[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pomyślałam, że spakuję to wszystko i zaniosę na strych.
- Nie.
- Co takiego? - zaskoczona gospodyni zamrugała.
- Powiedziałam, że nie, pani Goodrich! - Elizabeth mówiła twardym tonem i
stopniowo podnosiła głos. - Jak pani śmie! Wchodzić tutaj i pakować ubranka
dziecinne!
- Myślałam, że chciałabyś... - zaczęła, lecz Elizabeth nie pozwoliła jej
skończyć.
- Nie obchodzi mnie, co pani myślała. Proszę
Rozdział 8
- Mamusi coś się stało - oświadczyła Megan, gdy tylko ojciec pojawił się w
drzwiach wejściowych domu. Z ponurą miną siedziała na najniższym stopniu
schodów wiodących na górę.
- Zabrała Sam.
- Twoją lalkę? - spytał Bill. - Dlaczego to zrobiła?
- Nie wiem - odparła dziewczynka. - I zezłościła się na panią Goodrich,
naprawdę okropnie.
- W tym momencie zauważyła papierowe torebki przewiązane kokardkami z
czerwonej wstążki.
- Czy to dla mnie?
- Jedna jest dla ciebie - przyznał Bill. - Druga dla mamusi, a trzecia dla pani
Goodrich.
- Podał jej paczuszkę z czekoladowymi całuskami. - Możesz zjeść teraz
jednego. Resztę odłóż na pózniej.
- Mamusia za karę nie powinna dostać nawet jednego - stwierdziła. - Gdybym
ja była taka niegrzeczna, na pewno byście mi nic nie dali.
Bill przykucnął tak, że jego oczy znalazły się ba wysokości oczu córki.
- Kochanie, mama nie jest niegrzeczna, tylko bardzo, bardzo smutna. I jeżeli
zabrała ci lalkę, ko na pewno miała jakiś ważny powód. - Po prostu chciała ją
mieć. - Megan pokręciła głową. - Ale Sam woli być ze mną. - Już wiem, co
zrobimy. Pójdę na górę i porozmawiam z mamusią. Może się dowiem,
dlaczego zabrała Sam, dobrze?
Megan pokiwała twierdząco głową, zanurzyła dłoń w torebce i wyciągnęła
całą garść czekoladek. - Teraz możesz zjeść tylko jedną - ostrzegł ojciec. -
Drugą po obiedzie, a resztę odłóż na Kniej.
Megan zawahała się. Miała nadzieję, że uda jej się wyżebrać pozwolenie na
jeszcze jednego całuska, ale widząc stanowczą minę ojca, odłożyła resztę
czekoladek do torebki. Gdy zaś ruszył w górę po schodach, szybko
wyciągnęła z paczuszki jedną, a po chwili drugą.
Bill poszedł do małżeńskiej sypialni. Spodziewał się, że zastanie żonę leżącą
na łóżku lub na szezlongu. Jednak pokój okazał się pusty. Wtem przez
uchylone drzwi łazienki posłyszał dobiega-jące z pokoju dziecinnego ciche
skrzypienie starego fotela bujanego. Po cóż Elizabeth tam poszła? Od chwili,
gdy dowiedział się o poronieniu, nawet nie potrafił się zmusić do wejścia do
pokoju, który przygotowywali dla maleństwa. Tym bardziej dla niej pójście
tam musiało wiązać się ze straszliwym cierpieniem. A jednak coś ją tam
ciągnęło.
Przemierzył sypialnię i wszedł do łazienki. Chociaż drzwi naprzeciwko były
uchylone, niewiele widział, ale teraz poza skrzypieniem fotela usłyszał jeszcze
że Elizabeth cicho nuci kołysankę.
Otworzył szerzej drzwi do pokoju dziecinnego.
Elizabeth siedziała na fotelu. Była odwrócona tyłem do niego, ale widział, że
trzyma coś w ramionach.
Coś, czemu śpiewała słodką piosenkę.
- Elizabeth? - spytał niepewnie, idąc w jej kierunku.
Zamilkła i przestała się kołysać.
- Bill? - powiedziała tylko.
Pochylił się, by pocałować żonę w policzek, lecz raptownie się odsunął.
W jej ramionach, owinięta w miękki, różowo--nebieski kocyk, który kupili
zaledwie tydzień wcześniej, spoczywała lalka. Jej błękitne oczy wpatrywały
się w niego i przez ułamek sekundy miał wrażenie, że go bacznie obserwują.
To uczucie natychmiast ustąpiło i Bill lekko musnął ustami policzek żony.
Stwierdził, że jest dziwnie chłodny.
- Kochanie, dobrze się czujesz? Potaknęła głową. Nic nie powiedziała.
- Coś ci przyniosłem.
W jej oczach błysnęło zainteresowanie, wstała z fotela.
- Tylko położę nasze maleństwo do kołyski. Nasze maleństwo... te słowa
zdawały się odbijać
echem w mózgu Billa, gdy Elizabeth delikatnie kładła zabawkę do kołyski i
owijała ją starannie
kocykiem.
- Dlaczego przyniosłaś tutaj lalkę Megan?
- spytał, gdy odwróciła się do niego. Popatrzyła na niego zdezorientowana,
ale po
chwili jej wzrok stał się przytomny.
- Przecież nie byliśmy pewni, czy ten prezent był przeznaczony dla niej,
pamiętasz? - spytała. W jej głosie brzmiał ostry ton, który bardzo zaniepokoił
męża. - Równie dobrze mógł być przysłany dla dzidziusia, prawda?
- No, chyba tak - stwierdził Bill niepewnie.
- Nie sądzisz...
- Czy nie moglibyśmy przynajmniej na razie
zostawić jej tutaj? - Elizabeth mówiła proszącym tonem. - Kiedy przyszłam
tutaj dziś rano, pokój wydawał mi się taki pusty, jednak gdy przyniosłam
Sama, od razu zrobiło się mniej samotnie. - Zerknęła w stronę kołyski. - Sam -
powtórzyła. - Jakie ładne imię. Zawsze myślałam, że gdybyśmy mieli syna, to
moglibyśmy tak go nazwać.
Bill poważnie się zaniepokoił. Chociaż rozważali z żoną wiele imion, nie
pamiętał, by któreś z nich wspomniało o Samie.
- Uważam, że Megan powinna jednak... - zaczaj Bill, ale żona natychmiast mu
przerwała.
- Megan na razie może sobie poradzić bez lalki - oświadczyła. - I tak potrwa
to najwyżej dzień lub dwa. - Podeszła bliżej uśmiechając się do niego i objęła
go ramionami. - Nie umiem ci tego wytłumaczyć - szepnęła przysuwając
wargi do jego uszu. - Po prostu jest mi łatwiej. Nie możesz tego zrozumieć?
Bill przytulił ją mocno i pomyślał z żalem, że nie może zrobić nic, zupełnie
nic, by ulżyć jej cierpieniu.
- Oczywiście, że rozumiem - odparł. - Jeśli tylko obecność lalki ci pomaga, to
nie widzę powodu, dla którego nie miałabyś zatrzymać jej tutaj na jakiś czas.
Jestem pewny, że Megan to zrozumie.
Megan stała na korytarzu przy drzwiach do pokoju dziecinnego, gniewnie
zmarszczyła brwi. A więc jednak tato nie zabrał mamusi lalki.
Nawet powiedział, że może ją zatrzymać.
Nic i tego nie rozumiała.
Nic a nic.
Rozdział 9
Obudziwszy się raptownie Bill od razu wiedział, że Elizabeth nie leży obok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl