.
Clara bez słowa usunęła się na bok, robiąc mu miejs-
ce. Ułożył się obok niej sztywny jak manekin. Casey
założyła barierkę wokół łóżka.
%7łebyście mi nie pospadali. Zadzwońcie w razie
potrzeby. Cały czas ktoś będzie w pobliżu przypo-
mniała.
Timothy objął ją nerwowym ruchem, mięśnie miał
napięte. Clarze udzielił się jego niepokój i zaczęła się
zastanawiać, czy wspólne łóżko rzeczywiście było dob-
rym pomysłem, ale gdy położył jej dłoń na brzuchu
i przyciągnął bliżej do siebie, ogarnęła ją błogość.
Poczuła się tak, jakby nigdy się nie rozstawali.
Claro? Usłyszała strach w jego głosie.
Podciągnęła się na łokciach, monitory piszczały jak
oszalałe. Zewsząd nadciągały rzesze pielęgniarek. Od-
ciągnęły barierkę, Timothy zeskoczył z łóżka, przytom-
niejąc w jednym momencie.
Nie mogę oddychać. Kurczowo sięgnęła ku
138 CAROL MARINELLI
masce na twarzy, serce galopowało jej w piersi, każdy
oddech stanowił wysiłek.
Wszystko w porządku uspokajała ją Casey.
Włączyłam dopływ tlenu, postaraj się wziąć kilka głębo-
kich oddechów. Doktor już tu idzie.
Co się dzieje? Timothy ścisnął jej dłoń.
Ma kłopoty z oddychaniem. Słowa Casey dobie-
gały jakby z oddali.
To widzę odrzekł ostro. Ale co się dzieje?
To może być siarczan magnezu. Powstrzymuje
przedwczesny poród, ale miewa skutki uboczne. Wyłą-
czyłam już kroplówkę zwróciła się do Clary. To
przez nią zle ci się oddychało. Doktor Rhodes zaraz
będzie.
Już jestem.
Nigdy nie czuła się tak słaba. Nie miała sił, by
odpowiadać na wszystkie pytania zadawane przez leka-
rza. Walczyła tylko, by zaczerpnąć powietrza. Timothy
przyglądał jej się z niepokojem.
Dobrze, że się dowiedział, pomyślała. W tym mo-
mencie waży się nie tylko życie dziecka. Jej dziecko, ich
dziecko może zostać bez matki. Timothy emu trzeba
było powiedzieć wcześniej. A ona może tylko mieć
nadzieję, że kiedyś jej wybaczy.
Dziecko... wykrztusiła.
Lekarz poklepał ją po ręce.
Już wychodzimy na prostą, Claro wyjaśnił. Da-
liśmy ci leki na zatrzymanie skutków ubocznych i wyni-
ki już ci się poprawiają. Kiedy całkiem wrócą do normy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]