[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Max wszystko sobie przemyślał. Pierwszego dnia
nad rzeką wiele się nauczył. Obserwując Nicole, do­
szedł do wniosku, że dorównać dziewczynie na jej
własnym terenie będzie bardzo trudno. Operowała
wędką tak sprawnie i tak dobrze, że wygrać z nią w tej
konkurencji było prawie niemożliwe.
Tym razem jednak, tak czy inaczej, to on zostanie
zwycięzcą. Wolałby oczywiście spacer przy księżycu,
ale wspólna kolacja to też coś. Trzeba tylko będzie
spławić jakoś Reeda i Asha. Chłopcy bardzo się do
niego przywiązali i nie opuszczali go ani na krok. Był
tak zamyślony, że nie słyszał, co powiedziała.
- Przepraszam, mówiłaś coś...
- Owszem, mówię, że jeśli stąd wyjdziesz, będę
mogła się ubrać.
- Jestem w każdej chwili gotów zostać tutaj i tro­
chę ci pomóc. Mogę się przydać, zapiąć jakieś guziki
albo coś takiego.
- Dziękuję za dobre chęci, ale nie potrzebuję po­
mocy.
Przeczesała dłonią włosy.
Anula43&Irena
- Gdzie tam. Co ma być złego? Ja jestem za nim,
trochę pogadaliśmy, podoba mi się. Lubi porozmawiać.
- Jest jakieś „ale", wyraźnie to słyszę. Mów jaś­
niej, JD.
Anula43&Irena
Próbowała nie patrzeć mu w oczy.
- Owszem. To coś złego?
o tym?
- Idź już, Max.
Po jego wyjściu głęboko westchnęła. Niełatwo jest
zmagać się z pokusą, zwłaszcza z taką. Tym bardziej
kiedy się wie, że nie jest się w stanie odegnać jej raz na
zawsze.
Max opuścił jej pokój z dziwnym uczuciem. Nie
wiedział, co myśleć. Nicole w niczym nie przypomina­
ła Sandry, a jednak był nią tak samo zafascynowany.
Poczuł wyrzuty sumienia, jakby dopuścił się zdrady.
Przypomniał sobie o swoim postanowieniu; musi do­
prowadzić sprawę do końca. Nigdy tego nie zrobi, jeśli
bez przerwy będzie analizował swoje uczucia.
Tego ranka Nicole ubierała się dłużej niż zwykle.
Z jakiegoś powodu dobierała starannie kolor dżinsów
do koloru koszulek, zmieniając kilka razy zdanie. Zro­
biła staranny makijaż. Kiedy wreszcie wyszła ze swo­
jego pokoju, w drzwiach zderzyła się z JD.
- Aleś mnie wystraszyła...
- Ty mnie też. O co chodzi? Stało się coś?
JD zrobił krok do tyłu, przepuszczając ją.
- Niby nic. Tamten facet przyszedł do mnie i po­
wiedział, że jedziecie razem na piknik. Zapytał, czy
może coś dla was obojga zabrać na lunch. Wiesz coś
Strasznie się przejmuje.
Weszli do kuchni. JD zabrał się do zaparzania kawy
w dużym ekspresie.
- Nie mam nic przeciwko temu, a tobie należy się
jakaś przyjemność.
Przez chwilę milczał. Stał zwrócony do niej tyłem
i nie mogła widzieć wyrazu jego twarzy.
- Ja nie mam nic przeciwko temu - mówił dalej
z ociąganiem - ale sama wiesz, jaka jest Henny-Penny.
Boi się, że ktoś cię znowu skrzywdzi i będziesz cierpia­
ła, takie tam babskie gadanie. Mówi, żebyś uważała.
- Jestem teraz inna. Sporo się nauczyłam i nie
tak łatwo zawrócić mi w głowie. Nie jestem nawet
pewna, czy jeszcze potrafię cierpieć z powodu męż­
czyzny. Myślisz, że nie powinnam jechać z nim na
piknik?
JD przekręcił czapkę daszkiem do tyłu.
- Nic takiego nie powiedziałem. Lubię tego faceta,
naprawdę. Oboje z Penny myślimy, że należy ci się
jakaś przyjemność, tylko uważaj.
Nicole nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
Oni są naprawdę niemożliwi. Traktują ją jak małą
dziewczynkę, gotową włożyć palec między drzwi.
- Będę bardzo ostrożna, przysięgam.
Podniosła rękę do góry żartobliwym gestem.
- I nie kpij sobie ze mnie, bo to nieładnie.
JD oparł się o kuchenny blat. Spojrzała na niego
przepraszająco.
- Nigdy z ciebie nie żartuję.
- Jedno ci powiem. Odkąd wróciłaś do domu, sta-
Anula43&Irena
łaś się inna. Nie jesteś taka jak dawniej. Jesteś twarda, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl