[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poruszać.
Cholerny psychopata, załamał się lekarz. Jeszcze chce, żeby mu dziękować. W tej
chwili wariat odciął kawałek taśmy i zakleił mu usta. Daniel ryknął z rozpaczy. Najgorzej
znosił właśnie ten knebel, a poza tym od kleju szczypała go podrażniona skóra.
- Nie próbuj nawet tego zrywać. Chociaż łańcuch nie jest zbyt gruby, to jest ze stali
węglowej, tak samo kłódki. Prędzej ci rękę urwie, niż pęknie. Grzejnik jest kuty, ja sam go
montowałem w cemencie. Nie dasz rady go wyrwać. Niedługo wracam. Tak mi się wydaje. A
kiedy wrócę, to cię wypuszczę.
Szósta dziesięć. Matias musiał się pospieszyć. Zostawił Ortizowi zapaloną żarówkę,
wyszedł z domu i zamknął drzwi na klucz. To była niezła głupota, że poprzedniej nocy o tym
zapomniał i założył, że skoro z zewnątrz nie da się otworzyć, to nie ma problemu. Niebo było
nadal zupełnie czarne: przytłaczające i bezgwiezdne. W ciemnościach poszedł do taksówki i
nacisnął guzik na pilocie do automatycznego otwierania drzwi, ale samochód nie zamigotał na
powitanie, jak to miał w zwyczaju.
- Dziwne.
Jeszcze tylko brakowało, żeby mu teraz wysiadł akumulator. Maszyny mają dziwną
skłonność do psucia się w najmniej odpowiednich momentach. Dwoma susami dopadł
samochodu, ponownie nacisnął guzik, ale znów bez skutku, więc chwycił za klamkę.
Drzwiczki się otworzyły i posłusznie zapaliło się światełko w środku. No, to tyle dobrego, że
to nie akumulator. Pewnie po powrocie do domu zapomniał zamknąć taksówkę, gdy się
zdenerwował próbą ucieczki lekarza. No tak, ale wtedy samochód powinien był się po chwili
sam zamknąć, pomyÅ›laÅ‚ Matías. Cóż, na jedno wychodzi, potem to sprawdzÄ™, powiedziaÅ‚ do
siebie, wsiadając do auta. Zamknął drzwi i włożył kluczyk do stacyjki. I w tej chwili poczuł
na szyi lodowaty pocałunek metalu.
- Wszystko w porządeczku, nasz wielgaśny kolego. Zrobisz teraz dokładnie to, co ci
powiem - wysyczał gorący głos dokładnie do jego ucha.
Czekali na niego. Ktoś leżał w tylnej części samochodu, czekając, aż on przyjdzie. I
ten ktoś miał broń.
Drzwi pasażera otworzyły się i do samochodu wsiadł drugi facet, po czym umościł się
obok niego. Matiasowi zdało się, że skądś go zna. Był to przydupas Draca, który parę dni
wcześniej przyjechał po Fatmę.
- Ruszaj - rozkazał przybysz, podczas gdy typek z tylnego siedzenia uciskał lekko lufą
pistoletu szyjÄ™ Matiasa.
Taksówkarz usłuchał. Wyjechał ze swojej działki i wlokąc się niewyasfaltowaną
drogą, zauważył, że zapalają się jakieś reflektory i pojawia się drugie auto, które skryło się
wcześniej za domem jego sąsiada. Terenówka z przyciemnianymi szybami ruszyła w ślad za
nimi, taksówkarz widział jej światła w lusterku, gdy bujał się na nierównościach terenu. No to
po mnie, pomyślał Matias, ale czuł się mimo tego dziwnie obojętny, dziwnie lekki, prawie
bezcielesny, jakby już był martwy i nic nie mogło go dosięgnąć. Koledzy z korporacji będą
sobie opowiadać z solidarnym przerażeniem. Znalezli martwego Matiasa, nie wiem, czy go
pamiętasz, ktoś mu dał kulkę w łeb , tak by mówili. Znalezli go, już nie żył, ktoś go
spałował . Znalezli go, ktoś go wepchnął do bagażnika i podpalił samochód . Ręce zaczęły
mu się pocić i zauważył, że ślizgają się po kierownicy. Zacisnął je siłą na obręczy i poczuł,
jak odzywa się jego złamany palec. Nagle zauważył, że zalewa go fala cielesnego
przerażenia, że rodzi się w nim panika, w jego skórze i kościach. Zwierzęcy lęk ciała przed
cierpieniem. Ponownie zacisnął dłonie na kierownicy, aż sam zadał sobie ból z powodu
złamanego palca. %7łeby nauczyć się wytrzymywać, żeby ukarać słabość swojego ciała. To
zawsze mniej niż ona wycierpiała w tych ostatnich miesiącach. I spróbował przygotować się
na zniesienie tego samego.
Aebskiej czasem śniło się, że kogoś zabiła. Chociaż w tych koszmarach nie widziała
swojej ofiary, miała absolutną pewność co do koszmarnej zbrodni, której się dopuściła. I było
to tak żywe i tak uporczywe odczucie, że gdy się budziła, poczucie winy nadal trwało, przez
długi czas przylepione do jej powiek, jej pamięci i jej serca. Nawet obudzona nie potrafiła się
przekonać co do własnej niewinności. Bo, faktycznie, nie była niewinna.
Odkąd stało się to, co się stało, i odkąd starała się o tym zapomnieć, stara profesorka
bała się nocy. Bała się kłaść, bo czuła się tak samotna w swoim łóżku jak umarlak w grobie,
jakby ktoś ją unieruchomił w posłaniu i otoczył czarną ciszą świata, myśli miotały jej się po
głowie i zaczynała obsesyjnie myśleć o obrzydliwościach. W nocy wspomnienia powracały, a
to okazywało się dla niej nie do zniesienia. Dlatego miała w zwyczaju chadzać do Oasis, żeby
się chronić za pomocą alkoholu, hałasu i pobudzenia przed niebezpieczeństwem nocnych
godzin. Potem, o świcie, wracała do domu i kładła się nie w łóżku, tylko na rozpadającej się,
przeżartej trądem plam sofie. I tak, w dzień, nie zmieniając ubrania, w pozycji półsiedzącej
zbierała się na odwagę, by zamknąć oczy, wmawiając sobie, że tak naprawdę to nie jest sen,
tylko porządna drzemka, i że tym sposobem uda jej się oszukać czyhający niepokój i nie
pozwolić, żeby się na nią rzucił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]