[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ci, co zrobił ze znalezionymi pieniędzmi. To wasz kuzyn, czy tak?
· Rozwiąż szepnÄ…Å‚ Johann przez zÄ™by.
· JeÅ›li nie bÄ™dziesz robiÅ‚ gÅ‚upstw, pewnie unikniesz naszego gniewu. Jednak dopóki nie
dogadamy się, musisz być związany.
· Otto, oddaj mu torbÄ™ szepnÄ…Å‚ Johann z dwuznacznym bÅ‚yskiem w oczach.
Stary Watter podniósł się z ławy, ale surowy głos Tecumseha powstrzymał go.
Niech blada twarz siedzi, Czerwone Serce sam wezmie swoją własność.
Traper usiadł.
· Gdzie torba? rzuciÅ‚ Kos.
· W komorze szepnÄ…Å‚ Otto.
Durniu! krzyknął Gunter. Gdzie go wysyłasz?
Tramp zerwał się gwałtownie, ale lufa strzelby Szawaneza
ostudziła jego energię. Usiadł z powrotem z wykrzywioną wściekle twarzą.
Nie bójcie się powiedział Ryszard. Z komory wezmę tylko moją torbę. Nic
więcej.
Kos wszedł do małego magazynku, pełnego skór upolowanych zwierząt, zapasów żywności
i różnych przedmiotów codziennego użytku. Rozglądał się szukając swej własności. Jego
torba wisiała na drewnianym kołku. Zdjął ją i zajrzał do środka. Wyglądało na to, że nic z niej
nie było zabrane. Przerzucił torbę przez ramię i miał już opuścić komorę, gdy wzrok jego padł
na pęk dziwnych przedmiotów. Leżały w kącie magazynku, byle jak przykryte derką. Pochylił
się. Były to ludzkie skalpy. Wahał się chwilę, potem włożył je do torby.
Swoją własność znalazłem powiedział wchodząc do izby.
Brakuje tylko paru drobiazgów bez większego znaczenia. Pamiątki z mojej ojczyzny są
wszystkie, o nie mi chodziło. W zasadzie bylibyśmy kwita, gdyby... Zrobił długą przerwę i
uważnie patrzył na Guntera. Potem przeniósł wzrok na właściciela chaty. Słuchaj, Otto
zwrócił się do niego utrzymywałeś
dobre stosunki z Indianami, prawda?
Watter skinął głową.
Od kiedy więc polujesz na skalpy czerwonoskórych? głos Kosa brzmiał surowo,
groznie.
Tecumseh poruszył się niespokojnie i wbił czarne zrenice w twarz trapera. Watter opuścił
głowę, szepnął:
· To nie ja, to oni. MówiÅ‚em, że z tego wyniknÄ… kÅ‚opoty...
· Oni?... To znaczy kto?... odezwaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie Szawanez.
Watter nie poruszył się. Oblicze Guntera powlekło się trupią bielą. Kos wyjął z torby
trzy zwiÄ…zane razem skalpy.
Gniazdo białych morderców nad Wąską Strugą i Wabash River musi zginąć rzekł
Tecumseh, odbierając je z rąk Ryszarda. Daję wam dwa razy po dziesięć dni czasu. Jeśli
w tym. okresie nie opuścicie bezprawnie zajętej ziemi, skalpy backwood-
smenów ozdobią pasy Szawanezów. A zemsta będzie krwawa. Hugh! Wódz zwrócił się do
Kosa: Bracie mój, zwiąż tych kujotów.
Ryszard skrępował ręce i nogi Wattera. To samo uczynił z Gunterem. Następnie
przywiązał obu do ławy, na której siedzieli.
Odchodzimy! rzekł Tecumseh, z trudem hamując gniew.
Ale jeśli nie usłuchacie i dalej tutaj będziecie mieszkać, krew wasza wsiąknie w ziemię i
spłynie w wody Wąskiej Strugi. Pamiętajcie! Taki jest wyrok Tecumseha.
Ruszyli ku drzwiom. Szawanez nagle odwrócił się do Guntera i plunął mu w twarz.
Kuj ot polujący na ludzkie skalpy zasyczał.
A Kos dodał od siebie:
WynoÅ› siÄ™ stÄ…d, Gunter, i to daleko. Przebiera siÄ™ miarka twoich zbrodni.
Zatrzasnęli drzwi. Na podwórzu przypięli rakiety i pośpieszyli do wykrotu pod dębem. Tam rozwiązali
Connela. Tecumseh stanÄ…Å‚ przed nim i potrzÄ…snÄ…Å‚ znalezionymi skalpami.
Polujesz na skalpy moich braci. Wynoś się precz z nad Wabash River, póki topór wojny drzemie
jeszcze w ziemi...
Odwrócił się i pobiegł w głąb boru. Wysoki Orzeł i Kos pognali za nim.
BITWA NAD WSK STRUG
Dawno minęło dwa razy po dziesięć dni od pobytu Tecumseha w osadzie nad Wąską Strugą, a wódz
Szawanezów nie podejmował wojennych kroków, mimo że biali osadnicy nie opuścili zajętego terenu.
Rozstawione wokół osady indiańskie czaty informowały Skaczącą Pumę o wszystkich poczynaniach
backwoodsmenów. Początkowo przygotowali się do obrony przed atakiem Indian, wykazywali niezwykłą
czujność, która wszakże z upływem dni stopniowo słabła. Ten i ów spośród osadników zaczynał wątpić
w jakiekolwiek wystąpienia zbrojne czerwonoskórych.
· Nie odważą siÄ™ mówili backwoodsmeni. PamiÄ™tajÄ… przecież krwawÄ… klÄ™skÄ™ pod ZaporÄ… z Pni.
· Nasze wojska w okolicznych fortach czuwajÄ… nad bezpieczeÅ„stwem osad.
· ZiemiÄ™ w widÅ‚ach Wabash River i WÄ…skiej Strugi kupiliÅ›my od Wyandotów i Miamisów, nie
mogą czerwoni mieć do nas pretensji.
Tak komentowali biali grozbę zniszczenia ich osady przez Szawanezów. Uspokojeni, coraz odważniej
zapuszczali się w głąb
kniei. Na wiele mil dokoła las był cichy, bezludny, zdawało stó| bezpieczny. Indianie bowiem unikali
spotkań z osadnikami i zacierali starannie ślady swego pobytu.
W Tippecanoe dni upływały na ćwiczeniach wojowników, zimowych łowach i konsolidowaniu
wielojęzycznej armii złożonej z wojowników przeróżnych plemion. Tecumseh jeszcze raz wysłał delegację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]