[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwiska wszechwładcy, a ciągłe były swary, zawiści i intrygi
, wokół tego, kto wymieniony, a kto nie, ile i na jakim miej-
scu. I choć mieliśmy ścisłe ustalenia tronu i dokładnie okre-
ślone normy, kogo i jak często mo\na wymieniać, taka ju\ wy-
tworzyła się pazerność i dowolność, \e nas, zwykłych urzędni-
ków, dygnitarze naciskali, \eby ich gdzieś tam poza kolejką
i ponad normę wymienić. Wymień mnie, wymień, powiada to
jeden, to drugi, a jak będziesz czegoś potrzebować, mo\esz na
mnie liczyć. I jak\e się dziwić, \e rodziła się w nas pokusa,
aby to tego, to tamtego ponad limit wymienić i zyskać sobie
wysokiego protektora. Jednak\e ryzyko było powa\ne, gdy\
przeciwnicy liczyli sobie nawzajem, ile kto razy był wymienio-
ny, i jeśli wychwycili jakąś superatę, zaraz szli z donosem do
czcigodnego pana, a ten albo karcił; albo łagodził. W końcu
, wielki szambelan wydał polecenie, aby dostojnikom zaprowa-
dzić karty wymien9 alności, tam wpisywać, ile razy ka\dy był
wymieniony, i przesyłać miesięcznie sprawozdania, na których
podstawie dostojny pan wydawał dodatkowe polecenia, ko-
mu ująć, a komu dodać. A teraz wypadło nam usunąć karty
całego gabinetu Aklili i zaprowadzić świe\e karty. Tu szcze-
gólne zaczęły się na nas naciski, bo nowi ministrowie z wiel-
kim zapałem zabiegali, \eby ich wymieniać, a ka\dy starał się
to w przyjęciu wziąć udział, to ~, innej uroczystości, aby z tej
okazji zostać wymienionym. Ja zaś, tu\ po zmianie gabinetu,
znalazłem się na bruku, gdy\ z powodu niepojętego, a jak\e
karygodnego zaćmienia raz nie wymieniłem nowego ministra
dworu, pana Yohannesa Kidane, a ten tak się rozsierdził, \e
mimo moich błagań o łaskę, nakazał mnie wydalić.
marzec - kwiecień - maj
S.:
Nie muszę ci tłumaczyć, przyjacielu, \e padliśmy o-.
fiarą diabelskiego spisku. Gdyby nie to, pałac stałby jeszcze
tysiąc lat, jako \e \aden pałac nie runie sam z siebie. Ale tego,
co wiem dzisiaj, nie wiedziałem wczoraj, kiedy niosło nas ku
zgubie, a my w zamroczeniu, oślepieniu, w potępieńczym zacza-
dzeniu, w swoją moc dufając, sami siebie wywy\szając, nie
patrzyliśmy końca! Wszyscy manifestują - studenci, robot-
nicy, muzułmanie, wszyscy praw \ądają, strajkują, wiecują,
na rząd pomstują. Przychodzi meldunek o buncie III Dywizji,
stojącej w Ogadenie. Teraz ju\ całe wojsko mamy zwarcholo-
ne przeciw władzy postawione, tylko gwardia cesarska oka-,
zuje jeszcze lojalność. Z powodu tej butnej anarchii i obmow-
nej agitacji, tak się ponad wszelką dopuszczalność przeciąga-
jące zaczyna się w pałacu szeptanie, dostojników na się spo-
glądanie, w spojrzeniach nieme pytanie - co będzie? co robić?
Dwór cały przyduszany; przygnieciony, wypełnił się szeptem,
tu szep-szep, tam szep-szep, ju\ nic nie robią, tylko po koryta-
rzach się snują, po salonach zbierają i po cichu knują, wiecu-
ją, na naród pomstują. I takie między pałacem a ulicą pomsto-,
~,vanie, wytykanie, zawiść i nie\yczliwość wzajemnie narasta-
jąca, wszystko zatruwająca. Powiedziałbym, \e powoli w pałła-
cu tworzą się trzy frakcje. Pierwsza - to ludzie kratowi, za-
wzięta i nieustępliwa koteria, która domaga się zaprov~adzenia
porządku i nalega, \eby aresztować warchołów, wsadzić za kra-
ty buntowników, pałować i wieszać. Tej frakcji przewodzi
córka cesarza - Tenene Work, sześćdziesięciodwuletnia dama,
wiecznie zła i zaciekła, stale wytykająca czcigodnemu panu je-
go dobrotliwość. W drugiej frakcji grupują się ludzie stołowi-
to koteria liberałów, ludzi słabych i w dodatku filozofujących,
którzy uwa\ają, \e trzeba zaprosić buntowników do stołu i roz-
mawiać, wysłuchać, co mówią, i coś w cesarstwie zmienić i po-
prawić. Tu największy głos ma ksią\ę Mikael Imruy umysł o-
twarty, natura skłonna do ustępstw, a on sam bywały w świe-
cie, kraje rozwinięte znający. Wreszcie trzecią frakcję tworzą
ludzie korkowi - których, powiedziałbym, w pałacu najwię-
cej. Ci nic nie uwa\ają, ale liczą, \e jak korek na wodzie, tak
ich będzie unosić fala wydarzeń i \e w końcu wszystko jakoś
się uło\y, a oni pomyślnie dopłyną do gościnnego portu. I kie-
dy ju\ dwór podzielił się na kratowych, stołowych i korko-
wych, ka\da koteria zaczęła swoje racje głosić, ale głosić po-
tajemnie i nawet podziemnie, bo jaśnie osobliwy pan nie lu-
bił \adnych frakcji, a to dlatego, \e nie cierpiał gadania, naci-
skania i wszelakiego spokój mącącego nalegania. A z tego po-
wodu, \e one frakcje powstały i między nimi zaczęło się bo-
jowanie, obrzucanie, pazurków pokazywanie, rąk wymachiwa-
nie, wszystko w pałacu na chwilę o\yło, wigor powrócił da-
wny, swojsko się zrobiło.
L.C.:
W tym czasie pan nasz z coraz większym ju\ trudem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]