[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nej strony. - Pogładziła go po głowie. - Co zamierzasz zrobić z dziadkami Perdy?
WestchnÄ…Å‚.
- Zadzwonię do nich, żeby umówić się na jakiś rozsądny termin. Musi do
nich dotrzeć, że nie będę tańczył, jak mi zagrają, i że przez cały czas tej wizyty
będę przy Perdy, żeby ich ostudzić, jak zaczną na nią naciskać jak na Eloise.
R
L
T
Kocham ją taką, jaka jest, nie dlatego, że jest śliczna i bystra. Nie ma mowy, że-
bym oddal jÄ… w ich Å‚apy.
- Tom, nie przesadzaj. Pamiętaj, że oni stracili córkę jedynaczkę.
R
L
T
- I nie pozwolę, żeby ją zastąpili moją córką jedynaczką - mruknął ponuro.
- KwestionujÄ… twoje prawo do opieki nad Perdy?
- Nie. O matko... nie przyszło mi to do głowy!
- Nie mają najmniejszej szansy. %7ładen sąd nie odbierze dziecka, które jest
kochane i dobrze się rozwija. - Odgarnęła mu włosy z czoła. - Podejrzewam, że
tęsknią za Eloise, że mieli czas przemyśleć swoje błędy i po prostu chcą zoba-
czyć Perdy. Niestety, obca jest im sztuka porozumiewania się. A ty, opierając się
na wcześniejszych doświadczeniach, przyjmujesz postawę obronną, jak każdy na
twoim miejscu, i być może doszukujesz się w ich słowach tego, czego tam nie
ma.
- Może. Zawsze jesteś taka rozsądna?
- Aatwiej o rozsądek, kiedy chodzi o problemy innych niż o własne.
- Wiedz, że potrafię to docenić. Tak, mam żal także do rodziców Eloise.
Gdyby rosła pod mniejszą presją, gdyby czuła się bardziej kochana, może by po-
trafiła być z nami szczęśliwa. Może cieszyłaby się tym, że ma i pracę, i rodzinę,
zamiast mieć poczucie, że we wszystkim musi być najlepsza. Niewykluczone, że
wyjeżdżała tak chętnie, bo wtedy miała okazję pokazać się jako Eloise Ashby,
kobieta, która zbawia ludzkość. Nigdy mi tego nie powiedziała, chyba wolałaby
umrzeć, niż się do tego przyznać, ale pewnie zdawała sobie sprawę, że nie spraw-
dza siÄ™ jako matka.
- Osoba dążąca do doskonałości na pewno miałaby z tym problem. Tom,
może ona wcale was nie odtrącała. Może czuła, że do ciebie nie dorasta, bo ty,
chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy, jesteś stworzony do ojcostwa, więc
trzymała się z boku ze strachu, że jej się nie uda i Perdy jej nie zaakceptuje.
R
L
T
- Nie przyszło mi to do głowy. - To odkrycie nim wstrząsnęło. - Była moją
żoną, a ja ją kochałem. Nie ożeniłbym się z nią, gdybym jej nie kochał. - Kręcił
głową. - Dlaczego ze mną nie rozmawiała, dlaczego nie mówiła, co czuje?
- Jeśli ktoś uważa, że musi być doskonały, to nie potrafi przyznać się do sła-
bości.
Zmrużył oczy.
- Zabrzmiało to bardzo osobiście.
- To nie o mnie, a o moich rodzicach. Oni tacy sÄ…, a ja to rozumiem i ich ak-
ceptuję. W ten sposób dajemy sobie to, co najlepsze. Nie oczekuję od nich tego,
czego nie potrafią mi dać, a oni nie mają wyrzutów sumienia, że mnie zawiedli.
- Skąd się bierze taką mądrość?
Pomogła jej w tym jej przyjaciółka. Była przyjaciółka. Amy poczuła ucisk w
gardle.
- Zapewniam cię, że Perdy nic nie grozi. - Zmieniła temat. - Słyszę, jak co-
dziennie jej mówisz, że ją kochasz.
- Bo taka jest prawda. Perdy jest moim słoneczkiem. Nie przypominam sobie,
żeby Eloise usłyszała coś takiego z ust swoich rodziców. Twoi też nie mówili, że
ciÄ™ kochajÄ…?,
- Nie przyszło im to do głowy. Trochę to dziwne, zważywszy że moje imię
znaczy  kochana". Za to Cassie i Joe tego mi nie skÄ…pili. Stale powtarzali to
swoim dzieciom oraz mnie.
- Często widujesz się z rodzicami? - zapytał.
R
L
T
- Nie. Nasze stosunki dobrze się układają, ale nie ma między nami silnej wię-
zi. Teraz sÄ… w Stanach.
- Nie pojechałaś do nich? Mogłabyś z nimi porozmawiać o tym, co się stało.
Prychnęła śmiechem.
- Nie wiedzieliby, co powiedzieć!
- A Cassie i Joe są daleko - zauważył. - Rozmawiałaś z nimi przed wyjazdem
z Londynu?
- Nie. Szykowali się do podróży do Australii, żeby być przy narodzinach
pierwszego wnuka, a teraz, jak Sam już jest na świecie, nie będę im zawracać
głowy. Nie chcę im psuć tej radości swoimi kłopotami.
- To może porozmawiaj ze mną.
- Z tobą? - Zatkało ją.
- Zrobiłbym dla ciebie to samo, co ty dla mnie: wysłuchał cię, nie oceniając.
Porozmawiać. Czy potrafi?
- Zaraz masz pacjentów - rzuciła wymijająco, a on spojrzał na zegarek.
- Za godzinę, czyli mam jeszcze pięćdziesiąt minut. To wystarczy, żeby za-
cząć. - Nie odrywał od niej wzroku. - Amy, proszę, porozmawiaj ze mną.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Zdrętwiała. Miałaby o tym opowiedzieć? Nie. Z tego samego powodu nie
zdecydowała się na terapię.
- Rozmowa nic nie zmieni.
- Ciekawe. Nie tak dawno pewna osoba mnie przekonywała, że to jednak coś
zmienia. Ze rozmowa wprawdzie nie cofnie czasu, ale może zmienić punkt wi-
dzenia, a przez to pomoże radzić sobie z problemem. - Pogładził ją po policzku. -
Nie wierzyłem tej osobie... Ale wiesz co? Miała rację. W dalszym ciągu jestem
wściekły i mam za złe Eloise i jej rodzicom, ale już wiem, co z tym robić. Zro-
zumiałem, skąd we mnie te emocje, a to już połowa sukcesu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl