[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odnoszÄ… siÄ™ do niej.
143
 Jak to, co tu robiÄ™? Przecież nie czekam na deser!" - po­
myślała gniewnie.
- Tamarko, już jesteś? - odezwał się miękko pan Krętek.
- Znajdziesz dla mnie chwilę czy każesz mi jak ostatnio
zwiedzać okolicę w towarzystwie goryli i dobermanów?
Przez moment panowaÅ‚a cisza, po czym rozlegÅ‚ siÄ™ przej­
mujÄ…cy szept Sumiastego:
- Hm, jak pachniesz, Pępuszku...
- Hm, jak, Karmelku?
Wszystko to było tak niesmaczne i żenujące, że Miśka po
prostu musiaÅ‚a wstać z wyrka i obejrzeć caÅ‚Ä… scenÄ™. A ra­
czej - nowÄ… wybrankÄ™ Sumiastego oraz nastÄ™pczyniÄ™ Celi­
ny na stanowisku pani Krętek.
Rzeczona Tamara prezentowała się całkiem interesująco
i atrakcyjnie, nawet półleżąc na biurku z Krętkiem na sobie.
Z tego, co Miśka zauważyła, miała proste, długie blond
włosy, smukłą figurę i nieskończenie długie nogi. W tej
chwili ubrana była stosownie do podróży na zapadłą wieś,
wygodnie i bez zbędnej elegancji, w dżinsowe spodnie,
jasnÄ… koszulÄ™ i sweterek, przewiÄ…zany niedbale wokół bio­
der. Kiedy wreszcie Sumiasty oderwaÅ‚ siÄ™ od niej jak nasy­
cona pijawka, MiÅ›ka mogÅ‚a zobaczyć jej twarz. Tamarze ni­
czego nie brakowało: miała oczy, nos, usta, czoło i brodę,
a wszystko to tworzyło bardzo udaną trzydziestolatkę.
Widząc to, Miśka nie mogła zebrać myśli.
 Kobieto, co ty tam robisz?! - krzyczaÅ‚a w duszy do piÄ™k­
nej Tamary. - Uciekaj, uciekaj! Ta glista ciÄ™ zniszczy, zdep-
cze, stłamsi, złamie ci życie, zwichnie karierę zawodową,
spłodzi paskudne, wąsate dzieci i porzuci bez grosza..."
- Mam dla ciebie dobrÄ… wiadomość - powiedziaÅ‚ KrÄ™­
tek, ciÄ…gle obÅ‚apiajÄ…c taliÄ™ i zaglÄ…dajÄ…c w bÅ‚Ä™kitne oczy swo­
jego Pępuszka.
- Tak? - lekko zaciekawiÅ‚a siÄ™ Tamara, bawiÄ…c siÄ™ guzi­
kiem przy jego koszuli.
- Dziś zostanę wdowcem. Będziemy mogli wziąć ślub
kościelny.
- To pewne? ,
144
- Jak mnie tu widzisz.
- Jak to załatwisz?
- Wypadek.
- Muszą rozpoznać ciało.
- Nie ma problemu.
Ta jakże rzeczowa wymiana zdań uświadomiła Misce
pewnÄ… różnicÄ™ miÄ™dzy pozorami a rzeczywistoÅ›ciÄ…. Strasz­
na piękna Tamara nadal uśmiechała się ujmująco, głaszcząc
wąsy Sumiastego i patrząc czystymi, błękitnymi oczami
w jego oczy.
 Co za perwersja - wzdrygnęła siÄ™ MiÅ›ka. - Ta dziew­
czyna nie może być normalna!"
- %7łal mi tamtej kobiety, mimo że cię ograbiła i zostawiła
umierającego na pastwę wrogów - powiedziała Tamara. -
A poza tym nie musimy na razie brać ślubu kościelnego.
Wez rozwód, a z tradycją zaczekamy, dopóki twoja eks nie
umrze w normalny sposób. Jest już chyba bardzo stara?
- Jesteśmy w tym samym wieku - powiedział Krętek
i nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- O, przepraszam - odrzekła Tamara. - Przepraszam,
wiesz dobrze, że tak łatwo zapominam o latach, które nas
dzielÄ…... Przepraszam...
Pogodzili się tak niesmacznym pocałunkiem, że Miśka
z obrzydzenia zacisnęła powieki. Otworzyła je dopiero
wtedy, kiedy Sumiasty podjął nowy temat, co oznaczało, że
ma wolne usta.
- Jest jeszcze jedna sprawa, o której dosyć niezręcznie
mi mówić.
- To znaczy?
- Mój prawnik doradził mi intercyzę. Wiesz, długo się
przed tym broniłem, ale w końcu zgodziłem się z jednym
jego argumentem: przez Celinę mam uraz do małżeństwa.
Po Å›lubie mogÄ™ być wobec ciebie szalenie podejrzliwy. Le­
piej, żebyśmy z góry wszystko wyjaśnili i określili, wtedy
stosunki między nami będą, że tak powiem, czyste.
- WidzÄ™, że twój prawnik jest również twoim psycho­
analitykiem - zauważyła Tamara z przekąsem.
145
- Tamarko, nie złość się. Tu chodzi tylko o podział, który
gwarantuje nam obojgu wolność.
- Wolność - powtórzyła, uśmiechając się trochę mniej
ujmująco, a trochę bardziej złośliwie.
- Oczywiście, będziesz moją jedyną spadkobierczynią,
ale zrozum: kiedy będziemy żyć razem, zdrowsza będzie
samodzielność. Nie chodzi o to, że nie dam ci pieniędzy, na
co tylko będziesz chciała...
- Wyobraz sobie, że zarabiam wystarczająco dużo i nie
będę cię niepokoiła żądaniami finansowymi...
- Tamarko, nie irytuj się... Nie wiedziałem, że tak to
przyjmiesz.
- A jak mam przyjąć brak zaufania? - spytała chłodno.
RozlegÅ‚o siÄ™ pukanie i do gabinetu weszÅ‚a kolejna perso­
na. ByÅ‚ to mÅ‚ody mężczyzna, ciemny blondyn w nieskazi­
telnym garniturze. Jak można się było domyślać - prawnik
Grdybek.
- Najpierw obiad czy interesy? - spytał z uśmiechem,
przywitawszy siÄ™ uprzednio z TamarÄ… i Sumiastym.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć. Zadzwonił telefon i pan
KrÄ™tek podniósÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™. W miarÄ™ jak wiadomoÅ›ci spÅ‚y­
wały do jego ucha, twarz zmieniała się, szarzała i tężała we
wściekłości.
- Jak to - nie ma?! To na pewno to miejsce? Co mi tu pie­
przysz o jakimś dusicielu!? Jakie ranczo? Do kiedy były?
Więc gdzie są teraz? Macie ich szukać, do jasssssss...
A, niech to!!!
To rzekłszy, rzucił słuchawkę na biurko.
- Przepraszam was na chwilę - powiedział i wyszedł
z gabinetu.
Miśka starała się przetrawić to, co usłyszała. A więc bez
dwu zdaÅ„ dziewczyny uciekÅ‚y wczeÅ›niej, niż KrÄ™tki zdo­
Å‚aÅ‚y je namierzyć! SkÄ…d wiedziaÅ‚y? Telepatia, kobieca in­
tuicja czy życzliwe ostrzeżenie z wÅ‚aÅ›ciwej strony? Nie po­
trafiła tego wyjaśnić, a miało to niebagatelne znaczenie.
Powinny wiedzieć, że ktoś je ściga. Muszą się przecież
146 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl