[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nie na żarty, gdy ujrzała przed sobą hiszpańskiego granda w stroju lśniącym srebrem i
perłami. Nie poznała nawet śmiechu Floresa.
 Oto twój strój, przebierz się szybko  rzekł Flores podając żonie błękitną suknię.
Maggie, ubrana bardziej niż skromnie, w lekką bluzkę i krótką, połataną spódniczkę,
dotknęła nieśmiało wspaniałej sukni i stanęła niezdecydowana.
 Na co czekasz?
 Ja... ja nawet nie wiem, jak to się wszystko wkłada.
Prawdę mówiąc, Flores znał się tyle co i ona na tych skomplikowanych strojach i nie
był w stanie pomóc Maggie. Lecz wrodzony instynkt kobiecy pomógł jej w znalezieniu wła-
ściwego zastosowania każdej części stroju. Kiedy Flores poprawiał końce szarfy i przymierzał
przed lustrem szpadę ze złotą rękojeścią, Maggie była już ubrana.
Spoglądali na siebie ze zdumieniem, nie wierzyli własnym oczom, byli sobą zachwyce-
ni.
Istotnie stanowili piękną parę. Smagły, opalony Flores wyglądał w nowym stroju
niezwykle efektownie.
 Tam do licha! Przecież Maggie jest piękna! Gdzie ja miałem oczy?  pomyślał.
 Teraz można rozpocząć uroczystą audiencję  rzekł na głos i kazał Murzynowi
wezwać wszystkich mieszkańców wyspy.
To było również nowością w życiu wyspy. Slayton bowiem nie wpuszczał nikogo do
* Koronka niciana.
** Cienka koronka z surowego jedwabiu.
swojego gabinetu.
Gdyby mieszkańcy innej planety przybyli nagle na Wyspę Zaginionych Okrętów, nie
wywołałoby to większego wrażenia niż to zaproszenie nowego gubernatora. Nawet historyk
Lders rozdziawił usta ze zdumienia.
Kiedy wszyscy się zebrali, Flores przemówił w następujący sposób:
 Obywatele! Wyspiarze! Przyjaciele! Nie powodowała mną pycha, gdy wkładałem
ten strój, lecz chęć podniesienia splendoru sławnej Wyspy Zaginionych Okrętów... Podniesie-
my ten splendor jeszcze wyżej. Do wykonania moich zamierzeń potrzebni mi będą pomocni-
cy. Pan, panie O'Hara  i Flores spojrzał badawczo na Irlandczyka  otrzymuje nominację
na mojego sekretarza osobistego. Podczas zebrań i uroczystości będzie pan występował w tej
kamizeli; od dziś jest do pana dyspozycji.  I Flores pokazał piękny ciemnobłękitny strój.
O'Hara zaczerwienił się mocno, a Flores zadowolony stwierdził, że to bardzo pochlebiło
Irlandczykowi.
 O jednego rywala mniej  pomyślał nowy gubernator.
 Pan Bocco zostaje mianowany...  Flores potarł czoło  również moim sekreta-
rzem. Oto pana strój dworski.
Bocco ukłonił się z szacunkiem.
 O drugiego rywala mniej  stwierdził Flores.  Kto jeszcze pozostał? Lders? On
nie jest niebezpieczny, jednak na wszelki wypadek...
 A pan, panie Lders, pana jako człowieka nauki mianuję... hm... doradcą do spraw
kolonii. Do pańskiego tytułu odpowiednia będzie kamizela z czarnego aksamitu wyszywana
srebrem.
Rzecz zdumiewająca! Nawet Lders, który dotychczas mniej od innych zwracał uwagę
na swą odzież i chodził w szmatach, był widocznie również mile pochlebiony. Ale nominacja
zdziwiła go bardzo.
 Dziękuję za zaszczyt, ale co my mamy wspólnego z koloniami, kiedy jesteśmy
odcięci od całego świata?
 Tak, lecz możemy rozszerzyć nasze posiadłości i wówczas będziemy mieli kolonie.
Wyspiarze porozumieli się wzrokiem. Czy przypadkiem złota kamizela nie pozbawiła
rozumu ich nowego gubernatora?
Lecz Flores był spokojny i pewien siebie.
 Wiecie  ciągnął dalej  że obok naszej wyspy, w odległości najwyżej dwóch
kilometrów, znajduje się mała wysepka zatopionych okrętów. Wysepka znajduje się bardzo
blisko, lecz dotychczas nie byliśmy na niej, chroniły ją sargassy. Obecnie zorganizujemy
wyprawę i przyłączymy wysepkę do naszych posiadłości.
Pomysł Floresa spodobał się wszystkim i wyspiarze głośno wyrazili swe uznanie.
 Jeszcze jedna rzecz. Nie powinniśmy pościć i skąpić sobie, skoro jesteśmy tak boga-
ci. Wszyscy mieszkańcy wyspy otrzymają nowe stroje, na dzień powszedni i od święta.
Rozdam również wszystkim naboje, będziemy polowali na ptaki; sądzę, że ryby przejadły się
każdemu. %7łeby nam ptactwo lepiej smakowało, upieczemy chleba i wypijemy beczkę dobre-
go hiszpańskiego wina.
 Hura! Niech żyje gubernator Flores!  zawołali zachwyceni wyspiarze, a najgło-
śniej  O'Hara i Bocco.
Kiedy Flores i Maggie pozostali sami, Maggie popatrzyła na męża zakochanymi oczami
i powiedziała:
 Wiesz, nie przypuszczałam nawet, że...
 %7łe co?
 %7łe będziesz umiał tak...
 Dobrze rządzić?  I zawsze posępny odludek Flores roześmiał się serdecznie.
III. Palacz opium
Lekka niebieska mgła zasnuła Wyspę Zaginionych Okrętów. Wśród mgły majaczyły jak
upiory połamane maszty i żelazne kominy parowców.
Staruszek Bocco i Chińczyk Hao-Szen siedzieli na pokładzie starej brygantyny. Chiń-
czyk, podwinąwszy pod siebie nogi i złożywszy dłonie na kolanach, siedział bez ruchu jak
posążek i wpatrywał się w wysoki maszt.
Bocco naprawiał sieć i z nudów wypytywał Chińczyka o jego ojczyznę i bliskich.
Wreszcie zapytał Chińczyka, czy był żonaty.
Przez twarz Chińczyka przesunął się jakby cień.
 Nie, nie byłem żonaty  odpowiedział i dodał nieco ciszej:  Miałem narzeczoną,
dobra była z niej dziewczyna.
 No i dlaczego nie ożeniłeś się?
 Nie wolno nam było  nosiliśmy to samo nazwisko...
 Krewna?
 Nie. Po prostu to samo nazwisko. Tak nakazuje prawo.
Bocco nieostrożnym pytaniem obudził w duszy Chińczyka jakieś dalekie wspomnienia.
Chińczyk poruszył się i wstał z miejsca.
 Pójdę sobie  powiedział.
 Dokąd cię ciągnie? Pójdziesz znowu palić swój narkotyk? Siedz tutaj.
Lecz Chińczyk niepewnym, chwiejnym krokiem ruszył przez mostki na oddaloną barkę.
Bocco pokiwał głową.
 Chłopak zginie marnie. Jak on już teraz wygląda!
Bocco nie mylił się. Hao-Szen poszedł palić opium. Chińczyk znalazł kiedyś na jakimś
starym statku zapas tego jadowitego narkotyku i od tego czasu zaczął namiętnie palić opium.
Twarz mu pobladła, pożółkła jak słoma, oczy zapadły się głęboko, były znużone, straciły wy-
raz, ręce zaczęły mu drżeć. Kiedy dowiedziano się o jego nałogu, zabroniono mu kategory-
cznie palić w obawie przed pożarem. Kapitan Slayton w swoim czasie nakładał na Hao-Szena
surowe kary, zamykał go w ładowni, morzył głodem, żądając, by Chińczyk oddał zapas
opium, lecz nie potrafił złamać jego oporu. Raczej można go było zabić, niż zmusić do odda-
nia opium. Hao-Szen dobrze ukrył narkotyk i kiedy kontrola nieco słabła, znów palił.
Hao-Szen przyszedł na starą barkę, stojącą ukośnie, prawie pod kątem 45 stopni. Za tą
osłoną, ukrywającą go przed oczami wyspiarzy, urządził sobie palarnię tuż nad wodą.
Drżącymi z podniecenia rękami przygotował wszystko niezbędne do palenia i chciwie
zaciągnął się słodkawym dymem.
Stopniowo mgła zaczęła przybierać złocisty odcień. Kłęby złotych obłoków zwijały się
w długą wstęgę i oto wstęga przekształca się w rzekę, wielką, błękitną rzekę. %7łółte pola, żółte
skały, domek wydrążony w skale z trzepoczącym na wietrze papierowym smokiem przy
wejściu. Ojciec hebluje deski przed domem, chińskim zwyczajem do siebie, a nie od siebie.
Po rzece płynie rybak, stojąc na rufie i obracając wiosłem. Wszystko jest takie bliskie, znane,
drogie! Nad rzeką kwitną irysy, piękne liliowe irysy.
Kiedy odurzenie minęło, była już noc. Mgła rozpłynęła się. Tylko pojedyncze strzępy
jak widma płynęły szybko na północ. Było cicho. Rzadko rozlegał się plusk ryby. Zza hory-
zontu podnosił się czerwony księżyc. Księżyc nie odbijał się w wodzie. Gronorosty jak mato-
we szkło lśniły słabym odblaskiem. Tylko gdzieniegdzie, w małych  przeręblach  w
miejscach wolnych od gronorostów  woda zapalała się księżycowym światłem.
Niedaleko od wyspy, po gronorostach przesuwała się sylwetka, rysująca się wyraznie na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl