[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kocham cię! Nic mi nie jesteś winien!
Dopiero teraz zaatakowała. Lobka zdążył się odwrócić, wyciągnąć broń. Ale
uderzyła dobrze, mocno. Zaskoczyła go tym, omal nie osiągnęła celu. Cios po-
szedł na głowę i był na tyle silny, że odepchnął zastawę czekana pod samą skroń.
%7łelezce musnęło skórę, po ganku trysnęło krwią. Lobka zachwiał się. Nim odzy-
skał równowagę, dostał z drugiej strony, w szczękę. Też przez zastawę, lecz już
mniej udaną. Runął na deski.
31
Najstarszy z Juriffów błysnął radośnie resztką zębów.
Podudkamy sobie, bracia! zawołał, wyciągając miecz.
Musza, nie czekając instrukcji, zamachnął się toporkiem na Debrena. Magun
wyszarpnął różdżkę i skacząc w bok, posłał gangarina. Nie za mocnego, niestety.
Pięćset sondowań ludzkich stóp, żadnego posiłku, upał to wszystko go wyczer-
pało. Mocy miał tyle, co kot napłakał. Ale starczyłoby. Gdyby trafił.
Potknął się o Ludminę i spudłował. Zaklęcie poszło w górę, z dachu runął
jakiś gołąb. Topór zagwizdał mu przed twarzą.
Poniechajcie go! krzyczała Neleyka. Mnie bierzcie!
Juriff próbował. Brać ją żywą. Dlatego tak marnie mu szło. Kijanka tłukła po
ostrzu miecza jak kij-samobij z najnowocześniejszej pralni, wróżka miotała się,
kopała, pluła. Była za szybka, zbyt wściekła, zdesperowana. Piękna w swej furii.
To ją ratowało. Szczerbaty był mężczyzną, chciał ją poskromić.
Muszy też nie szło. Drugi gangarin, już całkiem słaby, otarł się o jego błędnik.
Cudów nie zdziałał, ale od tej pory topór mógł służyć jego właścicielowi jedynie
do odzyskiwania traconej raz po raz równowagi. Musza nie przewracał się i ciął
na tyle celnie, by utrzymywać Debrena w ciągłym ruchu, lecz z drugiej strony
nie był w stanie zrobić magunowi najmniejszej krzywdy. Nie sposób powiedzieć,
który z nich pierwszy znalazłby okazję do decydującego ciosu. Debrenowi udało
się chwycić jeden ze stołków, miał więc czym ogłuszyć obezwładnionego czarem
wroga. Tyle że czarować nie miał czym.
Nie kocham go! Nikim on dla mnie! wrzeszczała Neleyka, cofając się
po zewnętrznych schodach na pięterko, z którego przerażona sąsiadka spiesznie
ewakuowała garnki i zachwyconą widowiskiem dzieciarnię. Innego miłuję! Od
dziecka! Na zabój! Nikomu innemu się nie dam! Słyszysz, Musza? Mam tu pierw-
szorzędną cnotę! Twoją może być! Ostaw go, chłopofilu chędożony! Wypierdku!
Obeszczańcu! Samobijcu!
Podziałało.
Topornik odwrócił się i zygzakując dość rozpaczliwie z powodu urazu błędni-
ka, pognał ku schodom.
Debren podniósł różdżkę. I posłał czar, wygarniając z mózgu ostatnie pokła-
dy swej magunowej energii. Tyle że. . . w Lobkę, którego czekan już mknął ku
opróżnionej z magii głowie.
Błysnęło, huknęło. Błyskawica była słabiutka, bardziej dymna niż ogniowa.
A Lobka wciąż przygłuszony i wściekły po trafieniu kijanką. Więc choć ze łba
mu zaiskrzyło, na dobrą sprawę w ogóle nie odczuł magunowego uderzenia. Tyle
że sam też chybił. Czekan otarł się tylko o ramię Debrena. A potem wytrącił mu
z ręki stołek. Błysnął w górze. Z tyłu, pod kolanami maguna, poruszyło się coś
miękkiego, woniejącego siwuchą, łajnem owcy, kiełbasą i ekskluzywnym winem
z Bomblogne. Debren potknął się, runął na plecy.
