[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze.
Wzruszyła smutno ramionami. Wiedział, że nastrój wieczoru prysł. Simone
pewnie żałuje ich pocałunku.
Nie patrząc na niego, wyciągnęła telefon komórkowy i zaczęła naciskać kla-
wisze.
- Pozwól, że cię odwiozę.
Spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Proszę. Wypiłem tylko jedno piwo przed kolacją. - Przynajmniej chciał ją
odwiezć, kiedy nie mógł uratować wieczoru. Przez ojca. - Proszę, nie uciekaj znów
przede mną. - Uśmiechnął się i z radością stwierdził, że przestała marszczyć brwi. -
Bardzo było miło, dopóki nie wmieszała się moja rodzina.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Ryan rozluznił się w samochodzie.
Simone poczuła ulgę. Wzburzyło go wtargnięcie ojca, a ją wytrąciło z rów-
nowagi. Dosyć miała swoich problemów rodzinnych z przeszłości i nie miała
ochoty mieszać się w cudze. Ich role odwróciły się w sposób zaskakujący. Na po-
czątku wieczoru to ona była zdenerwowana, ale podczas kolacji jej nastawienie
zmieniło się: podejrzliwość przeszła w zaufanie. Wiele się dowiedziała o Ryanie.
Ujrzała, jak fałszywie go oceniała. I ten cudowny, namiętny pocałunek.
A wtedy wtargnął jego ojciec i zepsuł piękny wieczór. Ryan załamał się,
ujawnił swą bezbronność.
Simone rozpoznała ten ból i bardzo dobrze go rozumiała. Czuła ulgę, kiedy
jadąc pustymi ulicami, Ryan powoli wracał do siebie. Rozmawiał z nią żartobliwie,
opowiadał o śmiesznym filmie, który widział tydzień wcześniej, i gdy dojeżdżali do
domu, oboje się śmiali.
- To mój dom. - Wskazała na wysoki apartamentowiec w połowie ulicy. -
Parking jest po przeciwnej stronie.
Zastanawiała się, czy zaprosić Ryana na kawę. Ich pocałunek był bardzo na-
miętny, ale nie należy posuwać się dalej. Chyba ma rację, prawda?
- Dziękuję ci bardzo - powiedziała. - Cieszę się, że mogliśmy sobie wszystko
wyjaśnić. A jedzenie było przepyszne.
- Bardzo mi miło.
Czy to jest pożegnanie? Czy jeszcze go zobaczy? Wystraszyło ją rozpaczliwe
uderzenie serca na myśl, że Ryan Tanner może zniknąć z jej życia.
- Co powiesz na filiżankę kawy? - Mój Boże. Dlaczego to powiedziała? - Ty-
le, że ja zwykle piję gorącą czekoladę o tej porze - dodała z zakłopotaniem.
O nie, jeszcze gorzej. Teraz zabrzmiała jak zdenerwowana pensjonarka.
- Trudno nie ulec takiej pokusie - odparł Ryan z rozbawieniem w głosie. -
S
R
Ostatni raz piłem gorącą czekoladę, kiedy byłem w szkole z internatem.
Silnie odczuwała obecność tego wysokiego, przystojnego mężczyzny u swo-
jego boku, kiedy wchodzili po słabo oświetlonych schodach prowadzących do jej
mieszkania. Usiłowała myśleć o gorącej czekoladzie i rozmowie, ale nie umiała
zapomnieć jego pocałunku. Poczuła ulgę, kiedy znalazła się w mieszkaniu, zapaliła
światło. Na własnym gruncie.
Salon i kuchnia stanowiły otwartą przestrzeń, podobnie jak u Ryana, z tym, że
jej mieszkanie było dużo większe. Błyszczało nowością i urządzone zostało drogi-
mi, modnymi meblami.
- Usiądz na stołku, a ja wszystko przygotuję. Na pewno nie wolisz kawy?
- Z chęcią wypiję czekoladę.
Ryan rozejrzał się po mieszkaniu, zauważył fioletową ścianę i gabinet na po-
ziomie antresoli, minimalistyczną szafkę i podłogę z jasnych desek.
- Bardzo tu Å‚adnie.
- Dzięki. Pewnie oczekiwałeś czegoś bardziej tradycyjnego i podmiejskiego.
- Raczej nie. A powinienem?
Patrzył na nią skonsternowany.
Simone prawie podskoczyła z radości. To był ostateczny dowód, że nie czytał
pamiętnika. Zawarła w nim długi opis marzeń z dzieciństwa, marzeń o dużym do-
mu z cegieł otoczonym pergolami i ogrodem, ze starym drzewem od frontu. Opisa-
ła każdy pokój szczegółowo: wyspę w kuchni, przestrzeń wypoczynkową na niż-
szym poziomie, i wielką jadalnię, zdolną pomieścić wielu gości z okazji świąt.
Ryan rozglądał się zaintrygowany, a ona schowała twarz w szafce, z uwagą
wybierajÄ…c kubki.
- Jakaś część mnie zawsze pragnęła tradycyjnego podmiejskiego domu - rzu-
ciła w jego stronę. - Chyba żeby uciszyć głęboki brak poczucia bezpieczeństwa.
- Nie wiem. To brzmi mało.
- Oryginalnie? - Odwróciła się do niego, przyciskając do piersi ulubione kubki
S
R
z niebieskozielonymi ważkami.
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie miałem na myśli braku oryginalności. Dobrze cię rozumiem. Zazdrości-
łem dzieciom z dzielnic podmiejskich. Mieszkałem w ogromnej posiadłości, ale
marzyłem jedynie o domku z grillem w ogródku, z podwieszonym koszem do gry
w koszykówkę i sznurem do suszenia bielizny.
- I żeby dzieci w sąsiedztwie grały w piłkę - z uśmiechem dodała Simone.
- Dobrze to widzisz. - Uśmiechnął się ciepło, a ona odwróciła się i zajęła
przygotowaniem czekolady.
Należało przypomnieć sobie wykład, który do siebie wygłosiła na początku
wieczoru. %7ładnego rozczulania się nad Ryanem. Nic się w niej nie zmieniło. Prze-
żywa emocjonalny zamęt. Ma za sobą pasmo nieudanych związków...
Dozgonna miłość, podobnie jak dom ze starym drzewem przed wejściem,
okazały się fantazją, głupią mrzonką. Tak było za każdym razem.
Za jej plecami mleko zaczęło kipieć.
- Na twoim telefonie miga światełko. Pewnie masz wiadomość - powiedział
Ryan.
Aparat telefoniczny stał na kuchennej wyspie, więc mieszając czekoladę,
zerknęła w jego stronę. Mogła dzwonić Belle lub Claire, by dowiedzieć się, czy
doszła do porozumienia z Ryanem. Albo miały jej coś do powiedzenia.
- Przepraszam - rzuciła w stronę Ryana i wykręciła numer poczty głosowej.
To nie była Belle ani Claire.
Dzwoniła gospodyni dziadka. Na dzwięk jej głosu Simone poczuła ucisk w
gardle.
- Mówi Connie Price. Muszę cię uprzedzić, że mimo moich perswazji Jona-
than odmawia skontaktowania się z tobą. Ostatnio stał się uparty i nieczuły. Przy-
kro mi, Simone. Nic na to nie poradzę. Przed przyjazdem na Boże Narodzenie mu-
sisz wiedzieć, jak się sprawy mają.
S
R
Wiadomość od Connie ją przybiła. Odłożyła słuchawkę i usiadła załamana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl