[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siebie. Schowali sprzęt i plecaki w kępie krzaków i ruszyli.
Fredric odnalazł ścieżkę. Miał nadzieję, że myśliwy będzie w domu. Ogromnie zależało mu
na tym, aby odzyskać jego zaufanie. Hugar coś wiedział, coś, o czym on też musiał się
dowiedzieć. Za długo już błądził pośród upiornego krajobrazu, gdzie czyhały na niego
zastawione przez fantomy śmiertelne pułapki. Teraz towarzyszył mu Stephen, i czuł, że
przyjaciel wie, że coś go dręczy. O nic jednak nie pytał. Znali się już dość dobrze i każdy z
nich wiedział, kiedy nie zadawać drugiemu niepotrzebnych pytań.
Byli już niedaleko chaty. Fredric przystanął i zaczął nasłuchiwać. Cisza, tylko szmer potoku.
* Piękne miejsce. * Stephen skinął głową w stronę chaty. * Zaciszne, zielone. Idealne, jeśli
chce się tu mieszkać przez cały rok.
Fredric zauważył, że drzwi są otwarte. Kłódka z wetkniętym w nią kluczem wisiała na
gwozdziu przy drzwiach.
* Hej! * krzyknął. * Jest tam kto?!
Cisza. Ze środka nie dochodziły żadne dzwięki. Dziwne, pomyślał. Rozejrzał się dokoła. To
by było w stylu Hugara śledzić ich z ukrycia i nagle pojawić się bezgłośnie i niespodziewanie
z tej czy innej strony. Znów zawołał, znowu nic. W potarganych koronach brzóz delikatnie
szumiał łagodny popołudniowy wiatr.
Po chwili Fredric podszedł do drzwi i zapukał. Cisza. Otworzył i zajrzał do środka.
Chata była pusta. Prycza starannie pościelona, na chropawym blacie stał kubek, obok leżała
kromka chleba z serem. Niezbyt świeża.
* Fredric, prędko! * zawołał Stephen, najwyrazniej bardzo czymś przejęty. Głos dochodził z
tyłu chaty. Fredric wybiegł na zewnątrz i okrążył budynek. Stephen stał pochylony. Na ziemi
leżało chude, dziwnie wykręcone ciało, wsparte bezwładnie o starannie ułożony stos drewna.
* Nie żyje * powiedział cicho Stephen.
Fredric Drum grzebie w popiele,
przypomina sobie pewne nazwisko
i przybiera bardzo niewygodną pozycję
Fredric marzł. Zmrużył oczy, aż zwęziły się w małe szparki. Przed nim rozciągała się
lodowato błękitna równina, równina bez końca. Szalała zamieć. Wiatr smagał twarz i wdzierał
się pod kaptur anoraka. Szedł ciężkim krokiem, powoli, z trudem brodząc w sięgającym do
kolan śniegu, przed siebie, wciąż przed siebie. Tam były renifery, tam było jedzenie!
Bladożółta smuga światła na horyzoncie pozwalała dojrzeć jakieś kontury; rozróżniał
niewielkie zagłębienia w płaskiej białej przestrzeni, widział w oddali sylwetkę renifera, stał
tam i czekał na niego, w jego ciele pulsowała ciepła ożywcza krew. Myśliwy przystanął, starł
szron i sople lodu osiadłe na brwiach i brodzie, oddychał ciężko, wypuszczając z ust białe
kłęby pary.
Przycisnął do piersi ukrytą pod kurtką lalkę, podniósł broń, wymierzył. Ren osunął się na
ziemię. Udało się!, pomyślał i rzucił się do przodu. Walcząc z burzą, pokonał biegiem
odległość dzielącą go od zwierzęcia.
