[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czuł ból, który ją wypełniał. Bał się odezwać choć
słowem, by nie przestała mówić. Wolał czekać, aż wy-
rzuci z siebie to wszystko, co ją dręczy.
- W końcu znalazłam w Melbourne specjalistę, który
podjął się operacji - ciągnęła. - Operacja się udała, ale
S
R
Kate była bardzo słaba. Zmarła po sześciu tygodniach,
które spędziłam przy jej łóżeczku.
- Och, Meg, kochana! - Przytulił ją do siebie. Trwali
tak przez minutę, może dwie, a on całował jej wilgotne
włosy. W końcu uniosła głowę, a wtedy dostrzegł, że ma
zamglone, nieobecne oczy.
Pocałował ją delikatnie w policzek, a ona znowu się
do niego przytuliła. Jej wargi rozchyliły się zapraszająco.
Sam czuł, że nie może się powstrzymać i po chwili już ją
całował, trzymając w dłoniach jej głowę.
- Sam!
To było jak wezwanie. Czuł, że tylko on może dać
jej ulgę i zapomnienie. Dotknął delikatnie jej ramion, a
potem przesunął dłoń w dół, wyczuwając krągłość piersi.
Megan wygięła ciało w łuk i westchnęła. Z pół-
przymkniętymi oczami wyglądała jak rusałka, która się
wynurzyła z wody.
Zaczął delikatnie pieścić jej ciało, a potem rozpiął
guziki koszuli. Jej stanik był naprawdę kuszący, ale w tej
chwili zupełnie niepotrzebny. Zsunął go szybko.
- Och, Sam! - jęknęła.
Położył ją na piasku, a ona wyciągnęła ku niemu
ramiona. Przytulił się do niej, a następnie zsunął tę czar-
ną pajęczynkę, którą nosiła zamiast majteczek.
- Chodz! - powiedziała.
- Nie tak szybko, Meg. Czekaliśmy na siebie aż trzy-
naście lat. Nie musimy się spieszyć.
Jak tylko to powiedział, poczuł, że jednak muszą.
Jego serce waliło jak młotem, a kiedy przesunął dłoń w
dół jej brzucha, poczuł, jak rozsuwa uda. Po chwili Me-
gan zdjęła jego slipy i dotknęła lekko męskości.
S
R
- Wciąż uważasz, że nie musimy się spieszyć?- zapy-
tała prowokacyjnie.
- Wręcz przeciwnie - mruknął.
Wystarczyła jeszcze jedna pieszczota, a już zwalił
się na nią niczym burza, nie potrafiąc zapanować nad
pożądaniem. Kochali się niecierpliwie i łapczywie; jak
ludzie, którzy po długim marszu przez pustynię dotarli
wreszcie do zródła życiodajnej wody. Ich miłosne
okrzyki rozbrzmiewały wśród drzew. A kiedy w końcu
się od siebie oderwali, byli zdyszani, ale szczęśliwi.
- Ojej - szepnęła Megan.
Zastanawiał się, co chciała przez to powiedzieć. %7łe
nareszcie im się to udało? %7łe niepotrzebnie tak długo
czekali? A może raczej bała się, że zle zrobili, bo kochali
się przecież bez żadnych zabezpieczeń?
Jednak kiedy oparł się na łokciu i na nią popatrzył,
ujrzał na jej ustach rozmarzony uśmiech. Pogłaskał ją
więc delikatnie po twarzy.
- Kochaliśmy się, bo bardzo potrzebowałaś pocie-
chy, Meg. I... ja też - dodał po chwili. - Czasami taka bli-
skość przynosi ukojenie.
- Tak - szepnęła, nagle smutniejąc. - To tylko to.
Sam przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Nie, nie tylko...
- A co jeszcze?
Zamyślił się na chwilę. Nie był przygotowany na to,
by poruszyć ten temat. Prawdę mówiąc, w ogóle nie był
przygotowany na to, co się stało.
- To z powodu leczenia dziecka popadłaś w długi? -
raczej stwierdził, niż zapytał. - To dlatego musisz
oszczędzać?
S
R
Megan usiadła na piasku i popatrzyła na niego.
- Dlaczego pytasz?
- Jeśli masz długi, to może mógłbym je spłacić?
Wyprostowała się dumnie i sięgnęła po jego koszulę.
- Co takiego?!
Zmarszczył brwi. Megan wciąż była cudownie za-
różowiona. Z jej twarzy zniknęły ślady zmęczenia.
- Mógłbym dać ci te pieniądze. Mam ich całą masę.
A poza tym była pełna energii, a w tej chwili nawet...
wściekła.
- Nie potrzebuję zapłaty! - Zdjęła koszulę i cisnęła ją
w jego stronę. - I nie potrzebuję twoich ubrań.
Szybko włożyła majteczki i biustonosz, a następnie
przeszła do krzaków, z których zdjęła wilgotny fartuch i
wciągnęła go przez głowę. Czuła się skrzywdzona i po-
niżona. Kiedy wróciła na brzeg, Sam był już w wodzie.
Pływał nago, bo jego slipy zostały na brzegu. Patrząc na
niego, zastanawiała się, dlaczego jego propozycja tak ją
rozzłościła. Czy nie dlatego, że chciał przejąć kontrolę
nad jej życiem, tak by stała się jego dłużniczką? Proszę,
oto wspaniały Sam. Jeśli masz problem, ja go załatwię.
Czy zawsze taki był? Cóż, to prawda, że kiedy byli
kumplami, zawsze starał się jej pomagać. Nie mógł jej
służyć pieniędzmi, choćby dlatego, że jej rodzice byli
dobrze sytuowani. Za to u niego nigdy się nie przelewa-
ło. Zaraz, czy to nie ona dawała mu parę razy pieniądze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]