[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siała błagać zarządu o wsparcie dla młodzieży. W pew
nym sensie wmówił im, że są ludzmi tak wrażliwymi,
mądrymi i zaangażowanymi i muszą tego dowieść.
Rozejrzała się dookoła. Niemal czuła obecność ojca.
Jego satysfakcję i miłość. Wstała. I nie bacząc na zdu
mione spojrzenia zebranych, podeszła do Hugona i po
całowała go.
- Kocham cię - szepnęła. - Tak bardzo cię kocham.
Nie można było mieć wątpliwości co do wyników glo
sowania. Wystarczyło popatrzeć na twarze członków za
rządu. Młodzi mieszkańcy Rye będą mieli swoją świetlicę
i warsztaty. Będą mogli uczyć się, rozwijać i dorastać.
A wraz z nimi będzie rozwijać się miasto.
Tego wieczora Dee wydala uroczyste przyjęcie. Za
proszeni goście, Kelly i Brough, Anna i Ward oraz Beth
i Alex, wiedzieli, że będą świętować jej urodziny. Tylko
tyle im powiedziała.
Spojrzała na lśniący na jej palcu pierścionek. Wianu-
167
szek diamencików mienił się w słońcu. Hugo podarował
jej go tego ranka... w łóżku.
Jak pierścionek na jej palcu, tak i jej życie zatoczyło
krąg. Znowu znalazła się w miejscu, w którym najbar
dziej pragnęła być. Z wymarzonym człowiekiem. Tego
wieczora zamierzała przedstawić go przyjaciołom jako
swego narzeczonego i ukochanego. Cienie, jakie rzucał
na jej życie Julian Cox, odeszły w niebyt. Hugo przegnał
je żarem swojej miłości.
- Nie patrz na mnie w taki sposób - szepnął jej
ostrzegawczo, wprost do ucha. - W przeciwnym razie...
Dee nie przestała patrzeć nań w taki sposób.
- Jak najbardziej tak - szepnęła.
EPILOG
Rozdzwoniły się dzwony. Radosną, tryumfalną pieś
nią. Dee i Hugo wyszli z kościoła i stanęli w pełnym
słońcu.
- Dlaczego kobiety płaczą na ślubach? - Spytał Bro-
ugh. I wymienił znaczące spojrzenia z Wardem i Ale-
xem. Ich połowice oglądały właśnie młodą parę zamglo
nymi przez Å‚zy oczami.
- Bo jesteśmy szczęśliwe, rzecz jasna - powiedziała,
zgodnie z prawdÄ…, Kelly.
- Bardzo, bardzo szczęśliwe - dodała Anna cicho.
I wszystkie trzy popatrzyły na siebie z czułością.
Tego ranka pomagały Dee w przygotowaniach do ce
remonii. W pewnym momencie Dee wyjęła z kubełka
z lodem butelkę szampana i napełniła cztery kieliszki.
- Za miłość i szczęście - powiedziała. Uniosła kie
liszek. A kiedy wszystkie spełniły toast, dodała z taje
mniczym uśmieszkiem: - I za człowieka, który jest au
torem, w każdym tego słowa znaczeniu, szczęścia, które
stało się naszym udziałem w tym roku. - Nie zrozumiały,
co miała na myśli. Popatrzyły po sobie, niepewne. - Za
Juliana Coxa. Gdyby nie on, żadna z nas nie spotkałaby
swego wspaniałego, doskonałego partnera.
SAODKI ZAPACH CZEKOLADY 169
- Chcesz wypić za Juliana Coxa?! - zdumiała się An
na. - Och, Dee...
- Dlaczego nie? Nie ma już w moim życiu miejsca
na uczucia negatywne, rujnujÄ…ce, Anno... Nie potrzebujÄ™
ich...
- Dee ma rację - powiedziała Kelly. - Julian mógł
sprowadzić na nasze głowy czarne i grozne chmury.
Wszystko jednak obróciło się na dobre. Zamiast ciemnych
chmur mamy jasne obłoki.
- W takim razie wypijmy za jasne obłoki - zapro
ponowała Beth.
Opróżniły całą butelkę. Lecz, patrząc na Dee, Anna
była pewna, że to nie szampan sprawił, iż jej twarz jaś
niała szczęściem. Wystarczyły pełne miłości spojrzenia
Hugona. Dzwony dzwoniły, płatki róż unosiły się nad
młodą parą jak różowa chmura. Dee w kremowej, ko
ronkowej sukni, promieniała szczęściem. Cały jej or
szak, wszystkie druhny, także ubrane były w kremowe
suknie.
Fotografowie zaganiali uczestników ceremonii do
wspólnego zdjęcia przed kościołem. Kiedy było już po
wszystkim, Dee odwróciła się i szepnęła coś do męża.
Hugo pocałował ją i podszedł do szóstki przyjaciół.
- Czy moglibyście dopilnować, żeby wszyscy zaczęli
już odjeżdżać na przyjęcie? - zwrócił się do Anny. - Ma
my tu jeszcze z Dee pewną sprawę do załatwienia
i chcielibyśmy, żebyście przez jakiś czas zajęli się gość
mi, dobrze?
- Oczywiście - odparła Anna.
170
- Myślisz, że on wie? - szepnęła Dee. Z głową opar
tą na ramieniu Hugona patrzyła na nagrobek ojca. Przed
chwilą położyła na nim swój ślubny bukiet. Hugo objął
ją mocno i uścisnął. A z jej oczu popłynęły gorące łzy
szczęścia.
- Nie wiem - odparł cicho. - Wiem za to na pewno,
że bardzo, bardzo cię kocham, Dee... - Pocałował ją.
I poczuł, że zadrżała delikatnie. - Chodzmy! - rzucił. -
Ty i ja musimy wziąć jeszcze udział w przyjęciu wesel
nym,
- Ty i ja? - Dee uśmiechnęła się do niego. - A nie
my troje...? - Gdy spojrzało się na nią z boku, można
było dostrzec delikatne zaokrąglenie jej brzucha.
- My troje - powtórzył Hugo drżącym ze wzruszenia
głosem. A przed kościołem wirowały na wietrze ostatnie
płatki róż.
koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]