[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na nas nadpływać ciemna chmura jak wielkie czarne skrzydło i bardzo szybko się porusza. Długo
już nie potrwa i dzienni ludzie odejdą na zawsze.
 Bzdura  odparł Frank.  Nic z tego się nie wydarzyło.  Uniósł szklankę, ale nie
wiadomo dlaczego myśl o napiciu się wody sprawiła, że poczuł niesmak w ustach. Wylał wodę
do zlewu, odstawił szklankę na półkę i wrócił do sypialni, zostawiając Susan Fireman w kuchni.
Położył się w pomiętej pościeli i zamknął oczy. Jeśli uda mu się zasnąć, Susan Fireman zniknie i
wszystko wróci do normy.
Minęło pięć minut, ale sen nie przychodził. Wszystko wokół było jakieś inne  musiało się
stać coś złego. Po północy Manhattan zawsze dudnił klaksonami i słychać było pędzące dokądś
wozy strażackie, nigdy jednak nie było tak hałaśliwie jak teraz. Dziś wycie syren nie milkło
nawet na sekundę, jedna nakładała się na drugą, co brzmiało jak piekielne chóralne alleluja.
Rozlegały się też tępe uderzenia, jakby rozbijano drzwi siekierami, a na to nakładał się chrzęst
rozbijanego szkła i basowe dudnienie niewiadomego pochodzenia.
Otworzył oczy. Było jedenaście minut po północy. Susan Fireman stała cały czas w drzwiach
sypialni i obserwowała go.
George Gathering prosił, aby zjawił się w Sisters of Jerusalem o drugiej w nocy. Cóż, nawet
jeśli to koszmar senny, nie potrafię w nim spać, więc mogę tak samo dobrze wziąć prysznic,
ubrać się i iść do szpitala.
Usiadł.
 Nic z tego?  spytała Susan Fireman.
 To nie jest koszmar senny, prawda? Nawet jeśli zasnę, nie obudzę się, by stwierdzić, że
nigdy cię nie spotkałem, prawda?
 Nie, Frank.
Kiedy wyszedł na ulicę, ogarnęła go lepka, hałaśliwa noc. Nie mogło mocno padać, bo
chodniki już były suche, ale wilgotność powietrza przypominała tropik.
Nigdzie nie było widać żadnej taksówki, więc ruszył piechotą. Kiedy opuszczał mieszkanie,
Susan Fireman stała w przedpokoju i cały czas się uśmiechała. Poprosił, aby jej tu nie było, kiedy
wróci, ale odparła jedynie:
 Czas pokaże, Frank. Czas pokaże.
Mężczyzny z pomalowaną na niebiesko twarzą, który kilka godzin temu trzymał się skrzynki
pocztowej, już nie było, ale deszcz był za mało intensywny, aby mógł zmyć kałużę krwi, którą
tamten zostawił na chodniku. Krwawe odciski dłoni przecinały ulicę, co świadczyło o tym, że
mężczyzna odpełzł na czworaka, do tego niezbyt dawno temu.
Frank przez chwilę miał ochotę pójść za tymi śladami i sprawdzić, dokąd go zaprowadzą.
Może byłby w stanie pomóc temu człowiekowi, zdecydował jednak, że zamiast udowadniać
sobie, że ma sumienie i szukać pojedynczego człowieka, powinien iść do Sisters of Jerusalem,
gdzie bardziej się przyda, zajmując się większą liczbą ludzi.
Szedł na południe Drugą Aleją, która wyglądała stosunkowo spokojnie. Choć chodniki
pokrywały kawałki cegieł i szkła, nie było ludzi. Wokół leżały przewrócone wózki na zakupy 
w wielu pozostawiono wyszabrowane skądś telewizory, butelki alkoholu i markowe dżinsy.
Chciwość ludzka nigdy nie przestała Franka zadziwiać. Zwiat się kończył, a ludzie kradli
telewizory.
Właśnie miał przeciąć Trzydziestą Dziewiątą, kiedy usłyszał wołanie o pomoc.
Odwrócił się i ujrzał mniej więcej piętnastoletnią dziewczynę kucającą w otwartych drzwiach
drogerii. Jej włosy były tak zakrwawione, że wyglądały jakby były czerwone. Także biały T
shirt miała pokryty zakrzepłą krwią.
 Pomocy!  powtórzyła.  Proszę pana& proszę mi pomóc. Palę się! Płonę!
Frank podszedł.
 Przykro mi, ale tu w niczym pani nie pomogę. Dojdzie pani do Sisters of Jerusalem? Wie
pani, gdzie to jest? Zobaczymy tam, co da się dla pani zrobić.
 Nie mogę! Nie mogę się poruszyć! Moja skóra się pali!
Kucnął obok. Dziewczyna miała zadarty nos, wyglądała dość chłopięco i prawdopodobnie
miała w żyłach domieszką chińskiej krwi. Gwałtownie dygotała, a jej małe oczy skakały na boki,
jakby sądziła, że jest ścigana.
 Musi pani iść na izbę przyjęć. Nie mogę pani pomóc na ulicy.
Złapała go za rękaw marynarki.
 Może pan. Proszę podejść bliżej, to pokażę panu jak. Frank próbował się od niej odsunąć.
 Przykro mi, ale w szpitalu są setki ludzi, którzy nie mniej pilnie potrzebują mojej pomocy.
Odprowadzą panią do szpitala, ale&
Dziewczyna pociągnęła Franka za rękaw i wstała.
 Aaaaaaarrrhhhhh!  wrzasnęła i zamachnęła się na niego. Mignęło szkło. Zasłonił się
ramieniem, lecz kawał zbitej szyby przeciął rękaw marynarki, koszulę i skórę. Ponownie uniosła
rękę, ale Frank z całej siły ją odepchnął i dziewczyna poleciała do tyłu, wpadając przez okno do
wnętrza drogerii. Na boki rozprysło się szkło, z hukiem przewróciła się wystawka szminek i
kremów. Na koniec na podłogę spadł obrotowy panel z okularami przeciwsłonecznymi.
Ciałem dziewczyny gwałtownie wstrząsnęło, a jej jedna noga kopała, jakby stymulowana
prądem. Frank cofnął się dwa kroki, trzymając się za krwawiące przedramię. Krew przeciekała
mu przez palce, kiedy jednak zajrzał do rękawa, stwierdził, że nie został cięty zbyt głęboko.
Wahał się, nie bardzo wiedział, co robić dalej. Dziewczyna uniosła nieco głowę, zaraz jej jednak
opadła, a noga przestała kopać. Prawdopodobnie nie żyła, więc Frank postanowił zostawić ją
tam, gdzie była. Cokolwiek mówiła Susan Fireman, to był koszmar, a przysięga Hipokratesa nie
ma w koszmarach zastosowania.
Ruszył truchtem przed siebie, najpierw na zachód w kierunku Lexington, potem znów na
południe, do Trzydziestej Siódmej. Po jakichś sześciu albo siedmiu przecznicach ujrzał biegnącą
w poprzek ulicy grupę, złożoną z sześćdziesięciu, może siedemdziesięciu osób, pokrzykującą i
wyjącą jak wataha wilków. Rozległ się terkot serii z broni automatycznej. Z któregoś okna
wrzasnęła na Franka kobieta:  Ty! Hej, ty draniu! Nie uciekniesz mi! , ale kiedy skręcił w
Trzydziestą Siódmą, znów był sam, jedynie z przewróconymi pojemnikami na śmiecie i
połamanymi skrzynkami.
Usłyszał tłum hałasujący pod szpitalem z odległości przynajmniej czterech przecznic. Na
skrzyżowaniu Piątej Alei i Trzydziestej Siódmej płonęły dwa wraki samochodów, wypełniając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl