[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko by przepadło.
- Słucham?
- Wydawało mi się, że wyrażasz się krytycznie o czyimś
pochodzeniu i na dodatek jesteś zły. Dlatego zapytałam, czy masz jakieś
kłopoty.
- Niezupełnie. Po prostu usiłowałem się dodzwonić do przyjaciela,
ale wciąż nie mogę go zastać. Czy dziadek zjadł śniadanie?
- Wszystko, co do okruszyny. Zaproponowałam, że mu poczytam,
ale on chce obejrzeć mszę w telewizji.
- Mszę? Dziadek Pete?
- Tak powiedział. Masz ochotę na wafelka?
- Zawsze.
Poszła po wafle, a on tymczasem sprzątnął stół kuchenny i nalał do
szklanek sok pomarańczowy.
- Zwietnie razem się zgadzamy, prawda? - zagadnął Kyle.
Irish usiadła i zaczęła jeść wafel, jednocześnie zastanawiając się nad
odpowiedzią.
50
RS
- Widzisz, Kyle - zaczęła powoli - rzeczywiście dobrze nam się
pracuje razem, ale... to co było wczoraj wieczorem... nie powinno było się
stać. I nie stałoby się, gdyby nie te wszystkie wydarzenia, to znaczy chodzi
mi o znalezienie Joeya, a potem powrót jego matki. Tamto było po prostu
spontaniczną reakcją na wspólnie przeżyty stres.
- Tak myślisz? - spytał, z trudem skrywając rozbawienie.
- Oczywiście. Nie chcę kłamać, że wcale mi się nie podobasz, ale
między nami nic może dojść do niczego. Jesteś bardzo miły i chciałabym,
żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale to wszystko.
- Bo szukasz kogoś bogatego?
- Właśnie. Może powiesz, że jestem wyrachowana, ale to niczego nie
zmieni. Muszę postawić sprawę jasno. Ten pocałunek to tylko...
- Spontaniczna reakcja na wspólnie przeżyty stres?
- No właśnie. I nie świadczy o niczym - odparła, biorąc do ust
kolejny wafel.
- Rozumiem. A gdyby znów coś takiego się zdarzyło, znaczyłoby to,
że nastąpiła jedynie kolejna spontaniczna reakcja pomiędzy dwojgiem
przyjaciół.
- Właśnie. Nie! Chodziło mi o to, że nic takiego już się nie zdarzy.
- Bo jesteśmy tylko przyjaciółmi, tak?
- Tak.
- Aha, przyjaciółmi. I nie ma między nami żadnego pociągu
seksualnego.
-Nie ma.
Nie mógł się powstrzymać i wyrwało mu się krótkie parskniecie.
- Co to miało znaczyć?
51
RS
- Nic rozumiem? - Kyle patrzył na nią z niewinną miną.
- Chodzi mi o dzwięk, który wydałeś.
- Pewnie kichnąłem. Słuchaj, co byś powiedziała, gdybyśmy dziś po
południu pojechali do Tyler? Mam stamtąd przywiezć kilka rzeczy, a
Jenny przyjdzie zająć się sklepem i dziadkiem. Powinna zaraz być, jak
tylko wróci z kościoła. Moglibyśmy zjeść tam obiad i pójść na przykład do
kina. Ja stawiam. Co ty na to?
- Brzmi zachęcająco. Jak daleko jest do Tyler?
- Jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt kilometrów. Musiałaś przejeżdżać
tamtędy w drodze z Dallas.
Dokończyli śniadanie w milczeniu, ale Kyle mógłby przysiąc, że ona
myśli o tym samym, co on. %7ładnego pociągu, koń by się uśmiał. Jeszcze
trochę, a cały ten dom zajmie się od iskier, które się sypią, kiedy tylko do
siebie się zbliżą. Gdyby miał choć kilka dni, zdołałby ją przekonać, że
wspaniale do siebie pasują.
Pod warunkiem, że uda mu się namierzyć Jacksona i opóznić jego
powrót.
Irish miała nadzieję, że Jackson nie będzie zwlekał z powrotem do
Crow's Nest. Musi jak najdalej trzymać się od Kyle'a Rutledge'a, bo
jeszcze zrobi coś głupiego. Patrząc w lustro i dokonując ostatnich
poprawek w makijażu pomyślała, że, nawet ten wspólny wyjazd do Tyler
jest igraniem z ogniem. Dziwne, że nos jej nie urósł jak Pinokiowi za
tamto kłamstwo, jakoby nic do siebie nie czuli.
Była zadowolona ze swojego wyglądu. Specjalnie wybrała spokojny,
nie rzucający się w oczy strój - beżowe spodnie i jedwabną bluzkę
koszulową. Włożyła jeszcze złote kolczyki w kształcie kół, złoty
52
RS
łańcuszek, wzięła torebkę na rzemyku i wyszła do Kyle'a, który czekał już
na nią na ganku.
Spojrzenie, którym ją pochłaniał, powiedziało jej, iż całe staranie,
żeby wyglądać niepozornie, nie na wiele się zdało. Równie dobrze mogła
mieć na sobie bieliznę z czarnej koronki.
- Wyglądasz wspaniale - powiedział Kyle, uśmiechając się
prowokująco.
- Dziękuję.
Musiała ugryzć się w język, żeby nie powiedzieć, że on też nie
prezentuje się najgorzej. Jego spodnie i koszula wyglądały na włoskie.
Kosztowny włoski ubiór z dobrej firmy. Nawet jeśli kupił wszystko w
sklepie z używaną odzieżą, musiał sporo za to zapłacić. Nic dziwnego, że
nie powiodło mu się w Kalifornii - pewnie wydawał wszystko na ubranie.
- Jenny już przyjechała, więc jeśli jesteś gotowa, to możemy ruszać.
- Jestem gotowa.
Zaprowadził ją do stojącej przed sklepem jaskrawoniebieskiej
półciężarówki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]