[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mięsień zadrgał w jego szczęce, ale nie dał po sobie poznać, że ta uwaga wy-
trąciła go z równowagi.
- To tak jak ty, gdy rzuciłaś się w narkotyki, alkohol i przypadkowe romanse,
co?
Policzki Antonii momentalnie się zaczerwieniły.
- Takie życie mam już za sobą i są na to świadkowie. Zresztą każdy sędzia
mógłby poświadczyć, że doprowadziło mnie do tego to, co działo się w naszym
domu!
- Oszczędz mi tego, naprawdę. Nikogo nie obchodzą twoje historie zepsutej
dziewczynki z bogatej rodziny.
- Nie sądzisz, że sąd będzie bardziej przychylny bliskiej krewnej gotowej ko-
chać to dziecko niż komuś, komu zależy tylko na zamaskowaniu skandalu? - spyta-
ła, wysuwając zadziornie podbródek.
Tym razem jej uwaga musiała dotknąć Lukasa głęboko.
- Zobaczymy... - powiedział sztywno. - Chyba że odzyskasz rozsądek i porzu-
cisz tę farsę... Wiem dobrze, że w ogóle nie obchodzi cię to dziecko. Nawet jej nie
widziałaś.
- Obchodzi mnie! Może ty nie potrzebujesz nikogo kochać, ale ja tak!
Rhiannon wbrew sobie poczuła, że zaczyna współczuć tej kobiecie w jej sa-
motności. Antonia nabrała powietrza w płuca.
- Sędzia na pewno przyzna mi prawa...
- A nie małżeństwu w stabilnej sytuacji, któremu zależy tylko na dobru
dziecka? - spytał z satysfakcją.
Antonia otworzyła usta, patrząc to na niego, to na Rhiannon.
- Poślubiłeś tę nic nieznaczącą Angielkę z powodu dziecka, na którym ci na-
wet nie zależy? Musiałeś chyba postradać zmysły!
S
R
- Wprost przeciwnie - odparł.
Odrzuciła dumnie głowę do tylu.
- Zobaczymy, co powie sędzia.
- Dla dobra nas wszystkich mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Chyba raczej dla twojego dobra - rzuciła cierpko.
- Możesz tu zostać, jeśli chcesz - powiedział, ignorując jej uwagę - ale może
rozsądniej będzie, jeśli wrócisz do Londynu.
- Już chcesz się mnie pozbyć? I tak nie miałam zamiaru zostać. Wracam do
Aten, bo tam odbędzie się proces.
Zwróciła jadowite spojrzenie ku Rhiannon.
- Nie wiem, czy wyszłaś za niego ze względu na dziecko czy dla pieniędzy,
ale możesz być pewna, że nie będziesz tu szczęśliwa - powiedziała i opuściła willę,
gniewnie stukając obcasami.
- Przepraszam za to - powiedział Lukas. - Nie miałem pojęcia, że będzie aż
tak zapalczywa.
- Jest zdesperowana i nieszczęśliwa...
- Na swoje własne życzenie. Sama stwarza problemy, które ją pózniej niszczą.
Rhiannon spojrzała mu w oczy.
- Naprawdę nie jesteś w stanie ani trochę jej współczuć?
- Współczuć? Ta kobieta planuje nam odebrać Annabel! I jest w stanie kła-
mać, ile wlezie, żeby to osiągnąć!
Wzruszyła ramionami.
- Nie pochwalam jej metod, ale ona wyraznie potrzebuje miłości i wierzy, że
dziecko jej w tym pomoże. Też taka byłam.
- Ale byłaś gotowa oddać Annabel. Nie możesz się porównywać do Antonii! -
zaprotestował.
- Zgodziłam się też poślubić obcą osobę...
S
R
Spojrzał na nią uważnie.
- To tym dla ciebie jestem? Obcym?
- Czasami tak się zachowujesz.
- Uprzedzałem cię, jak będzie wyglądało to małżeństwo. Nie mam w sobie
miłości, którą mogę ci oferować.
- Wiem o tym... - powiedziała zmęczona powtarzającą się kłótnią. - Muszę
sprawdzić, co z Annabel.
- Będę musiał polecieć jutro do Aten dopilnować interesów i tej sprawy z
Antonią - oświadczył.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Chciałbym, żebyś poleciała ze mną.
- Naprawdę? - Spojrzała na niego zaskoczona.
- Jesteśmy małżeństwem, Rhiannon. Chcę cię mieć przy sobie.
- Dobrze. W takim razie Annabel poleci z nami.
- Naturalnie.
Annabel uśmiechnęła się na jej widok. Rhiannon, wziąwszy ją na ręce, poszła
zobaczyć, co z Theo.
Siedział podparty poduszkami na łóżku. Uśmiechnął się, gdy weszła.
- Jak podróż poślubna? Pewnie za krótka?
- Wystarczająco długa.
- Coś się stało? - zapytał, marszcząc czoło.
- Nic - uśmiechnęła się. - Był lekarz?
- Tak, jestem w stabilnym stanie. Ale nie zajmuj się mną, tylko powiedz, co
się naprawdę stało.
- Theo... wie pan, że to... małżeństwo nie było z miłości. Staramy się z tym
sobie radzić, jak umiemy najlepiej.
- Ale zależy wam na sobie nawzajem? Zależy?
Rhiannon kochała Lukasa całym sercem.
S
R
- Musisz dać mu trochę czasu... - powiedział, biorąc ją za rękę. - Spędził
trzydzieści lat, starając się usilnie nikogo nie pokochać. To ja go tego nauczyłem...
Po odejściu mojej żony, Pauliny, chciałem zamienić serce w kamień. I przy okazji
uczyniłem to też z jego sercem.
- A córki?
- Były starsze od Lukasa i rozumiały, dlaczego matka odeszła. Ja nie chciałem
tego zrozumieć i sprawiłem, że on też tego nie pojął.
- Jak pan myśli, dlaczego pana żona odeszła? - spytała cicho.
- Myślałem, że marzymy o tym samym. %7łeby rozwijać rodzinny interes i dbać
o dobre imię Petrakidesów. Ale ona chciała więcej. I znalazła to z tym kierowcą
wyścigowym. I najwyrazniej była z nim szczęśliwa... przynajmniej przez chwilę...
Opadł wyczerpany na poduszki.
- Powinien pan odpocząć - powiedziała, przykrywając go kołdrą.
Wróciła z Annabel do ich pokoju, żeby ułożyć ją do popołudniowej drzemki.
Bawiła się z dzieckiem, łaskocząc jej brzuszek, co wywoływało kaskady gul-
goczącego śmiechu, gdy z tyłu doszedł ją cichy głos Lukasa.
- Bez wątpienia cię uwielbia.
Spojrzała na niego i dostrzegła człowieka przepełnionego tęsknotą.
I potrzebą miłości.
Ale on jasno dał jej do zrozumienia, co ma w tym względzie myśleć.
- Chcesz ją potrzymać?
- Dobrze.
Wziął dziecko na ręce, trzymając ją niezręcznie, ale stabilnie w ramionach. To
była ich rodzina.
- Ma wygląd Petrakidesów - powiedział, odgarniając loczki z czoła dziecka. -
To coś w oczach.
Annabel szarpnęła go za ucho.
- Spokojnie, moja mała - powiedział delikatnie, ale to wystarczyło, żeby
S
R
dziecko zaczęło szlochać.
Lukas nie wiedział, jak zareagować.
- Jest zmęczona. Chciałam ją właśnie położyć spać.
- Trochę czasu minie, zanim się do mnie przyzwyczai. Zanim wszyscy przy-
zwyczaimy się do siebie - dodał.
- To prawda - przyznała. - Wszystko jest takie dziwne...
Lukas rozejrzał się po pokoju.
- Każę przenieść twoje rzeczy do mojej sypialni jeszcze dziś.
- Myślałam, że wybieramy się jutro do Aten. Nie ma potrze...
- Jest. Tak właśnie chcę.
- Myślałam, że niczego nie chcesz - wycedziła przez zęby.
- Chcę ciebie i będę cię miał dziś wieczorem.
- Czy musisz być tak wulgarny?
- Co jest wulgarnego w tym, że żona i mąż będą się kochać?
- To, że nie ma to nic wspólnego z miłością, pamiętasz?
Annabel załkała ponownie.
- Muszę ją położyć.
Lukas skinął głową i wyszedł z pokoju, a Rhiannon starała się stłumić w sobie
furię wywołaną przez jego ciągłe przypominanie, że w ich związku chodzi tylko o
seks.
Przez cały wieczór Rhiannon wynajdowała sobie zajęcia, które opózniłyby
wizytę w jego sypialni. W końcu jednak musiała się tam udać. Sama się zgodziła na
ten układ.
Ale gdy otworzyła drzwi, łóżko stało puste. Nie wiedziała, czy powinna na
niego poczekać, czy się położyć, i ostatecznie zeszła z powrotem na dół.
Znalazła go w pokoju z pianinem, siedzącego przy instrumencie. Wyglądał,
jakby coś sprawiało mu ból.
- Lukas...?
S
R
Podniósł ku niej wzrok.
- Myślałem, że już śpisz.
- Czekałam na ciebie.
- Jak to? Wcześniej jasno wyraziłaś swoją niechęć do tego, żebyśmy spędzili
noc razem.
- Chcę, żebyś był ze mną... Po prostu nie chcę, byśmy o tym mówili w tak
wulgarny sposób.
- Dla ciebie to jest wulgarne? Bo nigdy nie zaspokoję twojej potrzeby bycia
kochaną, prawda? - powiedział, a w jego głosie pobrzmiewał smutek.
- Możemy spróbować być szczęśliwi... - powiedziała po chwili.
Skinął głową powoli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]