Padł na kolana i wtulił twarz w jeszcze ciepłe futro. %7łył. Udało mu się zaczarować zwierzę. Z
otwartego pyska ciekła krew, znacząc śnieg, spływała dalej, poprzez pokłady lodu, struga
krwi drążyła sobie drogę przez grubą lodową warstwę, by dotrzeć do ukrytej pod nim ziemi,
sto metrów niżej. Myśliwy zwinął się w kłębek i czekał na przyjście długiej nocy. Był
uratowany.
Fredric podszedł bliżej, przyglądając się zwłokom myśliwego. Ich pozycja sugerowała, że
przed śmiercią musiał poczuć gwałtowny ból czy skurcz, prawa dłoń była lekko zaciśnięta.
Jakby coś w niej trzymał, pomyślał.
* Niewydolność serca? Wylew? W końcu był w podeszłym wieku. * Stephen odsunął się
nieco do tyłu.
Fredric skinął głową. Oczywiście, myśliwy mógł zle się poczuć i umrzeć, idąc po drewno na
opał. Tylko że on w to nie wierzył. Ale to, w co on wierzył, nie miało najmniejszego
znaczenia. Jeśli zacznie opowiadać, że ktoś zamordował osiemdziesięcioletniego myśliwego
mieszkającego na odludziu, w odległej dolinie, zrobi z siebie idiotę. Obdukcja nic pewnie nie
pomoże. Nowoczesne trucizny są właściwie nie do wykrycia. Bo Fredric był całkowicie
pewien: w jakimś miejscu na ciele myśliwego widnieje ślad igły. Niemal niedostrzegalny
punkcik, ukłucie, które można by zinterpretować na wiele przeróżnych sposobów.
Powiódł wzrokiem dokoła. Morderca mógł się tu bez trudu zaczaić i zaatakować z ukrycia.
Dmuchawka i strzykawka z odwróconym tłokiem! Genialna, bezgłośna broń. Kiedy trucizna
zadziałała, wyszedł z ukrycia, wyjął strzykawkę z dłoni zmarłego, brutalnym szarpnięciem
zerwał lalkę z jego szyi, zniszczył i wrzucił do wody.
Dlaczego?
Ponieważ Hugar coś wiedział. Coś, co mogło komuś zaszkodzić, szczególnie teraz, kiedy
Fredric węszył po okolicy. Jeden z nich musiał zginąć. Z Fredrikiem się nie udało. Pytanie
tylko, czy ta jedna śmierć wystarczy? Czy on sam stanowi zagrożenie? Tego nie wiedział.
* Nie możemy go tak zostawić * stwierdził Stephen, wskazując palcem ku górze. Wysoko
nad nimi krążyły kruki. Czekały cierpliwie.
* Wnieśmy go do środka * powiedział Fredric. Częściowo niosąc, częściowo ciągnąc po
ziemi, wnieśli ciało
do chaty. Zdążyło zesztywnieć, śmierć musiała nastąpić dość dawno przed ich przyjściem.
Położyli je na pryczy. Musieli zrezygnować z prób wyprostowania nóg i ramion. Fredric
położył na piersi myśliwego zmasakrowaną laleczkę.
Stephen ze zdumieniem rozglądał się po chacie. Szczególnie zafascynowały go wiszące na
ścianach przedmioty. Fredric zdążył prawie wszystko obejrzeć poprzednim razem. Stanął
przed ramką z wierszem. Wyrazne, staranne pismo. Zdjął ramkę i schował za pazuchą,
przysięgając sobie, że nie spocznie, póki się nie dowie, kim jest morderca. Wiersz pomoże mu
w rozwikłaniu zagadki. Będzie potrzebował całej mądrości, jaką stary myśliwy przywiózł ze
sobą z Grenlandii.
Oczywiście nie było mowy o dalszym wędkowaniu. Musieli jak najszybciej wrócić do
cywilizacji i przekazać wiadomość o tym, że ostatni myśliwy w Rodalen poluje teraz gdzie
indziej.
Przed odejściem zamknęli drzwi na kłódkę, ale klucz zostawili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl