[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bolą. Bolą o wiele bardziej, gdy się na nich śpi. Nic nie może równać się z porankiem i
przebudzeniem po dobrym biciu. To jak kac, który spowija całe twoje ciało.
W korytarzu mojego apartamentowca panowała cisza. Zakłócał ją tylko szum
włączonego klimatyzatora. Nieomal czułam wszystkich ludzi śpiących za tymi
zamkniętymi drzwiami. Miałam chęć przyłożyć ucho do drzwi i sprawdzić, czy usłyszę
oddech któregoś z sąsiadów. Tak było cicho. Czas tuż po wschodzie słońca to
najbardziej intymna, osobista pora dnia. To czas samotności i radowania się ciszą.
Trzymałam klucze w dłoni i już miałam wsunąć je do zamka, gdy uświadomiłam sobie, że
drzwi są otwarte. Odrobinę uchylone, prawie zamknięte, a jednak nie do końca.
Przesunęłam się w prawo i stanęłam, opierając się plecami o ścianę. Czy ktoś usłyszał,
jak brzęczę kluczami? Kto był w środku? Adrenalina zaczęła buzować jak najdroższy
szampan. Byłam wyczulona na każdy cień, na sposób padania światło. Moje ciało weszło
w tryb alarmowy i miałam nadzieję, że nie będę musiała z niego skorzystać.
Dobyłam broni i oparłam się o ścianę. Co teraz? Z wnętrza apartamentu nie dochodził
żaden dzwięk. Nic. Zupełnie. Może to znowu wampiry, choć było już prawie po
wschodzie słońca. Nie. To nie mogły być wampiry. Kto inny mógł się włamać do mego
mieszkania? Nie wiedziałam. Nie miałam zielonego pojęcia. Możecie pomyśleć, że
powinnam już przywyknąć do tego, że nie wiem, co jest grane, ale wcale tak nie było. To
wprawia mnie w złość i odrobinę przeraża.
Miałam kilka możliwości. Mogłam odejść i wezwać policję, w sumie niezły wybór. Ale co
mogły zrobić gliny, czego ja bym nie mogła, pomijając wejście do środka i pozwolenie,
aby ktoś lub coś ich pozabijało? To było nie do przyjęcia. Mogłam zaczekać na korytarzu,
aż ten ktoś w środku, kimkolwiek był, zacznie się niecierpliwić. To trochę by potrwało, a w
apartamencie mogło nikogo nie być. Zrobiłoby mi się głupio, gdybym stała przez kilka
godzin na korytarzu z pistoletem wymierzonym w drzwi, za którymi nie było nikogo.
Byłam zmęczona i chciałam się położyć. Niech to szlag!
Zawsze mogłam wpaść do środka, strzelając na prawo i lewo. Nie. Mogłabym otworzyć
drzwi i położywszy się plackiem na podłodze, rozwalić każdego, kto znajdował się
wewnątrz. Jeżeli w środku faktycznie ktoś był. I jeżeli miał broń.
Najrozsądniej byłoby wziąć tego kogoś na przeczekanie, ale byłam skonana. Zastrzyk
75
adrenaliny tracił moc pod wpływem frustracji wywołanej zbyt dużą ilością możliwości
wyboru.
Przychodzi taki czas, kiedy nie czujesz niczego oprócz zmęczenia. Wątpiłam, abym była
w stanie długo wytrzymać w tym cichym, klimatyzowanym korytarzu i w dodatku
zachować niezmąconą czujność. Zapewne nie zasnęłabym na stojąco, ale nigdy nic nie
wiadomo. Za godzinę zaczną wstawać sąsiedzi. Gdyby któryś z nich wyszedł i nie daj
Boże dostał się w krzyżowy ogień... Nie. To było nie do przyjęcia. Cokolwiek miało się
stać, musiało stać się teraz.
Decyzja zapadła. Doskonale. Nic nie oczyszcza umysłu tak jak strach. Odsunęłam się od
drzwi, najdalej jak mogłam, i zaczęłam przechodzić na drugą stronę, przez cały czas
mierząc z pistoletu w drzwi. Następnie wzdłuż lewej ściany podeszłam do drzwi od tej
strony, gdzie znajdowały się zawiasy. Postanowiłam je otworzyć. Wystarczyło lekko
pchnąć, opierając dłoń na wysokości zawiasów. Nic prostszego. Drobiazg. Jasne.
Przyklękłam na jedno kolano i wtuliłam głowę w ramiona jak żółw. Mogłam się założyć,
że gdyby ktoś chciał strzelić przez drzwi, mierzyłby na wysokości piersi, czyli sporo nad
moją głową. Skulona tak jak teraz byłam o wiele niższa, niż tego wymagały stosowane
przeze mnie względy bezpieczeństwa.
Lewą ręką pchnęłam drzwi i przylgnęłam do framugi. Poszło jak z płatka, udało się. Mój
pistolet był wycelowany w pierś intruza. Tyle że mój nieproszony gość trzymał już obie
ręce w górze i uśmiechał się do mnie.
- Nie strzelaj - powiedział. - To ja, Edward.
Klęczałam, patrząc na niego, a gniew narastał we mnie jak ciepły przypływ.
- Ty draniu. Wiedziałeś, że stoję pod drzwiami.
Złączył dłonie koniuszkami palców.
- Usłyszałem brzęk kluczy.
Wstałam, przepatrując pokój. Edward przesunął mój miękki biały fotel, aby ustawić go
naprzeciw wejścia. Cała reszta wydawała się być na swoim miejscu.
- Zapewniam cię, Anito, że jestem tu całkiem sam.
- W to akurat wierzę; Dlaczego do mnie nie zawołałeś?
- Chciałem się przekonać, czy wciąż jesteś dobra. Mogłem cię rozwalić, gdy zawahałaś
się i przystanęłaś pod drzwiami, tak pięknie pobrzękując kluczami.
Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam zasuwkę, choć szczerze mówiąc, dopóki
Edward znajdował się w środku, byłabym o wiele bezpieczniejsza, zamykając drzwi na
klucz z drugiej strony. Edward na pierwszy rzut oka nie robił wielkiego wrażenia ani nie
wyglądał groznie. Jeżeli się go nie znało, wydawał się całkiem miły. Mierzył metr
siedemdziesiąt, był szczupły, jasnowłosy, niebieskooki, czarujący. Jeśli jednak ja byłam
Egzekutorką, to on był samą Zmiercią. To właśnie jego widziałam w akcji, używającego
miotacza płomieni.
Pracowałam z nim wcześniej i muszę przyznać, że u jego boku czułam się naprawdę
bezpieczna. Miał przy sobie zawsze więcej sztuk broni palnej niż Rambo, z tym że nigdy
nie dbał za bardzo o zdrowie i życie niewinnych, przypadkowych osób. Rozpoczynał
swoją karierę jako płatny zabójca. Tyle wiedziała o nim policja. Chyba ludzie stali się dla
niego zbyt łatwym celem, toteż przerzucił się na wampiry i wilkołaki. Wiedziałam, że
76
gdyby nadszedł czas, gdy bardziej opłacałoby mu się mnie zabić, niż być moim
przyjacielem , zrobiłby to bez wahania. Edward nie miał za grosz sumienia. To czyniło
go zabójcą doskonałym.
- Przez całą noc nie zmrużyłam oka, Edwardzie. Nie jestem w nastroju do twoich gierki.
- Jesteś poważnie ranna?
Wzruszyłam ramionami i skrzywiłam się.
- Bolą mnie ręce, ale to przede wszystkim siniaki. Poza tym nic mi nie jest.
- Twój nocny sekretarz powiedział, że wybrałaś się na wieczór panieński. - Uśmiechnął
się do mnie, jego oczy rozbłysły. - Musiała być niezła imprezka.
- Wpadłam na wampira, którego być może znasz.
Uniósł żółte brwi i wyszeptał bezgłośnie:
- Och.
- Pamiętasz ten dom, w którym omal nas nie sfajczyłeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]