[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Była bardziej podniecona niż podczas pierwszego wystąpienia w sądzie. Powoli
zdjęła suknię z wieszaka.
- Grozi mi kompromitacja, ale trudno. - Suknia leżała na jej pulchnych
kształtach, jakby została uszyta dla niej na zamówienie. Kolor pasował do miedzia-
nych włosów, długość była idealna. Zdumiona Carly długo wpatrywała się w swe
odbicie. - Czy to na pewno ja? - szepnęła.
Pierwszy raz w życiu miała balową suknię. Nigdy nawet nie szukała takiej to-
alety dla siebie. Zawsze starała się tuszować figurę, a nie eksponować.
- Można wejść? - zawołał Lorenzo.
- Mam kłopot z zamkiem... - Urwała przestraszona, że zamek się nie dopnie.
Lorenzo otworzył drzwi.
- Jak wyglądam? - spytała cała w nerwach.
S
R
- Buon cielo! Mówiłem, że jesteś piękna, ale skłamałem. Jesteś cudowną,
zjawiskową, najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Dziewczyno, nareszcie wyszłaś z
ukrycia.
- Boję się, że zamek trzaśnie.
Pocałował ją w szyję i bez trudu zapiął zamek.
- Suknia leży jak ulana - oświadczył zadowolony. - Wiedziałem, co kupuję.
Na przyjęciu będę chodził dumny jak paw, bo wszyscy będą mi zazdrościć.
- Masz dobre serce.
- Ja i dobre serce! - rzucił z ironią. - Powinnaś już wiedzieć, że mężczyzna,
który kupuje kobiecie piękny prezent, nie jest bezinteresowny. - Uśmiechnął się
szelmowsko. - No, na co czekasz?
Gdy podał ramię, Carly zauważyła tęczowo kolorową podszewkę marynarki.
Zerknęła na skarpetki; były barwne jak zimorodek. Lorenzo diametralnie różnił się
od znanych jej mężczyzn. Miał odwagę być inny i to najbardziej ją urzekło.
W tym momencie uświadomiła sobie, że jest zakochana.
Niechcący pokochała groznego wykładowcę!
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Carly załamała ręce.
- Och, moje biedne ciasto!
- Dlaczego biedne? Masz zastrzeżenia do wyglądu?
Rozejrzała się, by sprawdzić, czy nikt ich nie usłyszy, i półgłosem odparła:
- Do twojego nie mam żadnych zastrzeżeń, ale ciasto wygląda kiepsko.
Lorenzowi podejrzanie rozbłysły oczy.
- Opanuj się, bardzo cię proszę.
- Przecież jestem opanowana.
- Pamiętaj, gdzie jesteśmy. Widzisz, jak goście świetnie się bawią? - Odsunął
się, aby przepuścić Marlin z pełną tacą. - Gratuluję. Przyjęcie jest bardzo udane.
- W przeciwieństwie do mojego wypieku - mruknęła Carly. - Nikt nie odwa-
żył się skosztować zielonego ciasta.
- Ja będę odważny. - Mocniej ścisnął ją za rękę. - Ukrój porcję dla mnie. Zro-
bię dobry początek.
Odkroiła spory kawałek, ale przekładała tak niezręcznie, że ześliznął się na
podłogę. Zawstydzona przykucnęła, aby go podnieść.
- Przepraszam - szepnęła.
- Za co? - zdziwił się Lorenzo.
Nie odpowiedziała, ale w duchu przepraszała za wszystko. Za to, że jest nie-
zdarna, gruba, piegowata. Chciała wierzyć we wszystko, co Lorenzo mówił, a nie
powinna, bo on nie jest zakochany.
- Marna ze mnie kucharka - szepnęła.
- Idz na kurs gotowania.
Ukroił równie duży kawałek ciasta i jej podał.
- Nie mogę tyle jeść - wzbraniała się.
- Jedz, żebyś nie schudła.
S
R
- To mi nie grozi.
- Zauważyłaś, jak ludzie na ciebie patrzą?
- Są zdziwieni, że się przebrałam.
- Wątpię. Na pewno myślą to samo co ja. Miło im, że widzą cię szczęśliwą,
rozpromienioną. Przyjemnie jest patrzeć na osobę śliczną, kochaną.
- Kochaną? - powtórzyła z wymuszonym śmiechem. - Nie należę do osób
cieszących się powszechną sympatią.
- Bo ja wiem...
Czuła się coraz bardziej zażenowana. Miała nadzieję, że nikt nie słyszał ich
rozmowy.
- Przestań, bo już rozpiera mnie duma i nie zmieszczę się w drzwiach.
- Do tego stadium jeszcze daleko - oświadczył z przekonaniem. - Na razie
ciesz się ze swojego zwycięstwa. Wykonałaś zadanie celująco. Gratuluję.
Nie tylko on ją chwalił. Pod koniec wieczoru uznano przyjęcie za wyjątkowo
udane. Wszyscy zgodnie powtarzali, że Carly ma talent, więc jej należy powierzać
organizację wszelkich przyjęć i spotkań.
Z uśmiechem dziękowała za komplementy, a z żalem myślała o tym, że po
uzyskaniu stypendium opuści kancelarię i nic więcej nie zorganizuje. Zdumiona
odkryła, że przygotowanie świątecznego przyjęcia, pokonywanie związanych z tym
trudności sprawiło jej dużą przyjemność. Wykonanie zadania wcale nie oznaczało
pracy fizycznej poniżej godności absolwentki prawa. Trudno tak myśleć, gdy re-
zultat wysiłków sprawił przyjemność wielu ludziom.
W drodze do domu Lorenzo powiedział:
- Dokonałaś cudu. Poradziłaś sobie, mimo że poskąpiłem ci pieniędzy. Goście
przez wiele lat będą wspominać twoje przyjęcie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]