32
Któren to Debren Dumayczyk? zahuczał młody, dzwięczny niczym
dzwon, melodyjny głos. Magun i czarokrążca? Hej ty, z czekanem! Nie na
niego aby się zamierzasz?
Lobka obejrzał się i zamarł w bezruchu. Niewiele ryzykował. Mniej, niż igno-
rując intruza. No i był ciekaw.
W bramie stał wysoki, smukły mężczyzna. W ręku miał miecz, za pasem do-
brze skrojonego kaftana samotną rękawicę, blaszaną, od zbroi, a na twarzy kocią
maskę.
Czego tu? warknął Juriff. Jeszcze jeden tyłkodajca do Igona? Zbłą-
dziłeś. Do zamku na prawo.
Opuść czekan zignorował go kołowaty. Bo jak maguna usieczesz,
z tobą będę musiał zastępczo walczyć.
Lobka splunął, wziął szerszy zamach. Debren zamknął oczy.
Czekaj! Juriff odwrócił się, odskoczył dalej od wróżki. Czekaj, Lob-
ka! Co żeś powiedział, kocurze?
%7łem tu na walkę śmiertelną przyszedł rzucił dumnie zamaskowany.
Z tobą, Debren. Nie gap się tak głupio. Posyłanie rękawicy jest nad wyraz jed-
noznaczne. Zwłaszcza gdy się ma powody zerknął wymownie ku wróżce.
Rozumiem je. I szanuję. Dlategom przyszedł. Czego, jak wnioskuję z twej miny,
chyba się jednak nie spodziewałeś. I słusznie, bo nie jest przyjęte, już nawet tu,
na zacofanym Zachodzie, by z każdym. . . To nie wczesnowiecze. Ale, jeślim do-
brze pacholika zrozumiał, z panią Neleyką się w kwestii rękawicy skonsultowałeś.
A ona w prawie jest. . . Walczmy więc. Wolno czarować. Gdzie twój miecz?
Eee. . . Nie używam wystękał magun. Nie mam. Nigdy. . .
Aha, naga magia? No cóż, to mówi wszystko. Ale zrób mi przysługę i wez
do ręki miecz tego oto dobrego człeka wskazał Juriffa. Jak już czarem po-
walisz, dobrze byłoby dobić mnie czymś konkretnym. Co stal, to stal.
Nie!!! Od krzyku Neleyki zadrżały błony w oknach.
Nie lękaj się skłonił się kot. Wynik jest z góry. . . Ach prze-
rwał. Rozumiem. Moja obecność tutaj. . . Wybacz. Od dwudziestu lat schodzi-
my sobie z drogi. W grodzie, teraz na tych balach. . . Alem musiał przyjść. Wy-
zwanie rzecz święta. Pociesz się, że to ostatni raz. I że trupa mego wnet ujrzysz.
Debren, stawaj. Gdzie masz różdżkę? A, czekaj wyjął spod kaftana biały pan-
tofel, taki jak ten przechowywany w szkatułce, tyle że lewy. Ucałował, postawił
na stole, obok szkatułki. Na sercu wyjaśnił. Mógłby ci cios utrudnić.
Marnie szermujecie? podchwycił okazję Lobka. To może ja go. . . ?
Za grubla, taniutko. Co mi tam. I tak miałem. . .
Trzy turnieje fechtunku wygrałem, chamie. Spróbuj jeno, to ja cię darmo. . .
No, na bok. Debren, podnieś zadek. Nie upokarzaj mnie, walcząc na leżąco. Bez
ostentacji, proszę.
33
Nie!!! wróżka zbiegła po schodach, omal nie przewracając Juriffa.
Nie możecie walczyć!!! Ja go kocham!!!
Te kobiety uśmiechnął się melancholijnie kot. Dopiero co klęła się,
że nie kocha. Ale zazdroszczę ci i tak.
A, srał to pies zdenerwował się Juriff. Młodziaki! Obu utłuc!
Chwycił wróżkę za włosy, przytrzymał. A ja ją idę wyobracać. Jak skończycie,
przyjdzcie. %7ływą wam ostawię.
Musza ruszył na kota. Wiszący nad magunem czekan drgnął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]