[ Pobierz całość w formacie PDF ]
światło kamienia tańczyło po ścianach. Proca Bory wyrzucała kamień za kamieniem, wszystkie z
impetem sięgały celów.
Jednak była to głównie walka Conana i Raihny. Nie liczyli, ilu Przemienieńców okaleczyli lub
uśmiercili, nie liczyli te\, ile razy ocalili sobie nawzajem \ycie.
Te rzeczy nie miały większego znaczenia w obliczu nacierających bestii. Z pewnością nie
mógł atakować bez końca, ale czy ów koniec nadejdzie nim wyczerpią się ich siły?
Sztylet Raihny był ju\ stępiony, a jej miecz powyginany na łuskach Przemienieńców. Na
ostrzu miecza Conana widać było tyle wyszczerbień, jakby ścinał nim drzewa. Broń mogła
wkrótce stać się bezu\yteczna, nawet jeśli im samym nie zbraknie sił.
Conan miał wra\enie, \e szeregi Przemienieńców przerzedziły się nieco oraz \e przerwy
pomiędzy kolejnymi atakami wydłu\ały się. Nie było wykluczone, \e sytuacja na polu bitwy
odwróci się.
Czy nastąpi to dość szybko? Niestety wcią\ mogli przegrać z kretesem, jeśli Przemienieńcy
przedrą się przez ich obronę w sile wystarczającej, by zabić Illyanę.
Jeszcze jeden stwór, nie dwa stwory, nacierające na barykadę. Conan starł pot z oczu.
Sprawy nie miały się dobrze, jeśli ledwo mógł policzyć swoich przeciwników!
Pierwszy Przemienieniec miał mnóstwo ran na ciele i sterczącą z niego strzałę pozostałość
po pierwszym kontakcie z kompanią Conana. Zwalił się swym wielkim cię\arem na barykadę.
Jeden z głazów poruszył się, za chwilę następny.
Zapora z hukiem zapadła się, wzbijając chmurę pyłu. Drugi Przemienieniec wskoczył w ów
gęsty obłok. Raihna przyjęła go rozpaczliwym atakiem. Jej miecz wygiął się jeszcze bardziej.
Conan zamierzył się w kark stwora, ale nie zdołał go dosięgnąć. Napastnik przemknął między
dwójką obrońców, nie zwrócił zupełnie uwagi na cios kamienia ciśniętego przez Borę i rzucił się
na Illyanę.
Szpony bestii znajdowały się ze dwie stopy od czarodziejki, gdy ta odskoczyła w tył. Conan
mógłby przysiąc, \e kobieta nie tyle odskoczyła, co przeleciała w powietrzu. Nie wątpił te\ w to,
co zobaczył potem szmaragdowy płomień tryskający z kamienia, niczym przerazliwie jasna,
świetlista włócznia.
Ogień uderzył w intruza. Jeden z jego pazurów przejechał po ramieniu Illyany, ale nie
pojawiła się krew. Ułamek sekundy pózniej, kipiące jak gulasz w nie dopilnowanym garnku,
ciało Przemienieńca odpadło od kości. Fala nieopisanego smrodu przetoczyła się przez jaskinię,
niemal\e odurzając i powalając Conana. Kiedy odzyskał zmysły, zobaczył, \e z Przemienieńca
zostały jedynie dymiące gnaty. Illyana wstała, badając palcami swoje ramię, które Conan był
przekonany powinno być rozszarpane, a\ po kość. Jej gładka skóra była nienaruszona. Przez
głowę Conana przemknęła niepo\ądana acz spontaniczna myśl o tym, jak mógł przyciskać to
ciało tak mocno do siebie.
Illyana uśmiechnęła się, jak gdyby myślała o tym samym.
Nie powinnam tego umieć. Kamienie& Cokolwiek chciała powiedzieć o Kamieniach,
pozostawiła dla siebie. Dla odmiany sposępniała. Nie mam pojęcia, ile razy jeszcze jestem w
stanie tego dokonać, ale na pewno dość, byście mogli zaatakować.
Zaatakować, czym? zawołała Raihna, pokazując swoją zniszczoną broń.
Illyana zdawała się tym nie przejmować.
Eremius zbli\ył się, a Przemienieńcy są słabsi. Je\eli zaatakujecie teraz, ubezpieczani przez
Borę i mnie, mo\ecie zabić Eremiusa. Zdobędziemy drugi Kamień. Zwycięstwo będzie nasze.
Conan najchętniej zdrowo potrząsnąłby czarodziejką.
Nie wywalczymy sobie zwycięstwa ostrzami tak tępymi, \e nie pokroiłyby masła!
Chyba dopiero teraz Illyana zdała sobie sprawę ze stanu ich broni. Spochmurniała na moment.
Nagle poło\yła jedną dłoń na mieczu Conana, palcami drugiej dotykając miecza i sztyletu
Raihny.
Conan przezwycię\ył impuls, by wyszarpnąć miecz spod dłoni Illyany. Zbyt długo ju\
Strona 91
Green Roland - Conan mę\ny
otaczało go tyle magii. Ruszaj do boju z zaczarowanym mieczem&
Illyana zaintonowała coś i miecz Raihny wyprostował się. Szczerby znikły z ostrza orę\a
Conana. Sztylet na powrót stał się ostry. Krawędzie broni, jaką trzymali w dłoniach, lśniły jak
nowe.
Na Croma!
Cymmeryjski bóg nie nale\ał do tych, którzy odpowiadali na modły czy wysłuchiwali ich
cierpliwie. Po raz pierwszy w \yciu, Conan niemal\e \ałował tego.
Barbarzyńca uniósł swój miecz, wa\ąc go w dłoni i przesuwając palcem po magicznie
odnowionym orę\u. Wyglądał świetnie. Zresztą, zaczarowany czy nie, stanowił jego jedyną broń.
Gdy poprowadził Raihnę ku wyjściu z jaskini czuł, \e prawie tak samo boi się Illyany, jak
Przemienieńców.
Eremius usiłował zrozumieć, co się działo u wejścia do jaskini. Illyana \yła, a Przemienieńcy
ginęli w sposób, który nie mógł być skutkiem działania Kamienia. Zaprzestał tych rozwa\ań,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]